Na początku bałam się. Jak sobie poradzę, skoro nie mam pojęcia o prowadzeniu firmy - wspomina Beata Pyttel z Gąsiorowic. - Ale raz kozie śmierć.
Zobacz: Opole > Itaka zyskuje mimo kryzysu
Był 2006 rok. Beata Pyttel nie miała pracy. Ostatnio jeździła trochę na Zachód, wcześniej 10 lat przepracowała w Domu Pomocy Społecznej w Strzelcach Opolskich, gdzie sprzątała i opiekowała się podopiecznym.
Rodzice postanowili przekazać gospodarstwo młodszemu pokoleniu w zamian za emeryturę. Zostali w części mieszkalnej. Drugą część z oborą i stodołą Beata Pyttel z rodziną rozbudowała i przysposobiła na usługi turystyczno-gastronomiczne.
Akurat Powiatowy Urząd Pracy w Strzelcach Opolskich ruszał z projektem „Mój cel - moja firma”, w którym można było wystarać się o 20 tys. zł dotacji unijnej. Beata Pyttel zgłosiła się i znalazła w gronie tych, którzy dofinansowanie otrzymali. Przeznaczyła je na wyposażenie kuchni i kasę fiskalną. Ruszyła z biznesem w 2007 roku, w tym mija więc 2 lata jak go prowadzi.
Dopiero co skończyli przygotowywać ostatni pokój - największy - w którym może spać 8 osób. Musieli się spieszyć, bo zapowiedziała się wycieczka z Niemiec.
Zobacz: Akademia PARP: Jak przygotować się do badania rynku
- Okazał się bardzo potrzebny, bo z naszych usług korzystają np. firmy, które budują zakłady w Strzelcach Opolskich i dla nich mniejsze znaczenie ma, ilu pracowników będzie spało w jednym pomieszczeniu, a ważniejsza jest cena - opowiada Beata Pyttel.
Tak samo jest przy organizacji wesel. Organizujący je korzystają z noclegów u Pyttlów, a domów weselnych w okolicy jest sporo: i w Łaziskach, i w Wierchlesiu, i Jemielnicy. Więc Beata Pyttel mówi, że obłożenie ma w zasadzie przez cały rok, bo do tego dochodzą weekendowi goście, którzy przyjeżdżają w te okolice odpocząć, albo zwiedzić dawne strony swoich bliskich.
Przygotowała dla nich w sumie 30 miejsc noclegowych z osobnym wejściem, kuchnią, toaletami i łazienką. Firmy wynajmujące w pakietach z noclegami zamawiają śniadanie, a robotnicy albo we własnym zakresie robią sobie kolację, albo schodzą do baru.
Po 2 latach ocenia, że rozpoczęcie własnej działalności, to była dobra decyzja, bo pracę ma ciekawą. - Spotykam wielu ludzi. Z niektórymi, jak starszym panem z Krakowa, nawiązują się bliższe kontakty. Ten klient dzwoni niemal co weekend i dopytuje:Beata, jak ci idzie? Czy masz gości? - opowiada z uśmiechem.
Ale przyznaje, że początki były mocno stresujące. - Nic nie wiedziałam o takim biznesie, a i poradzić się nie było kogo. Musiałam wszystko sprawdzać sama, szukać dostawców. Trwało to pół roku i wymagało jeżdżenia, sprawdzania, porównywania ofert.
Pamięta jak wprowadzała menu do baru. Najpierw zapiekanki. Jak je podać? Czy będą smakować? Patrzyła z niepokojem na pierwsze reakcje konsumentów. Potem tak samo było z hot-dogami i hamburgerami. Dziś ma już sprawdzonych dostawców półproduktów.
Ci, którzy chcieliby prowadzić podobną działalność muszą się jednak liczyć, że przez pierwsze lata wiąże się to wyłącznie z inwestowaniem. -W zasadzie wszystkie zyski angażujemy w dopracowywanie obiektu. Zrobiliśmy ogródek piwny i postawiliśmy altanę na kilkadziesiąt osób, ale potrzebny jest też podest do tańczenia. Chcemy postawić grill, zrobić miejsce na ognisko, zagospodarować plac wkoło dla rekreacji gości - wymienia.
W pracy pomagają jej dorosłe dzieci i mąż, w miarę możliwości, bo sam też prowadzi firmę.
Prowadzenie księgowości zleca, choć żartuje, że tylu nowych rzeczy już się nauczyła, że może i tego w przyszłości.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?