Emerycie, kochaj życie

fot. Jerzy Stemplewski
Takich imprez przydałoby się więcej - mówią rozbawieni emeryci.
Takich imprez przydałoby się więcej - mówią rozbawieni emeryci. fot. Jerzy Stemplewski
Jeszcze tydzień wcześniej prawie każdy miał opory. Bo przyjedzie, popatrzy: ta przytyła, tamtemu gorzej, tego już zabrakło. - Ale trzeba się spotykać, tylko że okazji jakoś mało, a ten festyn w Winowie tylko raz w roku - podkreśla pani Gienia.

Pan Edward Rudnicki z panią Gienią Lis pląsają w dansingowym rytmie. Pan Edek energicznie ją okręca. W pląsie miga bladoróżowa koszula pana Edzia. I zwraca uwagę świeżo ułożona fryzura pani Gieni. Tuż obok pani Jadzia Kuzior z Nysy bigbitowo się porusza.

- Brakuje takich imprez, a chciałoby się, chociaż dla zdrowia, trochę częściej potańczyć - mówi pani Jadzia, nawet niezdyszana. - Za naszej młodości to w każdym zakładzie pracy związki zawodowe co jakiś czas dancing organizowały. Teraz to można tylko na niemieckich emerytów popatrzeć, bo dla nich bez wątpienia życie jest łaskawsze.

Bo polski emeryt swoich znajomych spotyka w poczekalni do lekarza. Z młodymi nie pogada, życia swojego już nie ma, siedzi w domu albo wnuki bawi. Nie żeby ktoś narzekał, ale różnicę widać... - O, proszę, jak starsze babki potrafią się bawić! - pani Jadzia przerywa i pokazuje pląsające w kółeczku kobiety. Po chwili się zatrzymują, na scenę wchodzi Babie Lato, intonuje biesiadne "Rencisto, rencisto, ty siwy gołąbku… nie będziesz ty pijał gorzołki sam w kątku".

Zatrzymuje się też pan Edzio ze swoją partnerką, przeciera czoło, luzuje kolejny guzik koszuli. Poprawia słoneczne okulary w stylu Elvisa Presleya. Obok na stole przysmaki, te serwowane na festynie, ale też ciasto z owocami własnego wypieku przywiezione z domu.

- Tu chodzi o to, żeby starszych ludzi wyrwać z domów - mówi pan Edzio, już bez festynowego luzu, jako wiceprzewodniczący koła powiatowego emerytów i rencistów z Nysy. - Przecież jesień życia nie musi kojarzyć się z ubóstwem i depresją. Wyrwali: w minioną sobotę na strzelnicy w opolskim Winowie przewinęło się około tysiąca emerytów i rencistów z całej Opolszczyzny.

Swoją radością emeryci obdzieliliby pół dyskoteki - uważają Wojciech Witkowski i Wojciech Cykowski z Tułowic.
Swoją radością emeryci obdzieliliby pół dyskoteki - uważają Wojciech Witkowski i Wojciech Cykowski z Tułowic. fot. Jerzy Stemplewski

Takich imprez przydałoby się więcej - mówią rozbawieni emeryci.
(fot. fot. Jerzy Stemplewski)

- To naturalne, że starsi jednak lepiej czują się we własnym gronie - tłumaczy Danuta Bajorek, skarbnik nyskiego koła. - Bo tam, gdzie młodzi, to starszym nie zawsze pasuje. Ale to nie znaczy, że jak człowiek wkracza w ten trzeci wiek, to już tylko cztery ściany preferuje. Od czasu do czasu każdy chciałby się gdzieś wyrwać i zabawić.

- Tym bardziej że kiedyś to wyjazdy na urlop prawie bez ograniczeń były - wzdycha po chwili pani Danuta. - Fundusz Wczasów Pracowniczych dawał ludziom te możliwości. Jechało się w góry albo nad morze. Pani Danuta jeździła do Świnoujścia.

- Był kulturalno-oświatowy, wszystkie posiłki, wieczorki taneczne, to wszystko świetnie zorganizowane - wspomina. - O zmierzchu spacery po kurorcie. Panie wystrojone, bo na wczasy pakowało się do walizki wszystko, co najlepsze. A dzisiaj wszystko jak kto chce, a to nie zawsze takie dobre.

Bigosik pierwsza klasa
Na scenę kolejny raz wchodzi Maria Przebindowska, znana emerytom między innymi jako najlepsza w województwie organizatorka imprez dla seniorów. Ciepło wita kolejnych przybyłych do Winowa gości, gdzie raz do roku spotykają się emeryci z całego województwa.

- O ósmej witaliśmy tych pierwszych, co dojechali najszybciej - tłumaczy pani Maria. - Chociaż oficjalne otwarcie dopiero o dziesiątej. Przyjechali wcześniej, żeby zaklepać sobie miejsce. Kto nie doświadczył KDL-u, ten nie zrozumie, żeby nie wiem jak się starał. Żeby cokolwiek dostać albo załatwić, trzeba było się postarać. Być wcześniej. Nie wystarczyło, ot tak, być o umówionej godzinie. No więc przyjechali wcześniej, bo jak się już zajmie dobre miejsce, to można się usadowić i cieszyć wspólną zabawą.

- Z każdą wiosną człowiek robi się bardziej niecierpliwy i chce mieć pewność, że na pewno usiądzie - tłumaczy pani Maria. - A że impreza do późnego popołudnia, więc stać w tym wieku już się nie uśmiecha.
Na stolikach lądują kolejne tacki z bigosem, kiełbasą i kaszanką z grilla.

- To przysmak, ta kaszanka grillowana! - zachwala pani Jasia Dzikowska z Kędzierzyna. - A jaki bigosik! To przecież sam aksamit, nie za tłusty - pierwsza klasa! - Młodzi to teraz tylko te sałatki albo te owoce morza serwują, a nie wszystkim one przecież smakują - dodaje jej koleżanka, pani Ewa, też z Kędzierzyna. - A bigosu to każdy posmakuje.

- Kiedyś imieniny czy wesele bez bigosu się nie odbyły - przypomina pani Helena z Opola. Na imprezie w Winowie pojawiła się wczesnym popołudniem razem z przyjaciółką. - Zadzwoniła koleżanka ze związku emerytów, że jak co roku wstęp wolny, to czemu nie pójść? Dzieci nasze zapracowane, wnuki duże i daleko, więc człowiek znowu szuka towarzystwa.

Teraz spogląda, jak jej koleżanki i koledzy podśpiewują: "Bella, bella donna, wieczór taki piękny… Będziemy w altance pili słodkie wino…". - Potrafimy się bawić, nie to, co obecni zapracowani młodzi: ani znajomych, ani imienin, bo tylko ta praca i praca - wzdycha. - Ciekawe, jacy będą, jak dojdą do naszego wieku. Ona sama pamięta potańcówki na opolskiej wyspie Bolko.

- Odbywały się w muszli koncertowej, przygrywała orkiestra, ach, to były czasy… - wzdycha. Pani Hela pracowała w Opolance, do pracy nosiła imieninowe ciasto i bigos. Jak każdy, taki był zwyczaj. - A nawet wypiło się po kielichu, bo na ten raz w roku każdy przymknął oko - wspomina. - Zakład to był prawie jak rodzina. Wyjazdy na wczasy też były zakładowe. Najczęściej nad morze się jechało.

Przy zmianie turnusu to do pociągu ledwo człowiek się wepchnął. Nad morzem kempingi bez toalety, ale ludzie wtedy nie mieli wymagań. Teraz też nam gwiazdek hotelowych nie potrzeba. Byleby się spotkać i popatrzeć. Przed rokiem jedna moja koleżanka szeptała mi do ucha: popatrz, jak ta stara ze strojem przesadziła, a teraz sama się podobnie ubrała - śmieje się pani Hela.

Swoją radością emeryci obdzieliliby pół dyskoteki - uważają Wojciech Witkowski i Wojciech Cykowski z Tułowic.
(fot. fot. Jerzy Stemplewski)

Każdy wiek ma swoje dziewczyny
"Ach, gdzie te młode lata…" - podśpiewują panowie z gminy Biała. Na festyn do Opola skrzyknęli się jak w przeszłości na okoliczne zabawy. - Ach, to było dawno, ale teraz znowu potrafimy się skrzyknąć, bo my wolne chłopaki! - śmieją się. - A ja mam dopiero osiemdziesiąt lat! - mówi radośnie Bernard Solloch. - Tutaj jest bardzo elegancko.
Jego kolega dodaje, że przyjechali do Opola na podryw, na miastowe babki. - No, niektóre to są szykowne, całkiem do rzeczy - żartuje Manfred Meja.

- Tylko że z tej radości to trzeba korzystać za młodu, a ten, co nie skorzystał, to niech żałuje - śmieje się Władysław Kocur, aż mu myśliwski kapelusz skacze na głowie. - A ten, co skorzystał, to ma co wspominać. Na scenie Echo Korfantowa śpiewa "Do widzenia, do widzenia...", żegnając kolejnych emerytów. Panowie spod Białej jeszcze przez chwilę politykują, ustalają, na kogo zagłosują w niedzielnych wyborach, stawiają, ile wygrają Niemcy z Anglią, jeszcze trochę się pośmieją.

- Potrzeba takich spotkań, bo nie wiadomo, czy w następnym roku jeszcze się w tym samym składzie zobaczymy - mówią. W pobliżu w grupie rozochoconych starszych panów ktoś intonuje "Emerycie, emerycie, kochaj życie", pod stołem krąży butelka. Polewają sobie ukradkiem, jak za szczeniackich lat.

Emerycie, do wnuków
Te "szykowne babki", na które sympatycznie spoglądali panowie spod Białej, to między innymi członkinie zespołu Babie Lato, widoczne chociażby z powodu scenicznych strojów ludowych. Stoją w kółeczku i rozmawiają. - A pamiętacie ten przebój "Marina, Marina", przy którym się tańczyło? - intonuje pani Urszulka. I już wszystkie nucą.

- To był hit, kiedy na potańcówce poznałam swojego męża - chwali się koleżankom pani Ula, jakby to wszystko wczoraj się zdarzyło. - Pamięta się te zabawy, te potańcówki. Albo to: "Mały miś do lasu bał się iść…".
I wszystkie znów nucą, jak kiedyś na majówkach.

Ciekawostka

Ciekawostka

W Winowie od 6 lat odbywają się coroczne spotkania ludzi starszych. Festyn zorganizował Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej przy współudziale opolskiego oddziału Polskiego Związku Emerytów i Rencistów. Impreza kosztowała 20,5 tys. zł, została sfinansowana z funduszu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz Unii Europejskiej (program: Kolorowa Jesień Życia) w ramach Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem.

- Pewnie, że żyje się wspomnieniami - przyznaje pani Ela Konop. - Mieszkam z synem i synową, ale nie narzekam. Wolę tak niż jak bogaty niemiecki emeryt. Wyskoczy się na próbę zespołu, od czasu do czasu z koleżanką się człowiek spotka. Czasu jest więcej niż wtedy, za młodu… W hucie Ozimek pracowałam do samej emerytury, ale ani razu z funduszu wczasów nie skorzystałam.

Pewnie jak ktoś chciał, to jechał, ale mama miała gospodarkę, to były żniwa, sianokosy albo wykopki. Potem z mężem dom stawiałam. Czasem do Opola się wyskoczyło na lody. Jak się człowiek obróci, to dużo ma za sobą, ale to przecież jeszcze nie koniec.

Panowie nadal gorączkowo dyskutują przy stoliku. - Demokracja przyszła, ale do niej starzy już nie pasują - stwierdzają. - Niech młodzi się bawią z młodymi, a starzy ze starymi. Bo też na Zachodzie emeryci nawet oddzielają swoje plaże.

- Ja bym nie przeceniała tej sytuacji niemieckich emerytów - chłodzi emocje pani Maria Przebindowska. - Pewnie, że kieszeń inna tamtych i naszych. Byliśmy w domach pomocy społecznej we Francji i u Niemców, trzeba przyznać, że bardzo dostatnio i czysto. Ale też bardzo smutno.

Kiedy niemieccy emeryci są jeszcze na siłach, to podróżują, a nasi najczęściej mają pod opieką wnuki. Później te kontakty z wnukami czy rodziną też są bliższe. Poza tym mamy fantazję słowiańsko-śląską, co widać po naszych emerytach.

Kobitki sobie plotkują, pani Hela wspomina o kalendarzu, który wyszedł w Anglii, w klimacie nieco podobnym do tego z nagimi modelkami, jaki corocznie wydaje Pirelli. Tylko ten angielski był mniej odważny i z udziałem emerytek. - Chodziło o sfinansowanie leczenia męża jednej z nich, to panie wymyśliły lekko roznegliżowany kalendarz ze swoimi fotografiami - tłumaczy. - No i sprzedał się cały nakład.

- U nas taki kalendarz nie miałby najmniejszej szansy na sprzedaż - uważa pani Maria. - A przynajmniej jeszcze nie teraz.Zabawie emerytów przygląda się dwóch osiemnastolatków. Siedzą na trawie i z wielkim apetytem pochłaniają bigos. - Pracujemy przy cateringu - tłumaczą chłopcy, uczniowie technikum w Tułowicach. Jak się bawią starsi?

Dziwią się pytaniu. - Normalnie, po swojemu - mówią. - Ale mają tyle radości, że mogliby nią dyskoteki obdzielać. Jeszcze u nas, w Tułowicach, w małej miejscowości, to starsi ludzie sami sobie coś zorganizują, ale w większym mieście to chyba jest z tym kłopot.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska