Glina z problemami

Redakcja
Z Anną Rojek, psychologiem z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, rozmawia Michał Wandrasz

- Czy do policyjnego psychologa przychodzi się dlatego, że się tego samemu chce, czy wymaga tego regulamin?
- Najczęściej policjant przychodzi do nas, bo sam czuje taką potrzebę. Zdarza się także, że to inni policjanci zauważają, że z ich kolegą dzieje się coś niepokojącego. Mieliśmy jeden taki przypadek, gdy policjanci zauważyli, że jeden z nich może próbować się zabić. Udało się im namówić go do rozmowy z psychologiem i faktycznie, potwierdziło się - człowiek ten miał myśli samobójcze.
Jak się skończyła ta historia?
- Policjant żyje do dzisiaj.
- Nie zawsze jednak koledzy zauważą niepokojące objawy.
- W przypadku przeżycia przez policjanta sytuacji stresowej, na przykład gdy zagrożone było jego życie i musiał użyć broni, istnieje obowiązek powiadomienia o tym psychologa. I wtedy na nas spoczywa obowiązek zaaranżowania spotkania. Nie musi to być u nas, w komendzie wojewódzkiej. Często to my jedziemy do policjanta.
- Jakie sytuacje stresowe przeżywają policjanci?
- Pomagałam funkcjonariuszom, którzy użyli broni w sytuacji zagrożenia swojego życia, oraz takim, którzy brali udział w wypadkach drogowych.
- Po co rozmawiać z policjantem, który użył broni? Aby nie zawahał się następnym razem pociągnąć za cyngiel?
- Nie, jest to związane z tym, co się może dziać w życiu takiego człowieka później. Po takich zdarzeniach nadzwyczajnych u kilku, a nawet kilkunastu procent osób, mogą się rozwinąć objawy zwane stresem pourazowym. Prowadzimy takie rozmowy, aby uniknąć tych objawów lub zmniejszyć ryzyko wystąpienia tego zaburzenia.
- Co to jest stres pourazowy?
- Zazwyczaj jego objawy - stany lękowe, koszmary senne i problemy ze snem - występują już w niedługim czasie po zdarzeniu. Potocznie mówi się, że jakieś obrazy cały czas pojawiają komuś przed oczami. Jeżeli dzieje się to do około miesiąca po zdarzeniu, to jest to naturalne. U niektórych osób trwa to jednak znacznie dłużej, a niekiedy pozostaje na całe życie. Człowiek może na przykład unikać miejsc, które kojarzą mu się z dramatycznymi wydarzeniami.
- I po jednej rozmowie z psychologiem obrazy i koszmary znikają?
- Często wystarczy jedna rozmowa. Wprawdzie objawy od niej od razu nie znikną, ale policjant jest już wtedy przygotowany na to, co się z nim może dziać, i wie, że reakcje, które u niego występują, są naturalne i nie znaczą, że wariuje. Zwracam mu jednak uwagę, że jeżeli objawy nie będą ustępowały przez długi czas, powinien do mnie przyjść znowu.
- A jeżeli kolejne rozmowy nie pomagają?
- W najpoważniejszych sytuacjach policjant kierowany jest do poradni zdrowia psychicznego. Lekarz może wtedy wypisać skierowanie do sanatorium. My, psychologowie, możemy natomiast kierować policjantów na turnusy antystresowe. Powinni na nie trafiać wszyscy policjanci, którzy przeżyli sytuacje szczególnie trudne. Przy obecnych trudnościach finansowych turnusy te nie są jednak w ogóle organizowane.
- Czy policjanci już się do was przekonali?
- Psychologowie pojawili się w policji od 1996 roku. Na Opolszczyźnie początkowo był tylko jeden taki etat. Teraz jest nas trójka i staramy się docierać do jak największej liczby funkcjonariuszy. Jeździmy do komend powiatowych i podczas spotkań z policjantami wyjaśniamy, po co jesteśmy i jak możemy im się przydać. Chyba nam się udaje, bo policjanci coraz chętniej zwracają się do nas z różnymi pytaniami. Ale nieprzekonanych nadal nie brakuje i zdarza się, że ktoś się wyśmiewa z tego, który z nami rozmawiał, traktując go jak kogoś "niepewnego".
- Powiedziała pani, że jeździcie do komend powiatowych i rozmawiacie z policjantami. Czy znaczy to, że wszyscy z nich mają jakieś problemy?
- Oczywiście, że nie. Rozmawiamy po to, by przygotować ich do stawienia czoła trudnym sytuacjom, z jakimi w każdej chwili mogą się spotkać w czasie służby. Pierwszym tematem szkoleń, jakie prowadziłyśmy z koleżankami przed dwoma laty było rozpoznawanie zachowań samobójczych. Było to związane z samobójstwem, jakie popełnił w tym czasie jeden z naszych policjantów. Następne szkolenia, których cykl na dobre rozwinął się w 2001, dotyczyły stresu i radzenia sobie z nim.
- Co jakiś czas słyszy się o brutalności niektórych policjantów. Czy może pani spowodować, że brutal złagodnieje?
- Grupa policjantów, na których są tego typu skargi, nie jest duża i skargi te nie tyle dotyczą brutalności, co nieumiejętności dobrego komunikowania się z otoczeniem. Miałam okazję rozmawiać z takimi policjantami i prowadzić dla nich specjalne warsztaty.
- Jak osoba mająca problemy z komunikowaniem się z otoczeniem może przejść przez sito egzaminów przy przyjmowaniu do służby?
- Wielu nie nadających się do tej pracy wyłapujemy już na wstępnym etapie kwalifikacji za pomocą specjalnych testów psychologicznych wprowadzonych w drugiej połowie 1999 roku. Pozytywnie przechodzi je około 60 procent kandydatów.
- Czyli ci policjanci, którzy trafiają potem do was z problemami, pochodzą z wcześniejszych naborów?
- Niekoniecznie. Ktoś mógł przejść wszystkie testy pozytywnie podczas rekrutacji, a potem stresująca praca doprowadziła go do tego, że szuka pomocy u psychologa.
- Czy o rozmowę zabiegają także komendanci?
- Na razie żaden komendant nie prosił o spotkanie z nami w celu rozmowy terapeutycznej. Albo więc potrafią sobie sami radzić ze stresem, albo nie uważają, że mają problemy, w rozwiązaniu których moglibyśmy pomóc.
- W amerykańskich filmach często pojawia się postać policyjnego negocjatora pertraktującego z szaleńcami. Czy pani jest także negocjatorem?
- W każdym województwie, także u nas, są przeszkoleni negocjatorzy, ale nie są to psychologowie, lecz policjanci. My natomiast jesteśmy szkoleni jako konsultanci negocjatorów. W razie sytuacji kryzysowej powołuje się zespół negocjacyjny i w jego skład wchodzi zarówno negocjator, jak i psycholog.
- Jak często trzeba korzystać z pomocy negocjatora i w jakich okolicznościach?
- Można ich wzywać, gdy ktoś zabarykaduje się w jakimś pomieszczeniu i na przykład grozi bombą. Negocjator potrzebny jest też przy porwaniach i pertraktacjach z potencjalnym samobójcą. Na Opolszczyźnie negocjatora wykorzystano na przykład podczas protestu ekologów na Górze Świętej Anny.
- Pamięta pani swój najdramatyczniejszy lub najtrudniejszy przypadek?
- Nie było jakichś przypadków, które byłyby szczególnie trudne. Pozostaje się cieszyć, że nie mamy na Opolszczyźnie zbyt wielu sytuacji nadzwyczajnych, po których policjanci musieliby korzystać z naszej pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska