Z wojskami koalicyjnymi walczą tylko - nie licząc postsaddamowskiej partyzantki w rejonie Falludży - bojówkarze radykalnego szyickiego duchownego Muchtady al-Sadra. I póki tak jest, Amerykanie nie mają się czego obawiać, bo wcześniej czy później, oczywiście, kosztem strat w ludziach, uporają się z rebelią.
Patrząc na to cynicznie, dla USA jest nawet lepiej, że alsadrowcy zaatakowali teraz, a nie na przykład w czerwcu, tuż przed zamierzonym przekazaniem władzy Irakijczykom, co mogłoby zniweczyć ten plan. Pojawiły się nawet spekulacje, iż Amerykanie specjalnie sprowokowali al-Sadra, by wyeliminować go z listy "udziałowców" przyszłych władz kraju. Ale jeśli istniał taki spisek, to na pewno nie stali za nim chłopcy z CIA, tylko ludzie z otoczenia ajatollaha al-Sistaniego. On najbardziej korzysta na przegranej - bo to nie ulega wątpliwości - rebelii al-Sadra. Chociaż bowiem Sistani jest niekwestionowanym autorytetem religijnym i politycznym w całym Iraku, to ten rząd dusz chciał mu wydrzeć właśnie al-Sadr. O ile nie był groźny jeszcze teraz, to mógł się takim stać za pół roku, rok. Obecnie, atakując żołnierzy koalicji, sam się wyeliminował z gry, a Sistani stał się bardzo pożądanym partnerem dla Amerykanów. I ajatollach dał czytelny sygnał, iż kimś takim chce być - ogłosił tzw. fatwę, że wszelkie spory w Iraku należy rozwiązywać bez rozlewu krwi. Dla milionów ślepo go słuchających szyitów to jednoznaczna instrukcja, że nie wolno im wspierać bojówkarzy al-Sadra.
Któryś z członków administracji prezydenta Busha określił barwnie, że obecna rebelia jest jak gwałtowna burza, po której nad Irakiem pojawi się błękitne, bezchmurne niebo. Tylko, że będzie to niebo al-Sistaniego. A to oznacza klęskę planów zaprowadzenia w tym kraju demokracji, nawet tej daleko kalekiej w porównaniu do panującej na Zachodzie.
Gdzie dwóch się bije
Rok po oficjalnym zakończeniu wojny w Iraku wybuchły tam walki nie mniej krwawe niż przed zdobyciem Bagdadu przez Amerykanów. Mimo wszystko nie jest to ogólnonarodowe powstanie, jak wynikałoby z relacji mediów i wypowiedzi części arabskich polityków.