Swój pierwszy koncert ze sławnym zespołem zagrał piętnaście lat temu. Był wtedy na czwartym roku studiów muzycznych w Krakowie. - To się stało zupełnie niespodziewanie - opowiada. - Z Grechutą grał wtedy Konrad Mastyło i właśnie upomniało się o niego wojsko. Z Konradem mieszkaliśmy razem w akademiku - wszedł do pokoju i powiedział: "Pojutrze wyjeżdżasz w trasę". Miałem kilkanaście godzin na zapoznanie się z repertuarem. Pracowałem wtedy 26 godzin na dobę.
W taki sposób w 1987 roku rozpoczęła się stała współpraca Mariusza Pikuły z Markiem Grechutą.
Do Nysy powraca, kiedy tylko może, tutaj ma rodzinę, dawnych przyjaciół. Cząstka miasta, w którym się wychował, tkwi w nim, ciągle podziwia jego piękno, ale twierdzi, że nie chciałby tutaj żyć i pracować.
Średnią szkołę muzyczną w Nysie ukończył w klasie perkusji, choć początkowo fascynował go fortepian. O przyczynach zmiany profilu muzycznego kształcenia nie chce mówić. Koledzy uśmiechają się, że to dlatego, iż dostał od pani profesor po łapach, co go zniechęciło na kilka lat.
Po studiach swoje życie związał z Nowym Sączem, prowadząc klasy perkusji w tamtejszej państwowej szkole muzycznej I i II stopnia. Tam założył rodzinę. Nie wystraszył się zmian ustrojowych i gospodarczych w roku 1990. Cztery lata temu założył prywatną szkołę muzyczną, którą prowadzi wraz z żoną - też muzykiem.
- Jestem człowiekiem elastycznym, potrafiłem odnaleźć się w naszej nowej rzeczywistości - uważa. - Ciężko przy tym pracowałem. Każdy człowiek, który ma choć trochę pokory w sobie, czegoś się przecież nauczy.
W swoich muzycznych wojażach zwiedził cały świat. W ubiegłym roku koncertował z zespołem "Anawa" w Stanach Zjednoczonych dla Polonii amerykańskiej. Była to jedna z trudniejszych tras koncertowych, która trwała półtora miesiąca. W tym czasie muzycy przejechali prawie 25 tysięcy kilometrów.
- To niesamowite, jak uniwersalna jest muzyka Grechuty. Na nasze koncerty przychodzą nastolatki, ludzie w wieku 25 lat, a i sześćdziesięciolatki też bawią się doskonale - mówi artysta. Oczywistym atutem zespołu jest ciągle aktualna poezja, piękna muzyka i współpraca, między innymi z Janem Kantym Pawluśkiewiczem.
- Dzisiaj, po tylu latach współpracy z "Anawą", gdy już doskonale znam ich utwory, w czasie koncertów mogę pozwolić sobie na wsłuchanie się w wykonywane teksty bez szkody dla akompaniamentu. Zdarza się, że dopiero teraz dociera do mnie ich przesłanie. Co ten gość śpiewa! - myślę sobie wtedy.
Dorobek artystyczny Mariusza Pikuły nie ogranicza się wyłącznie do współpracy z Grechutą. Muzyk, jako członek Krakowskiej Grupy Perkusyjnej, w ciągu dziesięciu lat wielokrotnie brał udział w koncertach: Warszawskiej Jesieni, Muzycznej Vivie w Monachium, w Poznańskiej Wiośnie Muzycznej oraz w I, II i III Biennale Muzyki w Berlinie. Artysta nazywa siebie "fanatykiem jazzu", a z drugiej strony z powodzeniem radzi sobie w klasyce.
- Niestrudzenie staram się być muzykiem uniwersalnym - mówi.
Nysanin próbuje też swoich sił jako kompozytor, częstokroć traktując to zajęcie jako zabawę.
- Komponowałem wiele, ale wszystko to leży w szufladzie, bo jest po prostu za słabe - ocenia.
Chociaż kompozycję do krótkiego filmu dokumentalnego o Nowym Sączu poprawiał kilkakrotnie, bo była zbyt... bogata muzycznie.
- Czasem bywa tak, że im gorzej, tym lepiej - kwituje.
Starzy przyjaciele mówią: - Maniek mimo lat się nie zmienił, sukces i sława nie uderzyły mu do głowy. Niezmiennie pozostał sobą - podkreślają.
Pikuła, zapytany o swoje osiągnięcia i sukcesy artystyczne i życiowe, długo się zastanawia.
- Największym moim sukcesem i skarbem jest nasza rodzina i zdrowie dzieci. Inne zawodowe sprawy, czy jest to koncert, czy uprawa działki, traktuję jak najbardziej poważnie, wykonując powierzone zadanie najlepiej jak umiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?