Ernest Malik: Orkiestra to sposób na życie

fot. Sławomir Mielnik
Ernest Malik
Ernest Malik fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z dyrygentem Młodzieżowej Orkiestry Dętej "Camerata" ze Starych Budkowic.

Co trzeba zrobić, by młodzi ludzie przyszli do orkiestry dętej?
- W naszej Młodzieżowej Orkiestrze "Camerata" ze Starych Budkowic grają - zgodnie z jej nazwą właśnie ludzie młodzi. W dodatku lwią część zespołu stanowią dziewczyny. Moda - w najlepszym sensie tego słowa - na granie w orkiestrze dętej utrwaliła się mniej więcej w połowie lat 90. U nas jej katalizatorem był Jan Wodarz, założyciel naszego zespołu. To on wykształcił pierwszą grupę muzyków. My aż do dziś kontynuujemy i staramy się rozwijać jego dzieło.

- Jak pańska orkiestra radzi sobie z budowaniem repertuaru, skoro w Polsce nie powstaje zbyt wiele utworów na orkiestrę dętą?
- Podobnie jak inne orkiestry. Często nuty mają charakter "obiegowy". Orkiestry i kapelmistrzowie dzielą się między sobą i wymieniają materiałem muzycznym. Czasem, na imprezy okolicznościowe pisze się coś samemu. My jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że mogliśmy skorzystać z biblioteki niemieckiej orkiestry Speichingen z Niemiec. Oni chcieli się pozbyć nut, bo już tego repertuaru nie grają. Dla nas był w sam raz.

- Występowaliście w niedzielę na konkursie orkiestr mniejszości niemieckiej. Czy członkowie zespołu należą do mniejszości?
- Tak, do orkiestry należą także członkowie mniejszości. Ale trzeba pamiętać, że w małej miejscowości, jak nasza, orkiestra ma różne wymiary. Ten sam zespół ma w pewnym sensie kilka twarzy, jest mniejszościowy i np. parafialny i to się wcale ze sobą nie kłóci.

- Orkiestra to jest dobre miejsce, by stać się tu nie tylko lepszym muzykiem, ale też ciekawszym, wrażliwszym, lepszym człowiekiem?
- Nie wiem, czy w orkiestrze można stać się człowiekiem bogatszym, ale ciekawszym, wrażliwszym i lepszym na pewno. Orkiestra staje się często dla nas muzyków sposobem na życie, a tym bardziej w małych ośrodkach, gdzie wokół zespołu często koncentruje się lokalna kultura. Tym bardziej, że orkiestry dziś uprawiają nie tylko popularną "blazmuzykę". Nie zacieśniamy się do jednego gatunku. Gramy także choćby muzykę symfoniczną i jazz.

- Jak często i w jakich okolicznościach udaje się państwu koncertować?
- Bardzo często. Mamy bardzo napięty harmonogram. Wyznacza go zarówno kalendarz świeckich imprez, jak i rytm życia kościelnego. W tych dniach zagramy np. podczas bierzmowania, a w sobotę na święceniach kapłańskich w katedrze opolskiej. Ale występujemy też na rozmaitych festynach i przeglądach. Trzeba być pasjonatem, by to robić, bo tu nie gra się dla pieniędzy. Cieszę się, że młodzi ludzie wciąż odpowiadają na moje zaproszenie, bo to nie jest łatwa sztuka. Tu nie ma udawania, to jest muzyka na żywo. Więc trzeba wszystko wyćwiczyć. Najpierw indywidualnie z każdym z muzyków, by osiagnął odpowiedni poziom, a potem trzeba to jeszcze scalić w zespół.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska