Flores - perła wśród 18 000 indonezyjskich wysp

fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
Indonezja to nie tylko popularna Bali ze swymi tropikalnymi plażami i tłumami turystów.
Flores - jedna z indonezyjskich wysp

Wyprawa do Indonezji

Gdybym powiedziała, że swoje podróże planuję miesiącami, skłamałabym - mówi Katarzyna Czyżyńska-Mosiek, opolanka, która od lat podróżuje sama, głównie po Azji. - Po prostu kupuję bilet w któreś z moich ulubionych miejsc, pakuję plecak tak, by zmieścić w nim wszystko, czego potrzebuję na parę tygodni, i mieć siłę go unieść, a już na miejscu organizuję sobie wszystko. Długi czas za to tęsknię i wspominam, gdy wracam do pracy po 5 tygodniach podróży. Z mojej jesiennej podróży do Indonezji najmilej wspominam wyspę Flores.

Indonezja, kraj ponad 18 tysięcy wysp, to nie tylko popularna Bali ze swymi tropikalnymi plażami i tłumami turystów. Kraj "odwróconej polskiej flagi" ma do zaoferowania znacznie więcej, jak choćby Flores. Ta wyspa, dwa razy większa od swej najsławniejszej indonezyjskiej koleżanki, słynie z kolorowych plaż, czynnych i wygasłych wulkanów, plantacji pysznych owoców i przypraw, rdzennej ludności Nghada i jest doskonałym miejscem do rozpoczęcia poszukiwań smoka z Komodo.

I'm from Polandia
Flores swe kwieciste imię zawdzięcza Portugalczykom, którzy skolonizowali tę wyspę w XVI wieku. Oprócz nazwy przywieźli ze sobą pomysł na rolnicze zagospodarowanie i religię. Ta ostatnia przetrwała na wyspie do dzisiaj, czyniąc z niej największe skupisko katolicyzmu w największym muzułmańskim kraju świata. Z tego powodu Polska tak dobrze się tutaj kojarzy; wielu polskich księży pracuje na wyspie, a mieszkańcy pamiętają też Jana Pawła II i jego wizytę w Maumere w 1989 roku.

- Tym chętniej się przedstawiałam: I'm from Polandia (Polska w bahasa indonesia), kolekcjonując więcej niż pozytywne reakcje - opowiada Kasia. - Pewien młody chłopak wyciągnął spod T-shirta różaniec, ucałował go i oświadczył, że otrzymał go od polskiego księdza, który w Labuan Bajo mieszka już ponad 40 lat.

Na Flores można dotrzeć samolotem, z Denpasar na Bali. Tak jest najszybciej, ale można również w sposób lokalny - promem z sąsiadujących wysp - lub turystyczny - wykupując 2-4 dniowy rejs z Bali lub Lomboku.

Z lotu ptaka wyspa wygląda jak arcydzieło sztuki kalendarzowej: białożółte plaże stykają się z jednej strony z turkusową wodą kryjąca rafy koralowe, z drugiej zaś z górami porośniętymi bujną, ciemnozieloną dżunglą. Samolot ląduje w Maumere, największym mieście wyspy.

- W turystycznym kalendarzu było już po sezonie, dlatego na wyjście pasażerów z lotniska czekał pokaźny tłum naganiaczy, taksówkarzy i mniej lub bardziej oficjalnych przedstawicieli hotelików, biur podróży - opowiada Kasia. - Po sezonie umiejętność targowania się jest mniej niezbędna, jednak jej całkowity brak może zaowocować nadmiernymi ubytkami w portfelu. Dotyczy to zarówno negocjowania cen przejazdów, noclegów, zakupu pamiątek, ale też ustalania opłaty za posiłek w restauracji. Dzięki twardym negocjacjom mnie i grupie podobnych podróżników udało się wynająć samochód terenowy z kierowcą za 30 USD.

W pięć osób po pięciu godzinach dojechali do osady Moni, z której można dotrzeć do Kelimutu. Pod tą nazwą kryje się krater nieczynnego wulkanu, w którego wnętrzu znajdują się trzy jeziora o różnych barwach.

- Kolory zmieniają się w zależności od pory roku, reakcji chemicznych i pewnie odrobiny czarów, bo intensywność zabarwienia nie wygląda na naturalną - mówi Kasia. - Jeziorka, które miałam okazję zobaczyć, akurat na ten czas przybrały barwy głębokiego turkusu, zieleni i burości. Jedno z nich czasem bywa czerwone.

Kurczak wciąż żyje
Utratę energii związaną ze zdobyciem niewysokiego wulkanu można uzupełnić w jednej z restauracyjek w Moni. Aby się posilić, należy być uzbrojonym nie tylko w lokalną walutę, ale również w… cierpliwość.

- Po półtoragodzinnym oczekiwaniu na danie z kurczaka dostaliśmy wiadomość, że ayam (kurczak) wciąż żyje i nie mogą go złapać - śmieje się Kasia. - Ułaskawiony kurczak dożył na pewno kolejnego świtu, a ja posiliłam się gado-gado (sałatką z sosem z orzeszków ziemnych) i nasi goreng (ryżem smażonym z warzywami).

Flores można zwiedzać wynajętym samochodem z kierowcą lub lokalnym autobusem. Wyspa jest bardzo górzysta, stąd jazda samochodem przypomina przejażdżkę kolejką górską w wesołym miasteczku, z ta różnicą, że za oknem migają bambusowe zagajniki, gaje palmowe i gęsta dżungla. Choroba lokomocyjna może tutaj wystąpić w najostrzejszej postaci.

- W drodze do Bajawa dla odpoczynku zatrzymaliśmy się na plaży Penggajawa - wspomina Katarzyna. - Na czarnym wulkanicznym piasku leżą setki, tysiące kamieni w kolorach błękitu, zieleni i turkusu. Jakby niebo i morze chciały po małym kawałku swojego koloru upamiętnić w formie stałej.

Upić się zapachem
Bajawa słynie jako baza wypadowa dla osób chcących wyruszyć na trekking po okolicznych wzgórzach i odwiedzić wioski plemienia Nghada. Trasa trekkingu wiedzie między wioskami jakby żywcem przeniesionymi pod wulkany z innej epoki. Małe chatki kryte strzechą, w wioskach ludzie żyjący wolno, jakby obok pędzącego świata.

- Noc spędziłam na ganku chatki w Gurusinie wraz z dwiema poznanymi w podróży Francuzkami Natalie i Sandrine - opowiada Kasia. - Przez dwa dni opiekował się nami, żywił i prowadził przez dżunglę Alfons, który z jednej z takich wiosek wyprowadził się za chlebem. Pomiędzy wioskami dżungla i plantacje: palmy kokosowe, mango, papaja, kawa, kakao, orzechy nerkowca, gałka muszkatołowa, wanilia, goździki. To wszystko pachnie, jest na wyciągnięcie ręki. Chce się dotknąć, nadgryźć, posmakować i upić się zapachem. Dwudniowy trekking w tropikalnym upale zakończyłyśmy kąpielą w gorących źródłach, najoryginalniejszym i zupełnie naturalnym, darmowym spa, w jakim miałam przyjemność być. Dwa górskie strumienie łączą się, tworząc coś w rodzaju płytkiego basenu, jeden ma temperaturę 70 stopni, drugi jest chłodny. Taplałyśmy się w wodzie, nad sobą mając palmy, bambusy i motyle wielkości pięści.

Ostatni przystanek - Labuan Bajo
Warto się udać do Labuan Bajo, gdzie w zatoce można wypożyczyć łódź. - Z Natalie i Sandrine wynajęłyśmy łódź ze sternikiem i dwoma kucharzami - mówi Kasia. - Brzmi luksusowo, ale ci kucharze to dwaj synowie właściciela rozpadającej się krypy, na której wyruszyłyśmy w dwudniowy rejs na wyspy Komodo i Rinca, żeby zobaczyć smoki z Komodo i dalej, Kalong i Bidadari Island, żeby ponurkować w krystalicznie czystych wodach rafy koralowej. Labuan Bajo był ostatnim przystankiem na Flores, a stamtąd rozpoczęłam drogę powrotną do domu.

Gdzie nasza rozmówczyni spędzi parę tygodni w 2010 roku, jeszcze nie wie. Po Tajlandii, Wietnamie, Chinach, Kambodży, Malezji i Indonezji opolance trudno wybrać kierunek. Ważne, by była to Azja, bo tu się czuje najlepiej, wśród ludzi, którzy nie spieszą się, nie denerwują, przyjmują spokojnie, co niesie los. Może dowiemy się tego z bloga Kasi: http://my.opera.com/kania514/blog/ .
Z tych zapisków można zarazić się miłością do Azji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska