Fast food czy żywność bio? Zastanów się, zanim zjesz

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Duży hamburger - 570, małe frytki - 230, gazowany słodki napój - 200. Razem 1000 kilokalorii. Tymczasem przy mojej wadze powinnam zjeść w ciągu dnia jakieś 1300 kilokalorii. No to po takim obiedzie należą mi się jeszcze co najwyżej dwie suche bułki.

Z badań wynika, że na jedzenie Polacy wydają ponad 18 mld zł rocznie, za to "na mieście" jemy kilka razy w ciągu roku, podczas gdy statystyczny Europejczyk kilkadziesiąt razy, a Amerykanin nawet sto pięćdziesiąt.

Dlatego firmy gastronomiczne mają o co walczyć i kuszą nas, jak mogą. Te od fast foodów opowiadają w reklamach o miłości - tej do ludzi i tej do jedzenia. Kuszą gadżetami: balonik dla dziecka, tekturowa czapeczka dla ojca, a do zestawu dla malucha - maskotka. W filmach pojawiają się szczęśliwe rodziny, matki w ciąży, rozbawieni młodzi ludzie, którzy wyjadają sobie nawzajem frytki z tekturowych pudełek albo trochę starsi, którzy w sieciach fastfoodowych robią karierę. Zakręcili nam w głowie, bo mimo że nie jest to jedzenie najtańsze - kilkanaście złotych za hamburgera, frytki i napój - to oblegamy kasy szczególnie tych najpopularniejszych fast foodów.

Jak na regularnym jedzeniu takich potraw wyszli Amerykanie, można się przekonać, oglądając zdjęcia z ich ulic. - Mała porcja coli w snack barze ma taką objętość jak u nas duża, a do kubka możesz potem dolewać, ile chcesz. Słodycze są tam dwa razy słodsze, kawę i herbatę podają obowiązkowo z cukrem, nawet chleb razowy jest dosładzany - opowiada Monika, która w USA spędziła wakacje. - Ale z tego powodu i braku ruchu, bo wszyscy tam jeżdżą nawet wrzucić list do skrzynki za rogiem, co drugi Amerykanin jest chorobliwie otyły i to w przedziwny sposób - od pasa w dół.

I trudno się dziwić, skoro uwielbiane, zwłaszcza przez najmłodszych, fast foody to przede wszystkim źródło tłuszczu. 100 g frytek ma aż 560 kcal (40 proc. z tego przypada na ziemniaki, a pozostałe - na tłuszcz). Podczas gdy tyle samo ugotowanych ziemniaków ma 60 kcal. Wielokrotnie używanie tego samego tłuszczu do smażenia sprawia, że uwalniają się z niego szkodliwe substancje, które mogą powodować miażdżycę i raka. Duże sieci raczej sobie na to nie pozwalają, ale wszystkich budek z "szybkim jedzeniem" na naszych ulic nikt nie jest w stanie skontrolować.

Magdalena Kultys, dietetyk z Opola, mówi, że w fast foodach trudno doszukać się czegoś pozytywnego. - Smażone mięso wkładane do bułki jest tłuste, ciepły żółty ser - ciężkostrawny, ziemniaki na frytki mocno przetworzone, sosy wysokokaloryczne, a do tego słodki napój. Smak potraw wyostrzany jest przez glutaminian sodu. To składnik dodawany np. do przypraw do zup i sosów, do którego łatwo się przyzwyczaić. A potem bez glutaminianu nic nam tak dobrze nie smakuje - wyjaśnia dietetyk.
To jeść czy nie jeść? - pytam. Raz na jakiś czas kawałek pizzy, hot dog czy hamburger z frytkami nie zaszkodzi - odpowiada Magdalena Kultys. - Ale traktowanie takich posiłków jako stałego punktu w menu może być bolesne w skutkach: tyjemy, rośnie nam poziom cholesterolu, możemy zachorować na cukrzycę - wymienia zagrożenia.

Co w ciągu dnia mogę jeszcze zjeść po śniadaniu złożonym z cheeseburgera i frytek? Dr inż. Monika Hoffman ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego radzi w rozmowie dla "Gazety Wyborczej" przygotować sobie na kolację dużą porcję sałatki warzywnej polanej oliwą z oliwek i sokiem z cytryny.

Do tego kanapkę z pieczywem pełnoziarnistym bez masła, bo tłuszczu mamy już dosyć, i np. jogurt naturalny.

Po drugiej stronie medalu jest żywność nazywana ekologiczną, bio albo organic. To słowa zarezerwowane tylko dla potraw, które uzyskały certyfikat. Tak przynajmniej powinno być. Jak je poznać? Na opakowaniu jest nazwa jednostki certyfikującej i numer certyfikatu. U nas taka żywność jest jeszcze mało popularna, za to dużo droższa. Nie inaczej niż na Zachodzie. Np. jajko kury hodowanej na ściółce i karmionej naturalnymi paszami kosztuje w dużych miastach nawet złotówkę!

- Ale warto za nie dać więcej, bo po pierwsze jest smaczniejsze, po drugie - zdrowsze - przekonuje Anna Kuczyk, pracownik naukowy Politechniki Opolskiej i Opolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Łosiowie. - Sok, który robi rolnik spod Prószkowa, bije na głowę te z kartonów.

Rolnicy, którzy prowadzą ekologiczne uprawy i hodowle, nie mogą używać środków chemicznych ani weterynaryjnych, np. podawać zwierzętom profilaktycznie leków. Takich gospodarstw w naszym regionie jest około sześćdziesięciu. Dietetyk Magdalena Kultys uważa, że ekologiczna żywność będzie u nas coraz bardziej popularna, ale od tej nawożonej nie uciekniemy.

Są u nas i tacy fanatycy zdrowej żywności jak Bibianna Krawczyk z Opola, która kilkanaście lat temu kupiła sobie urządzenie, dzięki któremu sama przygotowuje masło, jogurty, przyprawy do zup i posiłki gotowane na parze lub w wodzie bez konserwantów i sztucznych barwników. Bułeczki wypieczone z ciasta zrobionego na tym sprzęcie smakują znakomicie, zwłaszcza, ze świeżo ubitym ze śmietany masłem. Tylko czemu ten sprzęt kosztuje dwie dobre pensje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska