- Filharmonia Opolska dostanie z Unii Europejskiej 20 mln zł na rozbudowę i modernizację. Trudno było o te pieniądze?
- Walczyliśmy o nie ponad rok. Długo nasz projekt był na liście rezerwowej, ale w końcu udało się przekonać ministerstwo kultury, że Opolanie zasługują na tę inwestycję. I została ona uznana za kluczową dla rozwoju społeczeństwa.
- Jak się przekonuje ministerstwo, które takich próśb dostaje dziesiątki i musi wybierać, komu dać pieniądze?
- Mieliśmy kilka szalonych pomysłów. Wydrukowaliśmy specjalne kartki, na których Opolanie wyrażali swoje poparcie dla inwestycji. I kilkanaście tysięcy podpisanych przez mieszkańców regionu kartek wysłaliśmy do ministerstwa. Na naszą prośbę Opolanie zapychali też ministerialne skrzynki mailami z apelem o rozbudowę FO. Potem jeszcze wysłaliśmy kilkaset rysunków dzieci, które uczestniczą w naszych koncertach. Dzieci rysowały "filharmonię marzeń".
- Niezła grupa nacisku! Ale po co to wszystko? Filharmonia wygląda całkiem ładnie, salę koncertową mamy też niezgorszą...
- Niezgorszą? Pod względem akustyki salę koncertową mamy jedną z najlepszych w kraju. To dlatego chcą tu przyjeżdżać artyści tej miary, co pianista Kevin Kenner. Ale ciasno nam. Dyrektor Dawidow ma ogromne plany artystyczne, chcemy mieć jak najlepsze warunki do zaprezentowania umiejętności naszych muzyków, a oni nawet nie mają gdzie ćwiczyć i przebrać się do koncertu. W jednej maleńkiej garderobie siedzi pięciu kontrabasistów. Z instrumentami!
- Na przebudowie skorzystają jednak nie tylko kontrabasiści?
- Przede wszystkim opolscy melomani. Złości mnie, gdy słyszę, że w Opolu nic się dzieje. To krzywdząca opinia dla wielu instytucji kulturalnych. Dzieje się, a po naszym remoncie dopiero będzie się działo, bo powstanie nowa, wspaniała sala dla koncertów kameralnych, w której pięć razy w tygodniu rozbrzmiewać będzie muzyka (nie licząc cotygodniowego koncertu filharmoniczego w dużej sali). Jeden tydzień w miesiącu oddamy wyłącznie opolskim twórcom, aby mieszkańcy regionu poznali wszystkich działających tu muzyków.
- W którym miejscu ta sala zostanie dobudowana?
- O 10 metrów zostanie przedłużony hall główny, zamknięty stalowo-szklaną konstrukcją - muszlą koncertową, która latem będzie całkowicie otwierana. W dotychczasowej sali kameralnej zrobimy kawiarnię artystyczną, z fortepianem. Tam też muzyka będzie obecna. Ponadto zainstalujemy najnowocześniejszy sprzęt nagłaśniający i oświetleniowy, będzie u nas można wystawiać nawet małe formy teatralne. Remont ruszy na wiosnę przyszłego roku i zakończy się w czerwcu 2012. Będziemy mieli naprawdę filharmonię marzeń.
- W FO odpowiadasz za inwestycje i organizację pracy. To jest to, co ciebie kręci w kulturze?
- Uwielbiam organizować imprezy kulturalne. Kiedy w 1990 roku zostałam dyrektorką nowo powstałego Miejskiego Ośrodka Kultury, zaczęło się dla mnie 9 cudownych lat, wypełnionych organizacją wielu wspaniałych imprez. Co czwartki odbywały się u nas koncerty jazzowe, na które ściągaliśmy najlepszych muzyków z całego kraju. Sami najlepsi przyjeżdżali też na Reminiscencje Poezji Śpiewanej. Robiliśmy festiwal teatralny, na który zapraszaliśmy tak niekonwencjonalne przedsięwzięcia, jak Teatr Rysowania Franciszka Starowieyskiego.
- Jakie cechy i umiejętności trzeba mieć, by to robić z sukcesem?
- Mnóstwo pasji i optymizmu. Ja jestem permanentną optymistką. Do wszystkiego się zapalam.
- To wystarcza też do zarządzania filharmonią?
- Z wykształcenia jestem polonistką i ostatnio uznałam, że trzeba mieć też inne przygotowanie. Za własne pieniądze, w wolnym czasie skończyłam podyplomowe studia z zarządzania nieruchomościami. W czerwcu Ministerstwo Infrastruktury przyznało mi państwową licencję, ale jeszcze nie miałam czasu jej odebrać.
- Przez wiele lat byłaś aktywna w opolskiej polityce, zasiadałaś w radzie miejskiej. Polityka już cię nie interesuje?
- Jeszcze jak! Ale śledzę ją w TVN 24, oburzam się, gadam do telewizora. Nie rozumiem, dlaczego Polacy wybierają do Sejmu tak wielu ludzi niekompetentnych, za to nadmiernie pewnych siebie i aroganckich, którzy nawet nie ukrywają, że zależy im po prostu na władzy.
- Może dlatego, że za mało w polityce jest kobiet. Co sądzisz o parytecie?
- Może żeby zachęcić kobiety do aktywności politycznej, jego wprowadzenie byłoby słuszne, ale mnie parytet nie był potrzebny. Tylko że w czasach, kiedy cudowny Kazimierz Kobiałko rozpoznał we mnie zwierzę polityczne i wciągnął do podziemia, ludzie, którzy należeli do mojej partii - Unii Demokratycznej, potem Unii Wolności - naprawdę chcieli dobra Polski. Ich idee i cele były jasne i uczciwe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?