Empatia, zasada „3xP”, ciągła walka. Tak pracuje Daniel Pliński, nowy trener Stali Nysa [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Daniel Pliński ma teraz za zadanie wyciągnąć Stal Nysę z dna ligowej tabeli. Jego ambicje sięgają jednak ciągle awansu do fazy play-off.
Daniel Pliński ma teraz za zadanie wyciągnąć Stal Nysę z dna ligowej tabeli. Jego ambicje sięgają jednak ciągle awansu do fazy play-off. Wiktor Gumiński
- Rywalizacja ma być widoczna nawet podczas gier teoretycznie zabawowych. Zawsze liczymy punkty, by siatkarze cały czas czuli się jak w warunkach meczowych. Chcę też, by zawodnicy traktowali mnie jak kolegę, na którego zawsze mogą liczyć - opowiada nam Daniel Pliński, który od 8 listopada jest szkoleniowcem siatkarzy Stali Nysa, aktualnie zajmującej ostatnie, 14. miejsce w tabeli PlusLigi.

Ile czasu zajęło panu podjęcie decyzji o przyjściu do Stali?
Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Nagle, zaraz po niedzielnej porażce Stali ze Ślepskiem Malow Suwałki dostałem telefon z zapytaniem, czy chciałbym przejąć zespół. Nie miałem żadnych wątpliwości, bez wahania powiedziałem, że tak. Zdawałem sobie sprawę, jaki drużyna z Nysy ma potencjał. Śledziłem jej poczynania w telewizji i twierdzę, iż jest on zdecydowanie wyższy niż 14. miejsce. Powiedziałem, że wierzę w awans do fazy play-off i nadal to zdanie podtrzymuję. To klub z wielką historią i są w nim spełniane wszystkie warunki do tego, by cały czas się rozwijał. Gdybym ponownie dostał w nocy telefon z taką samą propozycją, odpowiedziałbym „tak” nawet z jeszcze większym przekonaniem.

Czyli nawet nie poruszaliście kwestii czasowego ultimatum na podjęcie decyzji?
Musiałem jedynie chwilę porozmawiać z żoną, bo czekały mnie bardzo szybkie pakowanie i wyjazd o godzinie 6 rano do Nysy. Idę swoją drogą i stwierdziłem, że to właściwy moment na spróbowanie swoich sił jako trener w PlusLidze. Miałem już takie propozycje w 2018 czy 2019 roku, ale wtedy uznałem, że przyda mi się trochę odpoczynku od siatkówki. To znaczy cały czas byłem przy niej, ale w nieco innej roli. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy dali mi szansę pracy w Stali. Takiego zaszczytu dostępują nieliczni. Zrobię wszystko, by osoby odpowiadające za moje zatrudnienie były z tej decyzji zadowolone.

Jak wyglądała pańska pierwsza rozmowa z zespołem?
Trochę się stresowałem. Nie jest łatwo obejmować drużynę tuż po tym, jak ktoś inny został zwolniony. Krzysztof Stelmach to jednak dobry fachowiec i na pewno wkrótce znajdzie zatrudnienie. Co do pierwszej rozmowy z drużyną, była ona raczej krótka. Wyjaśniłem, w jakim stylu chciałbym pracować i szybko przeszliśmy do działania. Chciałbym na każdym treningu i meczu widzieć przysłowiowy „ogień” i radość z gry. Tego zabrakło mi w postawie Stali w spotkaniach z Treflem Gdańsk i Ślepskiem. Teraz jest już pod tym względem lepiej.

Chodziły słuchy, że nie wszyscy gracze radzili sobie z presją. Rzeczywiście największy problem zespołu tkwił w sferze mentalnej?
Prawdę mówiąc, granie pod presją to zaszczyt. Kibic w Nysie jest oddany, wymagający, ale też cały czas wspiera drużynę. Myślę, że inne kraje mogą nam śmiało zazdrościć atmosfery na trybunach. Siatkarze wywierali presję na sobie, ale to było akurat pozytywne, bo naturalnie chcieli się rozwijać i grać lepiej. Próbując ich odblokować zmieniłem nieco treningi, wprowadzając więcej rywalizacji. Szczególnie skupiłem się jednak nad dopracowaniem piłek posyłanych na lewe skrzydło. Cały czas nad tym pracujemy, dokonujemy drobnych korekt i moim zdaniem widać już tego pierwsze efekty.

Kibice Stali solidarnie widzieli w panu nadzieję na lepsze jutro. Dalej czuje pan z ich strony tak duży kredyt zaufania?
Jak najbardziej. Ale też samemu sobie wytwarzam presję, bo chcę, żeby zespół nie tylko regularnie grał dobrze, ale przede wszystkim jak najszybciej wkroczył na zwycięskie tory. Czasami zdarza nam się jeszcze wpaść w „czarną dziurę”, ale to mogą powiedzieć właściwie w każdej drużynie. Pracuję w Stali nieco ponad trzy tygodnie, ale trzeba zdać sobie sprawę, że drużyna nie jest jak samochód, który oddamy do serwisu i za chwilę będzie chodzić jak za najlepszych lat. W siatkówce do uzyskania pożądanych efektów trzeba nieco więcej czasu. Myślę jednak, że już nie trzeba będzie na nie długo czekać.

Kiedyś mówił pan, że nie wierzy w klątwy. W waszych rozmowach nie poruszacie więc w ogóle tematu nieszczęsnych tie-breaków?
Ja tego nie robię, bo każdy set i każdy mecz ma zupełnie odrębną historię. Od pierwszego dnia pracy w Nysie wpajam drużynie zasadę „3xP”: pokora, pasja i praca. Tego cały czas będziemy się trzymać. Po ostatnim meczu z Indykpolem AZS Olsztyn oczywiście nie byłem zadowolony z wyniku 2:3, ale z postawy zespołu już tak. Rywale serwowali mocno i bardzo regularnie, a my mimo braku dwóch przyjmujących: Bartosza Bućki i Nikołaja Penczewa, potrafiliśmy się przez większość meczu dobrze przed tym bronić. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że problemy zdrowotne Bartka oraz Niko odchodzą w zapomnienie i w niedzielnym meczu z Cuprum Lubin będę już dysponować pełnym składem.

Czyli, mówiąc pół żartem, Michał Ruciak nie musi na dłużej wracać do regularnego trenowania ataku i zagrywki?
Przed spotkaniem z Indykpolem odbył on dwa treningi jako przyjmujący i wyglądało to całkiem dobrze. Wiedziałem, że może nam on pomóc również w tej roli i rzeczywiście tak się stało. Nie mieliśmy za dużego pola manewru, ale na zmianach zadaniowych Michał spełniał swoje zadania. Wykonał chyba nawet dwa ataki, lecz w kolejnych spotkaniach już raczej nie będzie takiej konieczności (uśmiech).

Kontynuując wątek humorystyczny, ile, przy obecnym położeniu drużyny, jest podczas treningów czasu na śmiech, żarty w stosunku do czystej siatkarskiej pracy?
Myśląc o budowaniu pozytywnej atmosfery, bardziej chodzi nie o sam śmiech, a o czerpanie radości z wykonywanych czynności. Nie chcę dopuścić do tego, by ktokolwiek przychodził na treningi jak za karę. Na początku pracy w Stali dostrzegłem w drużynie pewien marazm. By ją z niego wyprowadzić, wprowadziłem zasadę, że zawsze liczymy punkty. Niezależnie od tego, czy gramy 1 na 1, 2 na 2, 3 na 3 czy 6 na 6, chodzi o to, by siatkarze czuli się jak w warunkach meczowych. Nawet podczas gier teoretycznie zabawowych ma być widoczna rywalizacja. Uczymy się też czasami niekonwencjonalnych odbić, np. jedną ręką czy głową, bo takie sytuacje też się w meczach zdarzają.

Podczas spotkań wyraźnie żyje pan z zespołem. Często możemy pana oglądać choćby w rozmowie z rezerwowymi.
Regularnie podkreślam zawodnikom, że niezależnie od tego, czy ktoś wchodzi na jedną piłkę, atakuje 50 razy czy też po prostu poczyni z boku jakąkolwiek obserwację, zawsze go wysłucham. Mam pewność, że wszyscy chcą dla zespołu jak najlepiej . O to mi też poniekąd chodzi, by każdy, niezależnie od aktualnego statusu, był w stanie pomóc. Jestem zwolennikiem demokracji w drużynie. Chcę, żeby zawodnicy traktowali mnie jak kolegę, na którego zawsze mogą liczyć, ale też zdawali sobie sprawę, że koniec końców to ja jestem szefem. Uważam jednak, że znaleźliśmy wspólny język i dobrze się czujemy w swoim towarzystwie.

Marcin Możdżonek powiedział w jednym z wywiadów, że ma pan przyjemny w odbiorze sposób udzielania podpowiedzi. Jak zatem on wygląda?
Mam swoje pewne sposoby na zbudowanie zawodnika, których nauczyłem się podczas wielu lat spędzonych na boisku. Nie musi to być wcale przysłowiowy „opiernicz”, można to zrobić inaczej. Proszę mi wybaczyć, ale szczegółów w tym temacie nie chciałbym jednak zdradzać. Niech to będzie moja słodka tajemnica. Bo co by było, jakby później zawodnicy przestali na to reagować? (śmiech)

A rzeczywiście nigdy nie wytyka pan graczom błędów w czasie meczu?
Owszem, nie czynię tego bezpośrednio. Robię to nieco inaczej: kręcę się koło błędu, ale zamiast go wypominać po prostu podpowiadam w inny sposób, co w danej sytuacji można zrobić lepiej.

Jako zawodnik nie należał pan do najgrzeczniejszych na boisku. Pańska Stal również ma więc być ekipą „bad boys”?
Oj, zdecydowanie tak. Niedawno odbyłem rozmowę z Wassimem Ben Tarą, nie tylko o ostatnim meczu, ale też o tym, jaki mam na niego plan i jakiego chciałbym go widzieć zarówno na boisku, jak i poza nim. I właśnie powiedziałem mu, żeby na placu gry stał się większym łobuzem. To jednak tylko przykład, bo „ogień” muszą współtworzyć wszyscy zawodnicy.

Jako ekspert telewizyjny był pan znany ze szczerych, konkretnych, bezpośrednich poglądów. Teraz, jako trener, zdecydowanie inaczej formułuje pan w rozmowach z zespołem swoje wypowiedzi?
Tak, z całą pewnością. Swój zespół traktuję jak rodzinę, a dla niej jestem w stanie zrobić bardzo dużo i sporo rzeczy wykonuję inaczej niż jak byłem zawodnikiem czy ekspertem. Zawodnicy zawsze mogą liczyć na moje wsparcie, poszedłbym za nimi w ogień. Wymagam jedynie, by nie robili głupot na treningach czy meczach. Nie jestem trenerem, który uznaje udaną akcję za absolutną konieczność, a po nieudanej automatycznie ma pretensje o to, jak mogło do niej dojść. Mówię zawodnikom, przez jakie błędy przegraliśmy, ale też jednocześnie zaznaczam, że jako sztab szkoleniowy również nie jesteśmy nieomylni. Mam sporo empatii, bo to moim zdaniem klucz do tego, by zespół dobrze funkcjonował.

Po zakończeniu kariery siatkarskiej próbował pan sił na boiskach piłkarskich, w A-klasowej Zatoce Puck. Kluby z okolic Nysy mają co liczyć, że w rundzie wiosennej Daniel Pliński wspomoże je na zielonej murawie?
Nigdy nie mów nigdy (śmiech). Oczywiście ciągnie mnie do piłki nożnej, ale obecnie nie jestem odpowiednio przygotowany fizycznie. Bardzo chętnie zagrałbym gdzieś w A lub B klasie, lecz najpierw musiałbym popracować nad sobą w siłowni. Trochę jednak brakuje na to czasu … choć jakbym się dobrze postarał, to pewnie bym go znalazł. Teraz jednak absolutnie priorytetowym celem jest dla mnie doprowadzenie Stali najpierw do pierwszego zwycięstwa, a w dalszej kolejności do znacznie lepszego miejsca w tabeli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska