Gorączka złota w Zlatych Horach

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Po polskiej stronie złoto występuje głównie w tzw. złożach wtórnych. Przez tysiące lat woda wypłukiwała drobinki kruszcu ze skał i niosła z kamieniami i piaskiem w dół.
Po polskiej stronie złoto występuje głównie w tzw. złożach wtórnych. Przez tysiące lat woda wypłukiwała drobinki kruszcu ze skał i niosła z kamieniami i piaskiem w dół. Krzysztof Strauchmann
Czescy geolodzy szacują, że w Górze Poprzecznej koło Głuchołaz jest jeszcze 2,5 tony złota.

Karel Kozluk, przewodnik w Złotych Młynach, na drzwiach skansenu powiesił artykuł "Złoto w Republice Czeskiej" ze specjalistycznego czasopisma. Z dumą pokazuje fotografię żółtej bryłki. 42 milimetry długa, 30 milimetrów szeroka, 57,5 gramów wagi. Prawie dwie uncje, każda po tysiąc dolarów.

- Znalazł ją za pomocą wykrywacza metalu chłopak ze Zlatych Hor - opowiada czeski przewodnik. - W czasie budowy kolejki narciarskiej na Przeczną Horę (Górę Poprzeczną) trzeba było wykopać w ziemi głębokie doły na fundamenty słupów kolejki. Ziemię z wykopów wywieziono potem na hałdę na dole i tam znalazł ją ten poszukiwacz. To prawdziwy unikat. Największy samorodek znaleziony w Republice Czeskiej po II wojnie światowej.

- To było prywatne odkrycie, o którym bardzo długo nie wiedzieliśmy nic - przyznaje burmistrz Zlatych Hor Milan Rac. - Złoty samorodek został publicznie pokazany po raz pierwszy dopiero w czasie Mistrzostw Świata w Płukaniu Złota, które organizowaliśmy w Zlatych Horach w sierpniu 2010 roku.

Trzy gramy w każdej tonie

W 2008 roku, 150 lat po pierwszej fali gorączki złota, amerykańskie góry Sierra Nevada przeżyły drugi najazd poszukiwaczy. Zdecydowała rosnąca cena złota na światowych giełdach. W 2002 roku uncja (ok. 31 gramów) kosztowała niecałe 300 dolarów.

Światowy kryzys spowodował gwałtowny wzrost ceny kruszcu, która w 2009 roku przekroczyła 1200 dolarów za uncję. Zachęceni zyskiem amatorzy przyjeżdżali do Kalifornii i w Sierra Nevada kopali w czasie urlopów. Zawodowcy rzucali pracę i na stałe przenosili się na złotonośne działki. Rekordziści potrafili dziennie wypłukać z ziemi kruszec wart kilkaset dolarów.

Góry Opawskie swoją gorączkę złota przeżyły w XIII i XVI wieku. We wczesnym średniowieczu dwa sąsiednie miasteczka: Głuchołazy i Zlate Hory wyrosły i rozkwitły dzięki górnikom złota.

W 1263 roku biskup wrocławski nakazał mieszczanom z Głuchołaz płacić czynsz w złocie. Historycy szacują, że w ciągu 250 lat wydobyto tu łącznie ok. 2,8 tony złota. W XVI wieku w czasie budowy kopalni Trzech Królów na polach między dwoma miastami znaleziono dwa największe samorodki. Ważyły 1,35 i 1,78 kilograma. Podarowano je cesarzowi austriackiemu i oba znajdują się dziś w muzeum w Wiedniu.

- W miejscu, gdzie stoi narciarska kolejka, nigdy nie było kopalni złota - mówi przewodnik Zlatorudnych Młynów Karel Kozluk. - Najbliższe są jakieś dwa kilometry dalej. Ale pod ziemią jest żyła krzemienia, zawierająca także złoto, która ciągnie się aż do Polski. Cała Przeczna Hora jest podziurawiona siecią podziemnych korytarzy z różnych okresów, które mają łącznie 150 kilometrów długości i schodzą nawet 680 metrów pod ziemię.

Po polskiej stronie złoto występuje głównie w tzw. złożach wtórnych. Przez tysiące lat woda wypłukiwała drobinki kruszcu ze skał i niosła z kamieniami i piaskiem w dół.

Jako cięższe osadzały się w zakolach potoków i rzek, w zastoiskach. Występowanie złota w rejonie Głuchołaz i sąsiednich Burgrabic potwierdzają też najnowsze badania i prognozy, przygotowane w 2011 roku przez Państwowy Instytut Geologiczny.

Objawy gorączki złota trudno tu jednak zaobserwować, bo szukanie cennego kruszcu to przede wszystkim ciężka praca. A o sukcesie decyduje dodatkowo łut szczęścia. Na Dolnym Śląsku dochody z tej działalności nie przekraczają średnio kilkuset złotych miesięcznie, choć przy wykorzystaniu prostych pomp do płukania złoża mogą wzrosnąć nawet do kilku tysięcy.

- Złoto wypłukiwane jest ze złóż także przez silne ulewy i deszcze powodziowe - tłumaczy Kazimierz Staszków z Nysy, znany regionalista i kolekcjoner minerałów. - Po powodzi w 1997 roku wybrałem się z "patelnią" na poszukiwania nad Białkę do Głuchołaz.
Przepłukałem kilka ton piasku i żwiru. Znalazłem jakieś dwa gramy i zaniosłem do złotnika.

Wycenił to na 19,8 złotego! Innym razem napełniłem miskę ze 300 razy, za każdym razem po kilka kilogramów piasku. I nic. Najbardziej owocna okazała się jednak wyprawa do Głuchołaz w rejon mostu przy granicy. Ludzie, którzy przyszli się tam kąpać, patrzyli na mnie jak na wariata, ale potem widzieli, jak wkładam do fiolki kolejne złote ziarenka. W sumie wypłukałem wtedy 8,5 grama. Kiedy tam przyjechałem następnego dnia, cały teren był zryty przez innych poszukiwaczy.

Zabawa dla hobbystów

- Zacząłem szukać z ciekawości. Chciałem też mieć dowód, coś, co można pokazać turystom. Poza tym lubię aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu - przyznaje Zbigniew Błauciak z Towarzystwa Przyjaciół Głuchołaz.

Pan Zbigniew pasjonuje się minerałami Dolnego Śląska. Kilka lat temu kupił sobie miskę i zaczął sprawdzać okoliczne potoki. Sprawdzał nawet Starynkę, która płynie przez środek miasta. W 1999 roku geolodzy z Uniwersytetu Karola wypłukali w centrum Głuchołaz w ciągu godziny kilka gramów złota.

- Musiałem przepłukać z 50-100 kilogramów, zanim znalazłem 3-4 drobinki mniejsze od ziarenka maku - opowiada. - Miligramy bez większej wartości, ale czułem satysfakcję ze znalezienia. Nie chciałem ich sprzedawać. Trzymam w szklanej fiolce kilkadziesiąt takich drobinek, na pamiątkę. Przyznaję jednak, że widok poszukiwacza z patelnią budzi u nas jeszcze spore zdziwienie.

- W czerwcu tego roku prowadziłem wycieczkę przez Jarnołtówek - wspomina Jerzy Chmiel, przewodnik turystyczny. - To było jak zabawny zbieg okoliczności. Akurat opowiadałem turystom o historii górnictwa. Mówiłem, że złoto trafia się tu zazwyczaj w krzemieniu. Po chwili turystka z Płocka przynosi mi kamień znaleziony na drodze i pyta: Czy to nie jest złoto?

Kamień trafił na podsypkę drogi w Jarnołtówku po budowie kanalizacji. Przywieziono go z sąsiedniego kamieniołomu szarogłazu w Dębowcu. Już na miejscu przejechał po nim walec i kamień pękł, pokazując w środku trzy przełamane ziarnka złota milimetrowej wielkości. Drugą połówkę uczestnicy wycieczki znaleźli wspólnie kawałek dalej.

- Podzieliliśmy się z tą turystką po równo, jeden kawałek dla mnie, drugi dla niej - opowiada Jerzy Chmiel. - Podobne zdarzenie miałem kiedyś z inną wycieczką, z którą zwiedzałem sztolnię góralską w Głuchołazach. Jeden z mężczyzn odłamał ze skały kawałek i pod spodem odkrył cieniutką blaszkę złota. Potem okazało się, że to kolekcjoner minerałów.

- Kilka lat temu trafiło do mnie kilku poszukiwaczy złota, głównie Czechów - przyznaje Grzegorz Wysokulski, właściciel zakładu złotniczego w Głuchołazach. - Przynosili małe samorodki, do kilku gramów wagi. Opowiadali, że wypłukują je w potoku koło Złotych Młynów. Na ich prośbę stopiłem je i sprawdziłem próbę. Wynosiła od 800 do 900 jednostek czystego złota na tysiąc jednostek stopu.

To wysoka próba, świadcząca o dużej czystości kruszcu. Do zwykłych wyrobów jubilerskich używa się niskiej próby 333.

Czescy poszukiwacze coraz częściej wykorzystują czułe detektory metalu, które potrafią namierzyć drobinki nawet kilka centymetrów pod ziemia, także na wtórnych hałdach po wyrobisku. Po znalezieniu nugatu ze Zlatych Hor w Czechach zmieniono jednak przepisy. Wtedy młody poszukiwacz zatrzymał dla siebie nugat.

Dziś jednak musiałby go oddać władzom w zamian za 10 procent znaleźnego. W efekcie poszukiwacze przestali się chwalić znaleziskami. Ich dyskusje przeniosły się jednak do internetu.

- Jeżdżę za złotem do Zlatych Hor, w okolice Bruntala i Unicova - przyznaje na czeskim forum jeden z poszukiwaczy. - Zazwyczaj zostają mi w misce drobinki do 0,2 milimetra, ale znalazłem już też odłamki 5-milimetrowe i jeden 7-milimetrowy. Złoto można znaleźć też na hałdach urobku wyciągniętego kiedyś z kopalni. Piękne kawałki nawet do 1 centymetra udaje się znaleźć wokół sztolni Mir, która była drążona do tzw. złotego słupa. W ciągu dwóch sezonów znalazłem w sumie 18,5 grama złota, przy czym przeciętny odłamek waży 1-1,5 grama.

- Są miejsca w korytach rzek, gdzie złota jest więcej niż gdzie indziej - dodaje inny internauta. - Zdarzyło mi się, że na misce znalazłem ok. 40 kawałków do 1 milimetra wielkości. Piękny widok.

Kopalnia przegrała ze środowiskiem

Po drugiej wojnie światowej państwowa kopalnia w Zlatych Horach wznowiła wydobycie, ale nastawiła się na pozyskiwanie z rudy innych surowców: miedzi, srebra, ołowiu czy wolframu. Jednak złoto ciągle im towarzyszyło.

Pod koniec pracy kopalni, zamkniętej ostatecznie w 1993 roku, przemysłowo wydobywano go ok. 30 kilogramów rocznie. Najwięcej w kopalni Mir na północnych stokach Przecznej Hory oraz w sztolni Maria Pomocna, w pobliżu znanego sanktuarium Mariahilfe.

Według geologów Jirego Zimaka i Miroslava Nepejchala można tam ciągle znaleźć w okazach krzemienia drobinki złota o dużej czystości, które mają nawet do 3 milimetrów średnicy.

Ostatecznie zlotohorską kopalnię zamknięto w 1993 roku, skazując miasteczko na ogromne bezrobocie. Wejścia do sztolni są betonowane, grodzone, nawet zasypywane czy wysadzane w powietrze.

Oficjalnie z powodów bezpieczeństwa, żeby nikt niepowołany nie dostał się do środka. Odkąd jednak cena złota zaczęła rosnąć, już kilkakrotnie czeskie przedsiębiorstwa górnicze starały się o pozwolenie na wznowienie wydobycia.

W 2010 roku minister środowiska Republiki Czeskiej ostatecznie odmówił wydania zgody na badania dla firmy Altenberg. Uzasadnienie było krótkie: Jest to sprzeczne z polityką surowcową państwa, która zakłada, że zasoby złota mają pozostać w ziemi na przyszłość.

Wcześniej przedstawiciel firmy Altenberg Petr Brejda argumentował w prasie, że wydobycie przemysłowe w tym rejonie ma ekonomiczne uzasadnienie, ale firma chce to jeszcze potwierdzić szczegółowymi badaniami geologicznymi.

Według wstępnych ustaleń ze złóż w Jesenikach można uzyskać jeszcze 2,6 tony złota. W ziemi jest też ok. 20 tys. ton cynku. Wartość minerałów według Brejdy może dochodzić nawet do 2,5 miliarda koron (ok. 350 mln zł), a samo wydobycie miałoby minimalny wpływ na środowisko naturalne.

Firma planowała bowiem zastosowanie takich metod, w których urobek pozostaje pod ziemią. Do 1993 roku urobek składowano na powierzchniowych hałdach, a pod ziemią pozostały ogromne puste komory, dziś wykorzystywane przez amatorów adrenaliny do skoków na bungee w ciemność.

- Na powierzchnię będziemy wydobywać tylko koncentrat, który będzie przewożony na dworzec kolejowy w Zlatych Horach, a potem trafi do jednego ze specjalistycznych zakładów metalurgicznych w Unii Europejskiej, gdzie będzie ostatecznie przetworzony - zapewniał w prasie przedstawiciel Altenberga.

Wniosek o wznowienie wydobycia złota wzbudził ogromne kontrowersje. Wydobyciem zainteresowane były miejscowe gminy, widząc w tym przyszłe miejsca pracy. Przeciwko protestowało natomiast ekologiczne Stowarzyszenie Przyjaciół Jeseników.

Jego przedstawiciel komentował w prasie, że badania to miała być tylko formalność, bo zasoby są tu doskonale zbadane. Firmie chodzi zaś przede wszystkim o to, żeby się dostać do złoży. A to by się wiązało z dewastacją przyrody w sąsiedztwie Obszaru Chronionego Jeseniki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska