Elżbieta Trylnik: - Muzyka jest ze mną

fot. Paweł Stauffer
Próby to ciężka praca, której efekty były doceniane na koncertach w wielu krajach Europy.
Próby to ciężka praca, której efekty były doceniane na koncertach w wielu krajach Europy. fot. Paweł Stauffer
- Do szkoły muzycznej zapisałam się sama, gdy miałam 7 lat - mówi Elżbieta Trylnik, założycielka i dyrektor chóru Dramma per Musica.

Jest absolwentką Akademii Muzycznej we Wrocławiu, wykładowcą Uniwersytetu Opolskiego, radiowcem. Założony przez nią w 1980 roku - w ówczesnej WSP, a teraz Uniwersytecie Opolskim - chór szybko zyskał renomę, występował m.in. na Węgrzech, Malcie, w Austrii, Francji, Szkocji, Szwajcarii, we Włoszech i w Niemczech.

- Z czasów moich studiów pamiętam, że nie każdemu udało się dostać do Dramma per Musica...
- Teraz czasy się zmieniły...

- Dlaczego? Młodym imponuje śpiew Dody, a nie "chorały"?
- Nawet nie to. Studenci studiują na dwóch kierunkach. Szukają pracy, zarabiają. A na chór trzeba poświęcać sporo czasu i energii. Nie każdemu się chce. To wciąż zajęcie dla ambitnych. Chór to artystyka wokalna. Tu zresztą nie tylko się śpiewa, ale i uczy się poprawnie mówić i interpretować: zarówno muzykę, jak i teksty. To duże umiejętności życiowe.

- Chór Piotra Rubika nie przyczynił się do wzrostu popularności muzyki chóralnej?
- Nie do końca o taki chór nam chodzi. My bardzo rzadko klaszczemy czy tupiemy. Tylko wtedy, gdy jest to zapisane w partyturze, i nie dublujemy tego, co jest śpiewane, jak u Rubika.
- Chór uświetni uroczystości 15-lecia Uniwersytetu Opolskiego, choć sam jest o wiele starszy...
- Prowadzę ten chór niemal 29 lat. I zawsze z zespołem brałam udział w ważnych uczelnianych imprezach, jubileuszach, nadaniach tytułu honoris causa. Zawsze przygotowywaliśmy specjalny program, bo przecież za każdym razem uroczystości miały inny charakter, przed różnymi osobami występowaliśmy: przed arcybiskupem Alfonsem Nossolem, przed profesorem Miodkiem...

- Przed Adamem Hanuszkiewiczem, który się przy Waszym śpiewie popłakał...
- Tak, to było wówczas, gdy uniwersytet nadał panu Adamowi Hanuszkiewiczowi tytuł doktora honoris causa. Autentycznie się rozpłakał i krzyczał: Ty cholerny chórze, doprowadziłeś mnie do łez! Była tam też sympatyczna wymiana autografów. Bo nie tylko my zbieramy autografy od znanych osób, przed którymi występujemy. Także od nas brane są podpisy, robione są z nami pamiątkowe zdjęcia.

- Zdarzyło się, aby chór występował przed koronowanymi głowami.
- Na przykład przed królową Elżbietą. Był taki incydent w naszym artystycznym życiu, że podczas wyjazdu do Szkocji na jeden z festiwali chóralnych udało nam się zaśpiewać dla królowej Elżbiety. Widziałam się z królową może z odległości pół metra... Pomachała naszemu chórowi.
- Jaki będzie koncert chóru z okazji jubileuszu Uniwersytetu Opolskiego?
- Ten rok na całym świecie obchodzony jest pod znakiem muzyki Józefa Haydna. Zaproponowałam pani rektor Krystynie Czai: Zróbmy "Stworzenie świata" Haydna, na rocznicę stworzenia uniwersytetu. Mam ogromne szczęście do wykształconych muzycznie władz uniwersytetu, bo gdybym trafiła na kogoś, kto nie wie, co to jest "Stworzenie świata" - to pewnie pomysł by przepadł. Nad przygotowaniem tego pięknego, ale i trudnego oratorium pracowaliśmy od października. W Opolu zaśpiewamy "Stworzenie" 10 marca wieczorem w kościele Piotra i Pawła w Opolu. Następnie będziemy koncertować w Gogolinie na zaproszenie tamtejszego burmistrza w niedzielę 8 marca, a w Głogówku 9 marca.

- Ten koncert to ogromne przedsięwzięcie logistyczne?
- Czasami sądzę, że Pendereckiego byłoby łatwiej zaśpiewać! Koncert nie byłby możliwy bez współpracy z Hubertem Prochotą, który prowadzi orkiestrę w opolskiej szkole muzycznej, oraz dzięki porozumieniu uczelni z dyrekcją szkoły muzycznej. Chór i orkiestra podczas tego koncertu liczyć będą co najmniej 120 osób! Poza tym zaśpiewają wybitni soliści, którzy byli też naszymi absolwentami, to znaczy długo śpiewali w Dramma per Musica, potem kończyli średnią szkołę muzyczną, akademie muzyczne i w tej chwili utrzymują się z pracy głosem. Będą to Katarzyna Trylnik, tenor Bartosz Tomczuk, baryton Oskar Koziołek.

- Katarzyna Trylnik to pani córka. Ponoć gdy wydała pierwszy swój krzyk po urodzeniu, już pani wiedziała, że to będzie sopran.
- Tak było.

- A czy pani mama też od razu wiedziała, że urodziła niezwykle utalentowaną córkę?
- Mój dom rodzinny był bardzo umuzykalniony. Tata ładnie śpiewał, siostry umiały grać na pianinie...

- A więc rodzice i panią zapisali do szkoły muzycznej?
- Nie, sama się zapisałam. Miałam siedem lat.

- ???,/b>
- Mama nie mogła ze mną pójść, ale ładnie mnie tego dnia ubrała, bo w końcu wyjście do szkoły muzycznej to wielkie święto! Weszłam do sekretariatu, a pani zza biurka spytała: "Ty nie masz rodziców?". Ja jej odpowiedziłam: "Ależ ja wiem, ile mam lat!". Byłam bardzo zdeterminowana, więc zapisano mnie. No i tak już zostało: muzyka jest ze mną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska