Gdy krzyknie "Jazzzda!!!", impreza nabiera tempa

Rafał Baran
Sobotnie dyskoteki w klubie "Baby Blue" w Blachowni prowadzi Bartosz Piekarski, który grudniu wygrał w Warszawie mistrzostwa Polski prezenterów.

To pierwszy tak wielki sukces Bartka. Wcześniej był wicemistrzem Polski prezenterów plażowych. Tytuł najlepszego prezentera dyskotek 2001 wywalczył w warszawskim klubie "Wektor X". Pokonał 21 prezenterów, którzy tak jak on marzyli o zwycięstwie. Marzenie Bartka się ziściło.

- Do Warszawy nie jechałem po zwycięstwo - przyznaje 23-letni prezenter. - W kilku poprzednich edycjach mistrzostw najwyższe laury przypadały duetom. Ja występowałem sam.
Tegoroczne zmagania prezenterów i didżejów podzielone były na dwa etapy. Podczas eliminacji każdy ze startujących miał ledwie osiem minut na zaprezentowanie się przed jurorami.
- Jest bardzo wiele elementów, na które zwraca uwagę komisja konkursowa. Najważniejszy jest jednak dobór muzyki oraz sposób i jakość miksowania utworów - wylicza Bartek. Istotny jest również kontakt prezentera z bawiącymi się ludźmi oraz jego ruchy. - Chodzi o to, by sam również bawił się muzyką którą gra z płyt.
Podczas warszawskich mistrzostw najlepsza ósemka awansowała do finału. Bartek był siódmy.

- To chyba moja szczęśliwa liczba - uważa. - W eliminacjach wylosowałem taki numer startowy, finał rozpocząłem właśnie z tego miejsca, a w dodatku miałem koszulkę z numerem siedem, w której Michał Chadała grał w siatkarskiej reprezentacji Polski.
W finałowych zmaganiach rywale mieli kwadrans na pokazanie swych umiejętności. Prezenterskie sztuczki Bartka Piekarskiego najbardziej spodobały się jurorom.
- Tytuł mistrzowski był dla mnie dużym zaskoczeniem - przyznaje skromnie mistrz z "Baby Blue".

Sobota wieczór. Przed wejściem do dyskoteki w Blachowni stoi tłumek ludzi. Z wnętrza dobiega dudnienie z basowych głośników, aż trzęsą się szklanki na wszystkich trzech barach klubu. Bartek zaprasza do zabawy głośnym okrzykiem "Jazzzda!!!".
Muzyką Piekarski interesuje się od dziecka.
- Już jako małolat miałem dużo kaset. Było ich około 400. Razem z kolegą mieliśmy najlepsze nagrania na całej ulicy - wspomina z dumą.
Pierwszą okazję zagrania na dyskotece dała mu podstawówka. Jako didżej ze szkolnych zabaw imponował dziewczynom i wzbudzał zazdrość wśród kolegów. Gdy poszedł do siódmej klasy, muzyka zeszła na drugi plan. W życiu Bartka pojawiła się inna pasja: koszykówka. Ten sport zadecydował o jego dalszej edukacji.

- Starsi koledzy namówili mnie, bym poszedł do Technikum Chemicznego w Opolu. Dzięki temu miałem szansę grać w szkolnej reprezentacji koszykówki. W podstawówce startowałem w olimpiadach chemicznych, więc nie miałem problemów z dostaniem się do nowej szkoły.
Do trzeciej klasy technikum to właśnie sport zajmował Bartkowi najwięcej czasu. Częściej uganiał się za piłką, niż rozpisywał wzory sumaryczne węglowodorów nienasyconych. Bliższe mu były wsady do kosza na boisku, niż osadzanie różnych związków chemicznych w szklanych kolbach i menzurkach.
Wszystko zmieniło się w połowie lat 90. Bartosz Piekarski nie zamknął się jednak w laboratorium chemicznym, a w radiowym studiu. Fascynowały go prywatne rozgłośnie, które wtedy zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu.

Bartek trafił do radia Prokolor w Opolu. Stacja zorganizowała pierwszy turniej prezenterów nieprofesjonalnych. Piekarski mimo że miał małe doświadczenie, zdobył pierwsze miejsce ex-aequo z etatowym prezenterem w jednym z klubów muzycznych na Opolszczyźnie.
- Wtedy poznałem Wiesława Kaczmara, ówczesnego szefa muzycznego Prokoloru. Zaprosił mnie do programu. Później coraz częściej bywałem w tej rozgłośni. W końcu stałem się współautorem niektórych audycji - wspomina Bartek, wkładając kolejną płytę do odtwarzacza.
Tymczasem w "Baby Blue" coraz większy tłok. Parkiet się zapełnia.
Najmilej z radiowego okresu Bartek wspomina audycję "Disco Party". Później zaczął współpracować z klubami w Opolu i okolicy. Z czasem przestało mu wystarczać jedynie prezentowanie utworów innych ludzi. Zaczął komponować.
- Wtedy też napisałem swój pierwszy tekst. Teraz rapuję między innymi do własnej muzyki. Chciałbym kiedyś wydać płytę ze swoimi nagraniami - wzdycha rozmarzony.

22.30. W klubie przygasają światła. Bartek włącza specjalnie przygotowane nagranie, którym rozpoczyna każdą sobotnią imprezę w "Baby Blue". Jego dźwiękowe powitanie nawiązuje do morskiego wystroju dyskoteki.
Słychać szum morza i odliczanie. Nagle fala z hukiem uderza o kadłub i rozlega się dźwięk syreny okrętowej. Po kilkunastu sekundach z głośników płynie pierwszy utwór wieczoru. Właściwie to nie płynie, a dudni. Światła zaczynają mrugać.
- Przed każdą dyskoteką mam lekką tremę - zdradza Bartek, odrywając się na moment od konsolety i mikrofonu. - O czym wtedy myślę? Martwię się tym, czy po imprezie ludzie wyjdą z klubu zadowoleni. Jeśli tak jest to znaczy, że zagrałem jak trzeba.

Zdaniem najlepszego prezentera w Polsce, facet za konsoletą nie jest tylko żywą szafą grającą i mikserem dźwięków. Musi również zadbać o atmosferę w klubie. Chodzi o to, by każdy gość czuł się szczególnie. Dlatego Bartek - siedząc w wieży latarnika (taki kształt ma w klubie miejsce dla dyskdżokeja), często zagląda, czy morze jest wystarczająco wzburzone - czyli czy ludzie na parkiecie dobrze się bawią.
- Trzeba umieć wyłowić z tłumu osoby, które czymś się wyróżniają: specyficznym tańcem, ekstrawagancką fryzurą, czy nietypowym ubraniem. To cechy, które rzucają się w oczy di-dżeja. Osoby aktywne na parkiecie mogą liczyć na to, że zostaną zauważone. Kilka słów pod ich adresem zwykle pozwala rozruszać towarzystwo - dodaje z uśmiechem.
Po 1,5 roku współpracy z dyskoteką w Blachowni Bartek jest identyfikowany z tym lokalem. Wielu gościom bardzo się podoba jeden z charakterystycznych okrzyków didżeja: "Jazzzda!!!".
- Po raz pierwszy coś podobnego usłyszałem na Śląsku - opowiada Piekarski. - W jakimś klubie didżej mówił: "Szybciej, mocniej, teraz, jazda!". Skróciłem to hasło, dodałem echo i mam swój znak rozpoznawczy. To coś jakby podpis prezentera. Co prawda do mikrofonu nie powinno się krzyczeć, ale w tym przypadku robię wyjątek.

- Ten okrzyk jest niesamowity. W żadnym innym miejscu czegoś takiego nie słyszałem. Aż ciarki biegają po plecach - zachwyca się Sebastian Mazur, który klub w Blachowni odwiedza co tydzień, przyjeżdżając aż z Opola.
Bartek stara się oszczędzać głos, ale i tak w niedzielę po dyskotece czasami nie może mówić. Wtedy pije herbatę z dużą ilością cytryny.
Na dyskotece dochodzi północ. Bartek wyznaje nam, że mistrz prezenterów to też po trosze cyrkowiec. Z wielkiej srebrnej walizki wyciąga kolejną płytę. Podrzuca ją w górę i łapie za plecami. Po chwili krążek ląduje w odtwarzaczu. Z głośników ryczy bardzo szybka i głośna muzyka. Ale Bartek Piekarski i tak na kilka sekund ją zagłusza okrzykiem "Jazzzda!!!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska