- Jest pan człowiekiem niezwykle zapracowanym, na głowie ma przygotowania do igrzysk w Atenach i ciągle szuka pan nowych zajęć. Na co panu to wszystko?
- Jestem może dziwnym facetem, fraki i reprezentowanie mnie nie interesują. Od sześciu lat jestem ambasadorem fair play przy Radzie Europy i moim moralnym obowiązkiem jest propagowanie tej idei. Już po igrzyskach w Atlancie stworzenie programu uczniowskich klubów sportowych było moim marzeniem, jednak mogłem je zrealizować dopiero po igrzyskach w Sydney. Dziś mamy dziewięć klubów pod moim patronatem, ale zamierzeniem jest, by w każdym województwie powstał taki ośrodek sportu młodzieżowego. Powoli spełniają się moje marzenia mistrza, który szuka swoich następców. Ja dostałem szansę od losu i teraz chcę to przekazać innym.
- Skąd wziął się pomysł takiego mityngu?
- Już wiosną spotkałem się z panem Jerzym Sarną, prezesem Can Packu, i doszliśmy do wniosku, że podarujemy dzieciom na święta coś szczególnego. Nie chcieliśmy powielać starych pomysłów i wymyślać jakichś nagród dla klubów, ale doprowadzić do spotkania tych dzieci, pokazania im kuźni polskich olimpijczyków, a przy okazji nauczenia ich zasad rywalizacji, czystej gry. Myślę, że to się nam udało, dla tych dzieci zawody były pierwszym kontaktem z wielką lekką atletyką, prawdziwą bieżnią pod dachem, atmosferą dużego wydarzenia. Otrzymały prezent, jakiego nie znajdą pod żadną choinką, a ja starałem się być szczególnym, wskazującym, jak grać czysto, Mikołajem. Te zawody zaprzeczyły też twierdzeniom, że lekkoatletyka jest nieatrakcyjna. W jakim innym miejscu mogłoby się spotkać tak dużo dzieci, zapoznać się ze sobą, może nawiązać przyjaźnie.
- Pańska działalność zaprzecza temu, że w sporcie jest bieda, brakuje pieniędzy, nic się nie da zrobić.
- Dwa lata temu zaczynaliśmy od trzech klubów, później przez internet znalazło mnie Opole i dziś wygrywa challenge, dołączają nowe kluby. Do współpracy namówiłem Amplico i Jurajską i zaczęliśmy realizować program UKS Korzeniowski pl. Okazało się, że trzeba po prostu znaleźć ludzi z inicjatywą, a ja staram się im pomagać rozmawiając ze sponsorami, samorządami. W Polsce jest wiele obiektów, które wystarczy tylko ożywić, by uprawiać tam sport. Najważniejszy w tym wszystkim jest nie wielki wyczyn, ale zachęcenie dzieci do sportu, nauczenie ich systematyczności, zasad fair play, podawania sobie ręki po zawodach. Nie każdy może być mistrzem, ale każdy powinien przeżyć sportową przygodę.
- Dziś był pan bardzo zadowolony, że tak dużo zawodników startowało w chodzie.
- Nie tylko z tego, bo cały mityng bardzo mnie emocjonował. A to, że tak wiele młodzieży wybrało chód, już daje mi szczególne powody do satysfakcji. Dlatego dziś starałem się pokazywać tym mniej zaawansowanym prawidłową technikę, zasady tej konkurencji. Mam nadzieję, że w ten sposób doprowadzimy do narodzin kolejnych talentów, że one już się rodzą.
- A jak czuł się pan jako Święty Mikołaj?
- Po raz pierwszy wystąpiłem w takiej roli i czułem się przezabawnie w tej czapce, z brodą i wąsami. Nie myślałem też, że jest to takie ciężkie zajęcie.
Gramy czysto
Z Robertem Korzeniowskim, trzykrotnym mistrzem olimpijskim i mistrzem świata w chodzie, rozmawia Tadeusz WYSPIAŃSKI