MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fotele się nie ruszały

Bogdan Bocheński Joanna Mentel
Naszych kolonistów najbardziej zainteresowała wizyta w „sercu kina”, czyli w kabinie projekcyjnej.
Naszych kolonistów najbardziej zainteresowała wizyta w „sercu kina”, czyli w kabinie projekcyjnej.
Zwiedzanie "serca" "Kinopleksu", czyli kabiny projekcyjnej i seans filmowy - oto co wczoraj zaliczyli nasi koloniści.

Dzieci pojawiły się w opolskim "Kinopleksie" przed godziną 10.00. Czekała na nie Joanna Domagała, zastępca menedżera kina.
- Jesteśmy w największej sali kinowej - nr 2, na 302 miejsca. Najmniejsza - nr 6 ma 134 miejsca - zaczęła opowiadać pani Joanna. - Każda ma osobną klimatyzację, każda poprzez specjalną centralę jest połączona z komendą miejską straży pożarnych.

- Czy na filmie ruszają się fotele? - dociekał 10-letni Mateusz z Krapkowic.
- Nie. One są ruchome w kinach trójwymiarowych. "Kinoplex" nie jest takim kinem - odpowiedziała pani Joanna.
- A skąd taka nazwa? - chciała wiedzieć 12-letnia Agnieszka z Opola.
- Z konkursu. Kino jest nowoczesne, więc nazwa też powinna być nowoczesna - odparła menedżerka.
Do Joanny Domagały podszedł Wiesław Smardz, główny kinooperator "Kinoplexu". Zaprosił dzieci na piętro, gdzie stoi sześć tzw. zespołów projekcyjnych. Chłopców interesowało, z czego taki jeden zespół się składa.

- Z talerzowego podajnika filmu i projektora, oba są produkcji włoskiej, z angielsko-amerykańskiej szafy nagłaśniającej i australijskiej automatyki sterującej - wymieniał części urządzenia kinooperator.
- A tym wszystkim steruje polski człowiek - spuentował 8-letni Mateusz z Opola.
Współpracownik Wiesława Smardza obsługujący projektor nr 3 wyświetlał "Terminatora". Dziewczynki zastanawiały się, ile kosztuje jeden film.
- Wartość kopii "Pinokia", którego przygody zaraz obejrzycie, to sto tysięcy złotych - zdradził cenę taśmy Wiesław Smardz. - Jej długość wynosi trzy i pół kilometra.
Po filmie dzieci z zaciekawieniem przyglądały się zabytkowej kamerze stojącej w pobliżu biura menedżera "Kinoplexu", Anny Jaszczyk.
- To jest niemiecki aparat ARRIFLEX. Ma z pół wieku. Kiedy był eksponatem w nieistniejącym już kinie "Kraków", zobaczył go znany reżyser Jan Jakub Kolski. Spojrzał na niego i... padł z zachwytu na kolana. Powiedział nam, że właśnie tym ARRIFLEXEM kręcono słynnych "Krzyżaków" - przytoczył anegdotę związaną ze starą kamerą Wiesław Smardz.
Dzisiaj do naszych kolonistów przyjeżdża ruchome miasteczko ruchu drogowego. Dzieci, które nie mają jeszcze kart rowerowych, a - jak sadzą - dobrze znają przepisy, będą mogły na nie zdawać.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska