Euroukładanki, czyli po co nam europoseł

kolaż: Tomek
To od europosłów nowej kadencji zależeć będzie, ile pieniędzy dostanie Polska i Opolszczyzna do 2020 roku
To od europosłów nowej kadencji zależeć będzie, ile pieniędzy dostanie Polska i Opolszczyzna do 2020 roku kolaż: Tomek
Plan minimum to jeden opolski europoseł. Taki scenariusz obstawia PO, która wystawia tylko jedną kandydatkę z naszego regionu: Danutę Jazłowiecką. Ale inne partie też mają swoje strategie.

PSL podpiera się Henrykiem Krollem, PiS liczy na przejęcie wyborców niechętnych Unii. Ale o tych ostatnich marzą też dwa nowe ugrupowania: głośna ostatnio Libertas i równie nowa Prawica Rzeczypospolitej.

W tych wyborach wszystko zależy od frekwencji, co najlepiej nam nie wróży, bo od zawsze jesteśmy regionem, w którym jest ona najniższa w Polsce. Pięć lat temu do urn poszło raptem 134148 Opolan, co złożyło się na żałosną frekwencję na poziomie 16,2 proc. Choć w referendum w sprawie wejścia Polski do Unii odsetek zwolenników akcesji był u nas najwyższy w Polsce, to jak trzeba było wybierać eurodeputowanych, tradycyjnie zostaliśmy w domu albo nie wróciliśmy z saksów w Holandii. Nic dziwnego, że z trudem ugraliśmy jednego europosła: Stanisława Jałowieckiego, który dostał 17 754 głosy, najmniej z tych kandydatów, którzy załapali się u nas na euromandat. Dla porównania - wrocławski polityk PO Jacek Protasiewicz zgarnął aż 92 270 głosów.

Prezydent chciał, żeby zostało po staremu

Frekwencja jest kluczowa, bo ordynacja wyborcza jest wyjątkowo pokręcona. Nie ma ustalonej liczby mandatów w okręgu (w naszym przypadku łączonym: dolnośląsko-opolskim), ich liczbę przypadającą na okręgi i na partie ustala się na poziomie kraju, po przeliczeniu wszystkich głosów.

Ponieważ z różnych sondaży wynika, że tym razem na wybory pójdzie rekordowo niski odsetek Polaków (mówi się o 12 proc.), podjęto próby podkręcenia frekwencji. Mieliśmy, po raz pierwszy w historii, głosować i w sobotę, i w niedzielę. Mieliśmy też uzyskać prawo do oddania głosu przez pełnomocnika. W realiach Opolszczyzny, gdzie wielu ludzi nie głosuje, bo akurat pracuje gdzieś w Unii, mogłoby się to sprawdzić.

Prezydent Lech Kaczyński uznał jednak, że mamy głosować po staremu. Miał dobry formalny powód: jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które mówi, że ordynacji nie należy poprawiać tuż przed wyborami, lecz co najmniej pół roku wcześniej. Bo za bardzo pachnie to próbą manipulacji.

Weźmy głośną sprawę blokowania list w wyborach komunalnych, która miała pomóc "przystawkom" PiS-u, czyli Lidze Polskich Rodzin i Samoobronie.

- Taka była oficjalna argumentacja prezydenta - mówi politolog Grzegorz Balawajder. - Ale był w tym czytelny zamysł polityczny. PiS-owi sprzyja niska frekwencja, bo ta partia ma twardy 'radiomaryjny" elektorat, który i tak pójdzie do urn.
Podobne wrażenie ma Alicja Głębocka, psycholog społeczny z Uniwersytetu Opolskiego.

- Kampania PiS-u, choćby spot z 'kolesiami z PO", nastawiona jest na budzenie negatywnych emocji. Ma budzić złość, bo to odstręcza ludzi od angażowania się w politykę - ocenia. - Podobny efekt daje podkreślanie wysokich apanaży europosłów. Ludzie mają dojść do wniosku, że nie będą pomagali tym darmozjadom politykom w dorwaniu się do takiej wielkiej kasy.

Jaki jest więc przedwyborczy krajobraz na Opolszczyźnie? Zaskakująco ciekawy. Zagadek jest kilka. Kto przejmie elektorat eurosceptyczny? Jak silne będzie poparcie dla Samoobrony? Jak silną lokomotywą okaże się były lider mniejszości niemieckiej Henryk Kroll, na którego plecach do europarlamentu chce wjechać Stanisław Rakoczy z PSL?

Kto wciąż nie lubi brzydkiej Unii?

Jak głosowaliśmy w 2004 roku

Liczba głosów na europosłów

Opolskie Dolnośląskie
PO 38 578 122 986
PiS 11 674 43 903
Samoobrona 15 759 53 70
SLD 15 430 56 418
SdPl 4 870 24 353
LPR 19 010 65 102

W 2004 roku na polityków nie kryjących niechęci do Unii głosy oddało w naszym dolnośląsko-opolskim okręgu zaskakująco wielu wyborców. Liga Polskich Rodzin dostała w sumie 84 112 wskazań (o prawie 30 tys. więcej niż PiS!), a lider listy Sylwester Chruszcz uzyskał 40 371 głosów i miał drugi wynik w okręgu! Należy dodać do tego głosy małych prawicowych partyjek, które nie wzięły udziału w podziale głosów. No i 69 720 szabel Samoobrony, dzięki którym europosłem został Ryszard Czarnecki (z wynikiem 31 117 głosów), dziś polityk PiS, jeden z nowych faworytów prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W sumie daje to jakieś 170 tysięcy wyborców, jedną trzecią tych, którzy pięć lat temu wzięli udział w wyborach w okręgu nr 12.

No i mamy dwa pytania. Pierwsze: jak liczny jest dziś ten eurosceptyczny elektorat? I drugie: kogo poprze?

Czy przerzuci swoje głosy na wyautowaną z Sejmu Samoobronę, która wystawia rolnika Grzegorza Kołacza (kto o nim słyszał?) i naszą Sandrę Lewandowską (kto o niej nie słyszał?). Ale jakie szanse ma partia skompromitowana serią seksafer z udziałem Stanisława Łyżwińskiego i samego Andrzeja Leppera?

Więc może elektorat ten przejmą dwie nowe partie, które wyrosły nam na prawicy? Pierwsza to głośna Libertas, założona przez irlandzkiego miliardera Declana Ganleya, który ostatnio zbajerował nawet Lecha Wałęsę, ściągając go na przedwyborczy kongres? Liderem listy jest u nas były polityk PSL i LPR, znany z antyniemieckich wystąpień Janusz Dobrosz. Na czwartym miejscu listy Libertas mamy opolski akcent: bardzo znanego niegdyś biznesmena Bogdana Szpryngiela, do niedawna właściciela zamku w Niemodlinie.

A może wyborcy niechętni Brukseli wybiorą Prawicę Rzeczypospolitej, gdzie mamy aż cztery nazwiska związane z Opolszczyzną, w tym Marcina Paladego, kontrowersyjnego prezesa Radia Opole, a wcześniej organizatora prawyborów w Nysie oraz prareferendów w Prudniku i Głuchołazach?

Dziwne roszady prezesa Kaczyńskiego

Problemem obu tych partii jest jednak to, że są świeżuteńkie i słabo kojarzone. Jeśli publiczna TVP pod rządami p.o. prezesa Farfała z nominacji LPR nie zrobi im skutecznej reklamy, to mogą mieć problem z dotarciem wyborców. I wtedy po ten elektorat eurosceptyczny sięgnie PiS.

Pięć lat temu partia Jarosława Kaczyńskiego dostała w naszym okręgu 55 577 głosów. Połowę, bo 27 499, zgarnął Konrad Szymański. To wyjątkowo aktywny i pracowity polityk, który w minionych pięciu latach sporo zrobił, by pokazać się na Opolszczyźnie, gdzie był wcześniej mało znany.

Problem w tym, że nic mu to teraz nie da, bo prezes Kaczyński zdecydował, że będzie kandydował w zupełnie innym okręgu. Jedynką listy PiS jest spadochroniarz z Krakowa, Ryszard Legutko, konserwatywny filozof i były minister edukacji. Czy przekona do siebie wyborców, z którymi nie miał wcześniej do czynienia? Kolejne pytanie. Na liście PiS mamy też dwóch opolskich polityków: posła Sławomira Kłosowskiego i senatora Norberta Krajczego. Działacze PiS mówią po cichu, że nawet jeśli żaden z nich nie wejdzie do europarlamentu, to wybory będą rodzajem plebiscytu. Ma pokazać, który z tych polityków jest mocniejszy i powinien zostać liderem PiS w regionie. To w tym trybie Henryk Kroll przestał być naturalnym liderem opolskich Niemców: miał gorszy wynik niż Ryszard Galla.

Ile wart jest Henryk Kroll?

Na sukces w wyborach liczy też bardzo opolski PSL. Raz - że nasz poseł Stanisław Rakoczy jest pierwszy na liście, dwa - że na trzecim miejscu mamy właśnie Henryka Krolla. Ludowcy liczą na to, że Kroll przyciągnie głosy członków mniejszości niemieckiej.

Czy słusznie? Trudno to ocenić. W swoich najlepszych latach, gdy walczył o senatorski mandat z Dorotą Simonides, dostał ponad 120 tysięcy głosów! Ale to było dawno temu. W ostatnich wyborach do Sejmu na byłego już lidera mniejszości głosowało raptem około 8 tysięcy osób. Słabo, choć należy tu przypomnieć, że przed pięciu laty PSL dostał na Opolszczyźnie tylko 4 863 głosy, a w całym okręgu - - 16 877 (czyli mniej niż jeden Stanisław Jałowiecki). Przy takim rezultacie wynik Krolla wygląda wcale, wcale...

Można się zastanawiać, czy optymistyczne nastawienie ludowców jest uzasadnione. Nawet mniejszościowa lokomotywa może im nie wystarczyć. A dla Krolla jest to być może ostatni polityczny sprawdzian. Jeśli wygra, spokojne doczeka politycznej emerytury jako nestor opolskich Niemców oddelegowany do Brukseli. Jeśli przegra, młodsi koledzy odeślą go w polityczny niebyt.

Lewica na trzy dzielona i UPR niezłomny

Trudno też ocenić szanse lewicy, która na swoje nieszczęście idzie do wyborów w trzech wcieleniach: jako SLD (tu mamy opolskich kandydatów: Apolonię Klepacz, Andrzeja Mazura i Artura Pawlaka), jako Porozumienie dla Przyszłości-Centrolewica (Krystyna Słodczyk i Małgorzata Mosoń) i jako Polska Partia Pracy (Kamila Hasiak).

Przed pięciu laty swoich europosłów ugrały u nas dwie wiodące partie z lewej strony sceny politycznej: SLD miało Lidię Geringer de Oedenberg (35 254 głosy), a SdPl Józefa Piniora (18 381). Czy teraz będzie podobnie? Kto wie, choć (jakby mało było podziałów na lewicy) na liście PSL mamy męża pani Lidii - Henryka Ksawerego Geringera de Oedenberg. Wyborcy mogą mieć lekki zgryz.

Dla porządku dodajmy, że swoich kandydatów wystawia też niestrudzona Unia Polityki Realnej. Ma swój wierny i twardy elektorat, wcale zresztą niemały, bo pięć lat temu w naszym okręgu UPR dostał 24 183 głosy. Ale czy to wystarczy, by mandat dostał któryś z naszych ultraliberałów? Choćby Stanisław Skakuj reprezentujący Opolszczyznę? Bo przecież liczy się wynik w kraju.

Platforma obstawia pewniaka

Ciekawą strategię przyjęła opolska Platforma Obywatelska, która wystawiła tylko jednego kandydata: Danutę Jazłowiecką. Jest na wysokim, drugim miejscu. A ponieważ PO ma wysokie notowania, jej mandat wydaje się niemal pewny.

Pięć lat temu, przy dużo gorszych sondażach, europosłem został Stanisław Jałowiecki.

Opolska PO mogła zagrać wyżej, wystawiając większą liczbę swoich kandydatów. Chyba jednak zwyciężyła obawa przed tym, że głosy się rozłożą i przegramy z politykami z Dolnego Śląska. Z tego samego powodu PO nie zaprosiła na swoje listy Krolla, choć był to afront. Bo pięć lat temu mniejszość poparła Jałowieckiego. Wyraźnie zwyciężyło przekonanie, że lepszy wróbel w garści. Choć, oczywiście, nie ma żadnej gwarancji, że te kalkulacje się sprawdzą.

A po co nam nasz człowiek w Parlamencie Europejskim? Najkrócej wyjaśnia to Karina Bedrunka, która odpowiada w urzędzie marszałkowskim za wykorzystanie unijnych pieniędzy. - To od europosłów nowej kadencji zależeć będzie, ile pieniędzy dostanie Polska i Opolszczyzna do 2020 roku - mówi.

Bo można eurobiurokratów nie lubić. Zresztą kto ich lubi? To nie jest gorący romans, jak wmawiają nam euroentuzjaści. To bardziej małżeństwo z rozsądku. I grzechem byłoby nie skorzystać z posagu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska