Franciszek Smuda: wiem, gdzie będę pracował po Euro 2012

Roger Gorączniak/Wikipedia CC 3.0
Franciszek Smuda
Franciszek Smuda Roger Gorączniak/Wikipedia CC 3.0
Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Franciszek Smuda w wywiadzie dla PAP przyznał, że wie już, gdzie będzie pracował po mistrzostwach Europy, bardzo przydałby mu się jeszcze jeden środkowy obrońca oraz nie wyklucza włączenia do sztabu psychologa.

- Jest pan zadowolony z 28 miesięcy pracy na stanowisku selekcjonera?

- Przyznam, że nie spodziewałem się tak dużych kłopotów przy tworzeniu kadry. Głównym jest prawdziwa posucha piłkarzy na odpowiednim poziomie. Składaliśmy całkiem nowy zespół. Tylko trzech zawodników: Jakub Błaszczykowski, Dariusz Dudka i Rafał Murawski występowało u Leo Beenhakkera i to nie za często. Udało się zbudować drużynę, z której możemy mieć pociechę nie tylko na Euro. Myślę, że po turnieju ona może jeszcze "rosnąć" i w eliminacjach mistrzostw świata, które rozpoczną się jesienią, będzie jeszcze silniejsza.

- Mecz z Portugalią to próba generalna przed ME?

- Dla nas wszystkie mecze od dwóch lat są jak próby generalne. I tak będzie do samego Euro. Portugalia to poważny rywal, ale w maju zagramy z Łotwą i Słowacją, a to też nie są "ogórki". Każda okazja do szlifowania taktyki jest dla nas na wagę złota. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości, by to poprawić. Tylko wtedy przystąpimy do Euro z dobrymi perspektywami. W środę postaramy się prowadzić naszą grę, a że rywal będzie mocny, to poczujemy presję, ciśnienie jak na ME.

- Wynik ma drugorzędne znaczenie?

- Jak gra reprezentacja to wynik zawsze jest ważny, ale teraz wszyscy trenerzy skupiają się na obserwacji piłkarzy, szukaniu optymalnego ustawienia, itp. Ja często wspominam nasz mecz z Włochami we Wrocławiu. Tam przez pół godziny stosowaliśmy taki pressing, że rywale nie zrobili "sztycha". Indywidualny błąd Ludovica Obraniaka, który podał w poprzek boiska, sprawił, że straciliśmy bramkę. Drugą rywale zdobyli ze spalonego. Przegraliśmy 0:2, ale te pierwsze pół godziny dało mi wiele radości i powodów do optymizmu. Patrzyłem z satysfakcją, jak zespół funkcjonuje. Cieszyłem się, jakbym wygrał mecz.

- Na spotkanie z Portugalią powołał pan 22 piłkarzy. Brakuje jednego bramkarza i jest gotowa kadra na ME...

- To nie jest kadra na Euro, ale na mecz z Portugalią. Przed ME jeszcze raz przeprowadzimy gruntowną analizę, pod każdym możliwym kątem, kto nadaje się do gry w takim turnieju. Marzec i kwiecień to miesiące, które w perspektywie Euro są dla piłkarzy najważniejsze. Muszą pokazać pełnię umiejętności, muszą grać w klubach, a nie zajmować się... noszeniem sprzętu. To będzie jedno z ważniejszych kryteriów, by znaleźć się w 23-osobowej kadrze na turniej, choć na pierwsze zgrupowanie powołam większą grupę.

- Zaraz po lidze zabierze pan piłkarzy na zgrupowanie regeneracyjne do Hiszpanii.

- Albo do Turcji. To jeszcze nie jest do końca pewne. Pojedzie na pewno 25-26 zawodników, choć i to może być za mało. Są różne przypadki, kontuzje. Wszyscy polecą też do Austrii, gdzie będziemy już solidnie trenować. Pod koniec maja wybierzemy "23" na turniej.

- Ludovic Obraniak, Paweł Brożek, Adam Matuszczyk i Grzegorz Sandomierski w zimie zmienili kluby.

- I bardzo dobrze zrobili. Wszyscy już zaczęli grać, z wyjątkiem Brożka, który wciąż jest w tym samym miejscu, co w Trabzonsporze. To jest największy znak zapytania. Jeśli nie wskoczy do składu, to... szkoda chłopaka. Ale to dla niego samego będzie największa tragedia.

- A Maciej Rybus i Marcin Komorowski, którzy odeszli z Legii do Tereka? Z Groznego będą mieć dalej do kadry niż z Warszawy?

- Nie sądzę. Liga rosyjska jest mocna. Mam nadzieję, że obaj będą się rozwijać tak, jak w Legii. Szczególnie Rybus, który zrobił ostatnio naprawdę duży postęp. Z drugiej strony powtarzałem już kilka razy, że ja na jego miejscu nie zdecydowałbym się na ten transfer. Po Euro mógłby znaleźć lepszy klub. Ale i on, i Legia zdecydowali inaczej, więc trzeba to szanować.

- Liczy pan wciąż na rozwój talentu Michała Żyry i Rafała Wolskiego. Legia sięgnęła po nowych, zagranicznych i doświadczonych piłkarzy, więc trudno będzie im o miejsce w podstawowym składzie.

- Z tego, co widziałem w niedzielę we Wrocławiu, to Wolski może być spokojny o miejsce w jedenastce. Zagrał świetnie. To dobry chłopak; musi jednak grać, by robić postępy. W spotkaniu ze Śląskiem dał próbkę niesamowitego talentu.

- Nie kusiło pana, by już teraz go powołać?

- Nie, bo kadra była ustalona wcześniej. Ale z młodych, którzy mnie najbardziej interesują, na początku rundy wiosennej wygląda najlepiej. Nie wolno też zapomnieć o innym legioniście Michale Kucharczyku. Po kontuzji wrócił do zdrowia i trzeba tylko czekać aż będzie w pełni sił. To ciekawy piłkarz, można go ustawić na kilku pozycjach.

- Pozycja Wojciecha Szczęsnego w bramce jest niepodważalna. A co zadecyduje o tym, którzy dwaj inni bramkarze znajdą się jeszcze w kadrze na ME?

- Forma, umiejętności, ale i charakter, profesjonalizm. Na dziś kandydaci są głównie rezerwowymi, ale nie mam z tym problemu, np. Łukasz Fabiański u mnie w kadrze nie miał żadnej wpadki, zawsze stawał na wysokości zadania.

- A Tomasz Kuszczak, który w Watfordzie powinien zacząć grać regularnie?

- Jednak debiut miał raczej nieudany. Puścił trzy bramki, choć nie wiem, czy któraś padła z jego winy. Będziemy go obserwować. Nie zamykamy przed nim drzwi. Generalnie z bramkarzami w ogóle nie mamy kłopotów. Trójkę wybierzemy bez problemów.

- Gorzej z obrońcami... Arkadiusz Głowacki znowu jest kontuzjowany.

- Na wszystkich trzeba chuchać i dmuchać, nikogo nie wolno za wcześnie skreślać, bo w naszej sytuacji może się okazać, że będziemy musieli później błagać, by wrócił i pomógł. Najgorzej sprawa wygląda ze stoperami. Lewą i prawą stronę defensywy jakoś załatamy, ale jeszcze jeden dobry środkowy obrońca bardzo by się przydał.

- Robert Lewandowski to nasz największy atut na Euro? U rywali nie widać piłkarza, który byłby obecnie w tak wysokiej formie.

- Na pewno trzeba na niego liczyć, ale nie możemy straszyć rywali tylko nim, bo nas wyśmieją. Zresztą my nie mamy piłkarza, który wygra mecz w pojedynkę. Nie jesteśmy Hiszpanią z Iniestą czy Xavim. Możemy być groźni tylko jako zespół. Gdy dodamy do tego perfekcyjną realizację założeń taktycznych, to wtedy można liczyć na sukces.

- Wyjście z grupy to sukces czy obowiązek?

- Nie lubię takiego gadania. Obowiązek czy nie, my po prostu chcemy tego dokonać. Ale to samo mówią teraz w Rosji, Grecji i Czechach. Tam też nikt nie zakłada, że nie awansują. Chcę jednak zaznaczyć, że nie mamy zespołu klasy Niemiec czy Holandii. Do tego poziomu jeszcze nam trochę brakuje.

- Czy sztab szkoleniowy przed Euro może się powiększyć?

- Nie przewiduję. Wystarczy grupa, która jest. Dobrze się rozumiemy, jest fajna atmosfera. Cieszę się, że doszedł do nas amerykański specjalista od przygotowania fizycznego Barry Solan. Ma dobry kontakt z piłkarzami. I - co ważne - ma doświadczenie turniejowe, bo na Euro-2008 pomagał Turkom. Doszli do półfinału, więc widać, że zna się na robocie. Oby z nami pracował z podobnymi efektami. I wystarczy. Jedyny wyjątek możemy zrobić dla psychologa. I to tylko, jeśli będzie taka wyraźna potrzeba, konkretna prośba piłkarza, któremu miałoby to pomóc.

- Ilu trenerów rozpracowuje rywali?

- To wielka operacja, nad całością czuwa Hubert Małowiejski. To świetny analityk, ale jeśli ktoś myśli, że jedna osoba sobie poradzi, to jest w błędzie. Pomagają mu jego ojciec Włodzimierz, Piotr Maranda z PZPN oraz Marcin Broniszewski. Spotykamy się na dwa dni w każdym tygodniu i rozkładamy na czynniki pierwsze przeciwników. Ostatni miesiąc poświęciliśmy na Greków. Chcemy znać każdy szczegół, który może mieć znaczenie. I takie narady będziemy kontynuować aż do ME.

- Będzie pan szkoleniowcem kadry po ME?

- Ech, najgorsze pytanie. Mam kontrakt do Euro, ale już wiem, co będę robił później. Nawet, gdybyśmy zagrali w finale. Po zakończeniu turnieju najpierw solidne wakacje, a później... Dowiecie się w lipcu.

- W kadrze nie jest pan jednak w swoim żywiole, jakim pozostaje chyba praca w klubie.

- I nad tym najbardziej boleję. Brakuje mi treningów. Kombinuję jakby tu jeszcze coś dołożyć, znaleźć czas. Nieraz myślę, że obudzę moją bandę i w nocy pojedziemy na zajęcia. Nikt by nas nie widział, nikt by nie przeszkadzał. Człowiek ma wizję, chciałby coś wytrenować, a brakuje czasu. Przed meczem z Portugalią mamy dwa rozruchy i jeden lekki trening. Musimy bazować na tym, co już drużyna umie.

- Porzucił pan marzenia o pracy w Bundeslidze?

- Dwa razy miałem superpropozycje z Niemiec. Gdy pracowałem w Widzewie Łódź, menedżer Hansy Rostock przyjechał kupić Sławka Majaka i chciał również mnie zabrać. Ówczesny prezes Andrzej Grajewski kazał mu jednak wziąć krótki rozbieg i z całej siły walnąć w ścianę. A byli w niewielkim pomieszczeniu... Z kolei, kiedy prowadziłem Wisłę Kraków, miałem dzień na decyzję w sprawie kontraktu z Werderem Brema. Veto postawił prezes Bogusław Cupiał. Ale do trzech razy sztuka.

- Żałował pan kiedyś, że zdecydował się na posadę selekcjonera?

- Nigdy. Są chwile, kiedy nie jest łatwo, bo niektórzy myślą tylko jak mi dopiec, ale nigdy nie miałem wątpliwości. I wszystko robię na sto procent, żyję tą robotą 24 godziny na dobę. Bardzo chcę z tymi chłopakami coś osiągnąć.

Rozmawiali: Radosław Gielo i Paweł Puchalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska