Fotografują miejsca, które zaraz zniszczą buldożery

fot. Sławomir Mielnik
Łukasz Urbaniak (od lewej), Angelika Szperlik i Tomek Lasowy fotografują opuszczoną halę przy ul. Dworskiej w Opolu.
Łukasz Urbaniak (od lewej), Angelika Szperlik i Tomek Lasowy fotografują opuszczoną halę przy ul. Dworskiej w Opolu. fot. Sławomir Mielnik
Wchodzą do opuszczonych fabryk, starych silosów i szpitali. Na zdjęciach uwieczniają przemysłową brzydotę i zniszczenie.

Ze złuszczonych ścian opuszczonego budynku przebijają jakieś niemieckie napisy. Z kolejnej warstwy można odczytać socrealistyczne hasło "Obrona cywilna obroną narodu". Zrujnowane hale produkcyjne, kino, stołówka - to wszystko niedaleko podopolskich Ochódz, w sercu lasu. Tutaj propagandowe filmy swoim wojakom wyświetlali najpierw Niemcy, potem Polacy. Teraz na zagrzybionych tynkach zostawiają swoje nicki (internetowe imiona) eksploryści - pasjonaci fotografujący mało estetyczne wnętrza. Archiwiści brzydoty i zniszczenia, pięknych w swojej surowości i pustce.

Angelika Szperlik z Opola, nick: alchandra. Na co dzień informatyk w firmie produkującej terminale. Jest drobna, więc bez problemów wciska się tam, gdzie najtrudniej. Teraz - do wielokondy- gnacyjnego nieczynnego silosa cementowni Grodziec. Pokonuje kolejne piętra wąskiej klatki schodowej, by ze szczytu, z wysokości piątego piętra uwiecznić przemysłową panoramę i osiem kominów w tle.
Z perspektywy parteru silosa koledzy Angeliki robią jej zdjęcie na szczycie. Zanim znikną, by szukać kolejnych takich miejsc, na zmurszałej, zagrzybionej ścianie zostawiają swoje nicki. To informacja dla takich jak oni: cementownia została już spenetrowana i zdokumentowana.

Angelikę zaraził pasją były chłopak
Dla Angeliki i jej kolegów fotografia industrialna to pasja. Dziewczyna mówi, że penetrowanie kolejnych opuszczonych budynków, fabrycznych hal i sztolni, a potem ich fotografowanie jest jak zdobywanie kolejnych ośmiotysięczników. Albo penetrowanie dna oceanu.

- Na pierwszą eksplorację pojechałam z Michałem do Bierutowa, gdzie kiedyś była cukrownia - opowiada. - Pokazał mi miejsce, w które za chwilę mogą wjechać buldożery i wtedy już nikt nie zobaczy tej fascynującej przestrzeni. Przekonał, że właśnie dlatego warto tutaj wejść. Bo przecież w tych murach ktoś zostawił kawałek swojego życia, ślady tej obecności trzeba dokumentować.

Przygoda z Tomkiem i Łukaszem rozpoczęła się, kiedy natknęli się na siebie, a raczej na swoje zdjęcia, w internecie. Teraz razem szukają "brzydoty". Odnajdują ją w całej Polsce. Mówią, że nigdy nie żałują takiego wyjazdu.

- Jeden obraz zastępuje tysiąc słów - przekonuje Łukasz Urbaniak, nick: thesh. Socjolog, na co dzień przedstawiciel handlowy firmy farmaceutycznej. - Za chwilę ta industrialna przestrzeń zniknie z powierzchni ziemi. A przecież to część naszej historii, ludzkich losów.

"Kopciuszek" z cementowni Jaworzno
Teren byłej cementowni to jedna wielka ruina. Ktoś jednak założył skobel i kłódkę, żeby już nikt tutaj nie wchodził. Jeszcze do niedawna stały tu pordzewiałe szczątki fabrycznych maszyn, ale zniknęły.

- To nie eksploryści - śmieje się Tomek Lasowy, nick: breakbeatmalaria. Jedyny z tej grupy, który nie może myśleć wyłącznie o sobie, bo utrzymuje rodzinę. - To, co robimy, to czysta dokumentacja, nie ruszamy niczego. Przed nami byli tutaj tylko bezdomni, oni "wyprowadzili" niemal wszystko, co metalowe.

Na ścianach pozostały też nicki, to znaczy, że przed nimi ktoś już archiwizował tę XIX-wieczną budowlę. Z rozbitej pancernej szyby została tylko metalowa "koronka". Z tej perspektywy Angelika uchwyciła starą przemysłową zabudowę. I leżące na ziemi damskie pantofelki na wysokich obcasach. - Jaki Kopciuszek mógł się tutaj zapuścić? - zastanawia się dziewczyna.

Rzeczywistość tworzona przez budowniczych PRL-u zostawiła swoje piętno, socrealistycznego ducha. Czuć te kilkaset procent normy wyrabianej w pocie czoła.

- Takie opuszczone miejsca mają swoje dźwięki i echa - przekonuje Tomek. - Tak jest w budynku nieczynnej cementowni w Chrzanowicach, Silesii czy Będzinie.
Ich fotografie oddają jeszcze zapach, kurz i atmosferę tych miejsc. I adrenalinę, która zawsze im towarzyszy w wyprawach.

- Środek lasu, nagle wyrasta opuszczony budynek ze szkła, betonu i metalu - opowiada Tomek Lasowy. - To "Kozubnik", opuszczony dom wczasowy dla peerelowskich prominentów w Porąbce. Są w nim nadzwyczajne tapety, które po tylu latach, choć pokryte kurzem, zachowały swoją jakość.
Na podłodze poniewierały się dokumenty, skoroszyty i pożółkła kartka "Jadłospis". W miejscu, gdzie był kominek, już niewiele pozostało. - W salonie dla odpoczywających prominentów zrobiono fontanny - opowiadają eksploryści. - Ale to już znamy ze starych zdjęć "Kozubnika", które ktoś zamieścił w internecie.

Alternatywna rzeczywistość
Kiedy Łukasz Urbaniak wchodził z aparatem do starego oleskiego szpitala, była niedziela. Miejscowi szli na sumę, a w powietrzu wyczuwało się zapach niedzielnej pieczeni, śląskich klusek i modrej kapusty.

- Nie trzeba wchodzić nocą, żeby poczuć adrenalinę - przekonuje Łukasz. - Wejście do tego szpitala to jak zanurzenie w inną rzeczywistość. Na dole najpewniej było prosektorium, bo widać pozostałość po ogromnym stole. Ale był metalowy, więc zniknął. A na półkach stały duże słoiki. Przecież nikt tam nie trzymał weków, w formalinie coś musiało pływać… - Łukaszowi pracuje wyobraźnia.
Na parterze potłuczone probówki, piramidy ze szpitalnych łóżek. I dokumentacja medyczna z początków lat 50. ubiegłego wieku.

- Dotyczyła noworodków - dodaje Łukasz.
No i dyżurka lekarska - zgodna ze standardami sprzed kilku dekad. - Nawet szklanki zostały, miało się wrażenie, jakby całkiem niedawno tętniło tu życie - opowiada Łukasz.

Na Zachodzie jest trudniej
Moda na fotografię industrialną, archiwizowanie wszystkich nieestetycznych miejsc, przyszła do nas z Zachodu.

- Ale tam eksplorystom jest trudniej, chociażby z racji szacunku do własności prywatnej - mówi Tomek. - Do niewielu miejsc można wejść. No i tam już po chwili opuszczone budynki zjadają buldożery.

- To chyba logiczne, że jak się coś kończy, to znajdują się ludzie, którzy chcą to uwiecznić - uważają opolscy eksploryści. Nic dziwnego, że pasja fotografowania krajobrazu postindustrialnego chyba najbardziej rozwinęła się na Śląsku, gdzie pozostały szyby po kopalniach, hale po starych fabrykach. A na forach internetowych tętni wymiana poglądów na temat nowo zamieszczonych zdjęć.

Na Opolszczyźnie też ich nie brakuje. Chociażby biurowiec po Metalchemie. - Jego socrealistyczna architektura przyciąga wzrok, ale tam nie można znaleźć niczego nadzwyczajnego - mówią opolscy eksploryści.

Na szczęście są inne, o wiele ciekawsze miejsca: dawna wagonówka, opuszczone opolskie budynki PKP, szczególnie dworzec wschodni i budynki magazynowe na ulicy Wspólnej w Opolu oraz 167 kominów cegielni w całym województwie. No i kopalnia kruszywa w Krasiejowie.

Co zadziwia, wiele tych obiektów jest bardzo mocno strzeżonych. - Portierzy starych hal fabrycznych często bronią ich przed nami jak niepodległości - żartują eksploryści.

- W Polsce już są tacy ochroniarze, którzy wiedzą, że na nas mogą zarobić - dodaje Tomek. - W województwie mazowieckim portier za wejście dwudziestu osób do byłego zakładu policzył sobie czterysta złotych.

Kiedy próbowali dostać się na teren wygasającej fabryki, urzędnik im podpowiedział, że kiedy staną się formalną grupą, to łatwiej im będzie zorganizować wejście na fotograficzne sesje.

- Ale każde stowarzyszenie musi mieć szefa i zarząd, a to byłby koniec naszej wolnej grupy - podkreśla "breakbeatmalaria".

A poza tym, czy z oficjalnym zezwoleniem byłoby aż tyle adrenaliny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska