Euro zamiast wojny

Redakcja
Prywatna "strefa kibica" w garażu na opolskim Zaodrzu.
Prywatna "strefa kibica" w garażu na opolskim Zaodrzu. Krzysztof Świderski
- Jesteśmy świadkami symbolicznej walki o to, kto lepszy, piłkarze w naszym imieniu będą pokonywać obcych, a w identyfikacji z piłkarzami pojawi się cały kraj - mówi prof. Zbigniew Nęcki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Euromania wybuchła. Kto przy głosie, wmawia, że będziemy świadkami wiekopomnego wydarzenia...
- Rzeczywiście informacyjna i psychologiczna atmosfera w Polsce pro-Euro 2012 jest gigantyczna. Grunwald zaczyna maleć... Ale powiem pani, że ta lekka histeria odpowiada naturze Polaków. Mamy problem z nadaniem stosownego znaczenia różnym wydarzeniom. No, a zawody piłkarskie szczególnie się do tego nadają.

- Jak wytłumaczyć fakt, że niewielki okrągły przedmiot stał się obiektem takiego zainteresowania?
- Tu nie chodzi o mały przedmiot, tylko o wielkie aspiracje mężczyzn. Przedmiot może być jeszcze mniejszy. Przypomnę, że kiedyś toczyła się nawet wojna futbolowa. Piłka jest tylko nośnikiem wyobrażeń, marzeń i uczuć, które mają charakter kosmicznie wysoki. Kibice potrafią przez półtorej godziny tak krzyczeć, że tracą głos. Oczywiście takie krańcowe formy entuzjazmu zdarzają się rzadko, poza tym istnieje znaczna grupa ludzi - ja też do nich należę - którzy przyjmują realistyczny punkt widzenia. Gry sportowe od starożytności były obiektem emocji, konfliktów i napięć, ale najważniejsza jest gospodarka, przemysł, produkcja. Igrzyska dodają tylko smaku życiu. W przypadku Euro mamy do czynienia z klasycznymi starorzymskimi igrzyskami.

- Chleb już mamy...
- A gladiatorzy się szykują i będą walczyć na śmierć i życie. W gazetach, w radiu i w telewizji dochodzi do dominacji tego wydarzenia. To fakt, że przygotowaliśmy się do niego jako kraj prowincjonalny, że próbujemy poprzez igrzyska dotrzeć do świadomości, bo przez bohaterstwo naszych partyzantów jakoś się nie udało. Może to właściwa strategia; kiedy pyta się ludzi na różnych kontynentach, co to jest Polska, bardzo często oprócz papieża przywołują nazwisko jakiegoś sportowca. Tak rozkładają się informacje w naszych głowach, że to, co atrakcyjne, emocjonalne, co przyciąga uwagę, pozostaje w pamięci, a sprawy ważne, lecz nudne znikają nieraz po tygodniu. Co tam jakieś relacje finansowe, skoro tu latają chłopcy - przystojni, męscy i zdecydowani.

- Mówi się, że mecze zastąpiły wojny. Polem konfliktu stał się stadion...
- Święta słowa. Jesteśmy świadkami symbolicznej walki o to, kto lepszy, piłkarze w naszym imieniu będą pokonywać obcych, a w identyfikacji z piłkarzami pojawi się cały kraj. Dwóch facetów lata po boisku, a w głowach publiczności przetaczają się bitwy pomiędzy narodami. Jednak nie zaginął u nas patriotyzm. W razie wygranej dostaniemy odżywkę dla poczucia godności narodowej.


- Proszę odpukać w niemalowane drewno, ale ma pani rację, to stan przewidywalny. Jeżeli dostaniemy łupnia i zostaniemy wyeliminowani, to, niestety, nasze marzenia o poprawie samopoczucia i podniesieniu samooceny narodowej spłoną. Przegrana polskich piłkarzy dowiedzie po raz kolejny, że jesteśmy krainą prowincjonalnych nieudaczników i trzeba uciekać na Zachód. Do pracy, do szkoły, do życia.

- To błędne myślenie!
- Oczywiście. Klęska piłkarzy to żaden dowód, że dzieje się źle. Ale proszę wytłumaczyć to temu, kto takie "przekładki" stosuje.

- Zboczę w kierunku polityki. Czy aby Euro nie jest kurtyną, która rządzącym pozwala przesłonić niewygodne wydarzenia i decyzje, choćby te związane z przesunięciem wieku emerytalnego? Wrzawa medialna wokół Euro 2012 znakomicie temu służy, więc warto ją podkręcać...
- Rzeczywiście ta kontrowersyjna uchwała ulega chwilowemu zapomnieniu i politycy PO mogą sobie pogratulować, że przeforsowali ją przed Euro. Późniejsze protesty będą znacznie słabsze. Człowiek ma taką naturę, że na początku protestuje, a następnie się oswaja i nie będzie już takiego szalonego oporu przed "67". Potem nastąpią wakacje, także dla polityków korzystne, bo zwrócą uwagę w stronę morza i gór.


- Trzeba mieć świadomość, ze kibole to zorganizowane grupy, które tworzą rozmaite oddziały. Wódz każe, ty musisz. Dla nas to chamstwo i hołota, dla nich - postępowanie zgodne z kodeksem honorowym. Im więcej ciosów, tym wyżej jesteś wśród kumpli. Im więcej ran, wrogości i wściekłych działań, tym bardziej urastasz w swoim środowisku. Wypłata i korzyści są duże, więc kibole wyrywają krzesła, niszczą ogrodzenia, dewastują, co się da. Podstawowym paliwem jest tu koncepcja kozła ofiarnego. Zła jest druga drużyna. Działa nieprzyzwoicie, fauluje - musimy się z nią skonfrontować.

- To chore.
- Powiem coś gorszego: człowiek to również "biologia" i wynikają z tego nie tylko plusy, ale i agresja, potężnie zablokowana przez działania resocjalizacyjne. Kiedyś łapałeś wroga, tłukłeś i torturowałeś i było OK, teraz to zakazane, więc pojawia się patologia związana ze sportem. Pojawia się dehumanizacja. Nie gnębię, nie maltretuję człowieka, tylko istotę gorszego gatunku. Wprowadzam sprawiedliwość. Nie mam przy tym skrupułów - nikt nikogo nie morduje, więc o co chodzi? Czym są nasze małe bitewki w porównaniu z akcjami terrorystów? Czym sztachety w porównaniu z bombą atomową?

- Jest precyzyjna diagnoza zjawiska, co oznacza, że rozwiązanie problemu bliskie. Tymczasem nic z tych rzeczy.
- Już niedługo. Wielka Brytania wprowadziła konsekwentne, ostre i zdecydowane sankcje za łamanie porządku społecznego. Pierwsza rzecz to identyfikacja każdego kibica. Bo tłum anonimowy jest najbardziej okrutny i prostacki. Wyzwala w ludziach absolutnie zwierzęce reakcje.

- Wracając do Euro: co z tymi, których piłka nie interesuje?
- Należy im współczuć, bo nie dość, że są już zmęczeni intensywnością działań okołoimprezowych, to nie ukryją się nigdzie - ani na ulicach, ani w sklepach, ani przed mediami. Przy tym pojawia się klasyczny efekt bumerangowy. Polega na tym, że jeśli chcesz kogoś zachęcić do jakiejś sprawy i naciskasz zbyt mocno, zniechęcasz. Bumerang trafia myśliwego i wywołuje ogromne zniechęcenie tych, w których był wycelowany. Należy zachować proporcje.

- Do kogo ten apel?
- Do tych, którzy wykorzystują Euro jako nośnik handlowo-marketingowy. Słyszała pani, co się stało z hotelami, które dziesięciokrotnie podniosły ceny?

- Wspomniał pan, panie profesorze, że przed Euro nie ma dokąd uciec. Miejscem bezpiecznym przestał być również dom. Za ścianą mąż podnieca się tym, co na stadionie, a żona odcięta od serialu nie bardzo wie, co z sobą począć.
- Testosteronowa męska dusza lubi popatrzeć sobie na kopaninę, widzieć, kto kogo popchnął i gdzie trafił. Mamy do tego bardzo emocjonalny stosunek, w przeciwieństwie do kobiet, które na piłkarskie zabawy patrzą z dystansu.

- Bo oni wojownicy, a my przy kądzieli?
- Generalnie ma pani rację. Kiedyś było tak, że mężczyzna walczył, wojował, zdobywał, konkurował, a kobieta dbała o dzieciaka i zaplecze. To archytypiczna sprawa, niemniej wiele z tego zostało i przekłada się na sportowe sytuacje. Kobiety interesuje elegancja, kultura, uroda i kooperacja, w ich głowie współpraca, podczas gdy w głowie mężczyzn - walka. A sport pięknie wizualizuje nie to, kto lepiej kooperuje, lecz kto lepszy, kto gorszy.

- Proszę o poradę praktyczną: jak przetrwać Euro, nie będąc kibicem?
- Apel do pań: wybaczyć. Euro jest rzadkim wydarzeniem, w Polsce odbywa się pierwszy i, być może, ostatni raz. Warto także pamiętać, że się szybko skończy, a każde zło, którego koniec widać, można znieść. Mężczyznom trudno przenieść oglądanie meczu na kiedy indziej. To musi być na bieżąco, wtedy przynosi największą frajdę. Proszę o wyrozumiałość, ale dostaniecie dzięki temu, szanowne panie, wiele od swoich mężów. Niech taka żona pamięta, że po transmisji on zrobi zakupy, wyniesie śmieci, a może nawet z wdzięczności pomoże w sprzątaniu. Dzięki wyrzeczeniom otrzymacie panie kartę przetargową w przyszłych negocjacjach: "ja ci wtedy nie przeszkadzałam"...

- Nie brzmi to najlepiej: małżeństwo i karta przetargowa?
- Małżeństwo jest przecież nie tylko polem miłości, ale i stałych negocjacji. Mężczyźni posługują się innymi argumentami, kobiety innymi. Warto byłoby podjąć postanowienie, że nie będziemy sobie dokuczać, tylko wspólnie rozwiązywać kolejne problemy. Czyż nie byłoby to piękne?

- Nie było apelu do panów...
- Proponowałbym, żeby docenili cierpliwość żon i okazali im wdzięczność i wzajemność. Gdyby jednak okazało się to niemożliwe, to cóż, pozostają dwa telewizory.

- Można zaryzykować twierdzenie, że sytuacja, którą niesie ze sobą Euro, jest testem na zdrowie małżeńskie?
- Że może to zdrowie poprawić. Wspólne oglądanie jest czynnikiem wspierającym, który zbliża. Jasne, że seriale ogromnie mnie nudzą, ale dla wspólnego dobra poświęcę te pół godziny. Chciałbym docenić sentymentalizm kobiet - to piękne, że są inne niż my - ale także rzeczowość mężczyzn. Tolerancja wzajemna jest potrzebna, a wspólnota może się pogłębić, jeżeli wymusimy na sobie zainteresowanie tym, co pasjonuje drugą stronę. To prawdziwy kapitał dla zdrowia małżeńskiego. Nie tylko wspólne zdobywanie szczytów (górskich), ale także wspólne oglądanie wydarzeń i komentowanie uzdatnia nasze systemy myślowe, zbliża i buduje przywiązanie.

- A jak pan, panie profesorze, planuje najbliższe trzy tygodnie?
- Mam nadzieję, że będzie to okazja, żeby lewym okiem patrząc na mecze, prawym, bardziej uważnym, odrobić zaległe lektury. Bo spodziewam się, że w czasie Euro wyciszy się wiele innych działań i zyskam trochę świętego spokoju. Oni na Euro, żona w swoje przyjemności, a ja - myk, do biblioteki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska