Na fali powszechnego potępienia agresji, głupotą byłoby przypuszczać, że fakt pojawienia się rosyjskich produktów w takich ilościach nie odbije się głośnym echem nie tylko wśród konsumentów. No i na końcu nie możemy kaprysić, że spora ukraińscy goście przebywający w Opolu dali wyraz swojemu niezadowoleniu w postaci niecenzuralnego, pisanego cyrylicą napisu na ścianie budynku.
No może to ostatnie jednak powinno nas przynajmniej zaskoczyć, bo nieprzyzwyczajeni jesteśmy do tego aby na polskiej ziemi dwie inne nacje, choćby pośrednio nie pałały do siebie wyłącznie miłością. Niemcy poznali na własnej skórze spory turecko-kurdyjskie, Szwedzi za pośrednictwem wojen gangów układ sił w Afryce Zachodniej, Brytyjczycy znane z subkontynentu indyjskiego niesnaski między muzułmanami i hindusami, a Francuzi sięgające jeszcze czasów niewolnictwa uprzedzenia Arabów wobec murzyńskich współobywateli V Republiki.
I choć nie mamy w zasadzie rosyjskiej mniejszości etnicznej, to sam fakt tak otwartego manifestowania niechęci jednej nacji wobec drugiej jest pewnym novum – zjawiskiem w przekroju nawet całej naszej historii oryginalnym.
Oczywiście skala incydentu w Opolu jest mikroskopijna – patrząc zarówno obiektywnie, jak również przez pryzmat zasygnalizowanych wyżej problemów innych europejskich krajów. Sami Ukraińcy generują nieporównywalnie mniejsze problemy, a także inne (wojenne) są okoliczności, w których cała sytuacja powstała.
Najważniejsze jednak, żebyśmy zawsze mieli świadomość widzenia i oceny takich spraw z perspektywy gospodarza, a nie biernego obserwatora lub co najgorsze jednego z wielu podmiotów wielokulturowego społeczeństwa – jakby zresztą chcieli tego postępowi ideolodzy.