Grodków przegrał z Poznaniem

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Po 10 latach istnienia grodkowski "Tortex" zostanie zlikwidowany. Szansę na utrzymanie pracy mają tylko ci pracownicy, którzy wyjadą do stolicy Wielkopolski.

HISTORIA GRODKOWSKIEGO KECZUPU
Spółka cywilna "Tortex" powstała w 1991 roku, a od 1992 roku produkuje w Grodkowie keczup. Początkowo pracowało tu ponad 200 osób, ale po zakupie automatycznej linii do napełniania pracę utrzymało tylko 120 osób.
Na początku 2000 roku zakład został sprzedany francuskiemu koncernowi "Amora", a po roku Francuzi zostali przejęci przez międzynarodowy koncern "Unilever". Wkrótce do Poznania został przeniesiony główny zakład produkcyjny działający dotąd we Francji, a fabryka w Grodkowie ograniczyła się wyłącznie do produkcji wyrobu i dostarczania go do poznańskiego centrum magazynowego.

Keczup - produkowany w Grodkowie od 10 lat - stał się już niemal znakiem firmowym miasta. Można go było spotkać na każdej półce sklepowej, a produkt i sam Grodków był też sławny dzięki sponsorowanym przez zakład zawodnikom specjalizującym się w motokrosie. Przed kilkoma dniami koncern "Unilever", który jest właścicielem fabryki, wydał komunikat informujący o likwidacji zakładu w Grodkowie.
- Decyzja o przeniesieniu produkcji do fabryki w Poznaniu jest podyktowana względami ekonomicznymi - mówi Wojciech Tomczak z działu public relations koncernu. Przedstawiciele "Unilevera" przyznają, że koszty wynagrodzeń pracowników w Poznaniu są wyższe niż w Grodkowie, ale ten fakt zrównoważą zyski z likwidacji jednego z dwóch zakładów.

- W tej rywalizacji wygrał Poznań, który posiada znacznie większe możliwości rozwoju. Tam mamy świetne warunki do inwestycji i podczas gdy w Grodkowie musielibyśmy ponieść koszty w wysokości 5 mln zł, rozbudowa zakładu w Poznaniu będzie kosztowała dwukrotnie mniej - podkreślał Tomczak.
14 marca odbyło się pierwsze spotkanie przedstawicieli związku zawodowego działającego w "Torteksie" z mającymi siedzibę w Warszawie władzami spółki. Zarząd postawił ludzi przed faktami dokonanymi: budynki i teren sprzedano innej firmie, a decyzja o przeniesieniu produkcji do zakładu w Poznaniu jest nieodwołalna. Zakład w Grodkowie ma przestać istnieć do końca kwietnia.
- Możemy już tylko negocjować jak najlepsze warunki związane z pakietem socjalnym - przyznawali zrezygnowani pracownicy, którzy oczekiwali wczoraj na kolejne spotkanie z władzami "Unileveru". Do Grodkowa przyjechał m.in. dyrektor fabryki z Poznania Włodzimierz Madajczyk i po kilku godzinach rozmów osiągnięto porozumienie. Zakłada ono m.in. wypłatę odpraw wyższych niż te, które są zagwarantowane w kodeksie pracy.
Teraz najtrudniejsze decyzje czekają tych pracowników, którzy mogą skorzystać z oferty pracy w Poznaniu. Wiąże się to ze zmianą miejsca zamieszkania, środowiska, a nierzadko z rozłąką z rodziną.
- W tej chwili w Grodkowie jest takie bezrobocie, że gdy pojawia się szansa, to każdy powinien się jej chwycić i ja tak bym radziła pracownikom - mówiła nam Maria Marcinków, przewodnicząca zakładowej organizacji związkowej. - Tym bardziej, że firma gwarantuje minimum rok zatrudnienia, a z rozmów wyszliśmy z wrażeniem, że bardzo przydaliby się im nasi doświadczeni pracownicy i jest szansa na stałą pracę - dodawała Marcinków. Sama przyznała, że nie skorzysta z poznańskiej oferty.

- Trzyma mnie tu rodzina, dlatego pozostaje mi odprawa, a później zasiłek dla bezrobotnych. Wiem, że wiele osób będzie szukało pracy sezonowej za granicą, będą się chwytali każdej możliwości, ale to już jest indywidualna sprawa każdego pracownika - mówiła przewodnicząca związku.
- Na pewno rodziny zastanawiają się, czy będą umiały się znaleźć w nowej sytuacji, w nowym mieście - mówił dyrektor fabryki w Grodkowie Karol Grzybowski. - Są tacy, których tu nic nie trzyma - panny, kawalerowie, bezdzietne małżeństwa, ale dla pozostałych decyzja o wyjeździe może okazać się zbyt trudna.
Na co mogą liczyć ci, którzy zostaną w Grodkowie? Nowym właścicielem budynków i hal produkcyjnych po "Torteksie" jest już działająca obok firma "Maxiplast", która specjalizuje się w produkcji opakowań, m.in. do grodkowskiego i poznańskiego keczupu.
- Od dawna prowadziliśmy rozmowy z "Unileverem", bo czujemy głód pomieszczeń zarówno biurowych, jak i produkcyjnych - przyznawał Edward Rzewucki, współwłaściciel firmy. - Chciałbym zrobić wszystko, żeby dać zwalnianym ludziom zatrudnienie, ale wiadomo, że nie wystarczy pstryknąć palcami, żeby pojawiły się nowe miejsca pracy - dodał Rzewucki.
"Maxiplast" będzie rozszerzał działalność, ale jego współwłaściciel nie ukrywa, że wiąże się to przede wszystkim z unowocześnieniem i zautomatyzowaniem procesu produkcji.
- Dlatego w pierwszej kolejności będę się starał utrzymać dotychczasowe zatrudnienie, ale nie wykluczam, że kilku wartościowych ludzi odchodzących z "Torteksu" zatrudnię. I nie ma tu wielkiego znaczenia fakt, że profil produkcji jest inny - jak ktoś ma olej w głowie, to ze zwolnieniem z pracy wcale mu go nie ubywa - dodał Rzewucki.

Likwidacja fabryki keczupu to nowe zmartwienie dla władz gminy.
- Jeszcze kilka takich wiadomości i dostanę zawału - mówił burmistrz Grodkowa Zbysław Bil. Gdyby bez pracy pozostała cała załoga "Torteksu", to według jego szacunków bezrobocie w gminie, oceniane na 30 procent, wzrośnie o kolejne 3-4 procent.
- Liczę, że tak się nie stanie - może część ludzi trafi na wcześniejszą emeryturę, część pojedzie do Poznania, inni znajdą pracę w nowym zakładzie. My, jako władze samorządowe, możemy, niestety, tylko ubolewać nad tym faktem. Oczywiście rozmowy zawsze można prowadzić, ale jaki mamy wpływ na firmę, której kierownictwo jest w Poznaniu albo Warszawie? - odpowiadał na pytania o możliwość negocjacji burmistrz Grodkowa.
- Zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji na rynku pracy w Grodkowie i dlatego zaproponujemy władzom miasta wsparcie gminnego funduszu na rzecz tworzenia nowych miejsc pracy - zapowiedział Wojciech Tomczak. - Bo choć formalnie to jest przeniesienie miejsc pracy, to z punktu widzenia grodkowian oznacza to likwidację - dodawał przedstawiciel koncernu.
- Najgorzej, że przed miastem nie ma żadnych perspektyw, tu nikt nie chce przychodzić z inwestycjami, a jeszcze dodatkowo niektórzy wychodzą - mówił wczoraj dyrektor Grzybowski, który pełni także funkcję przewodniczącego rady gminy i miasta. - Wszystko zależy od właścicieli, którzy wyłożyli pieniądze i podejmują decyzję - przyznaje dyrektor zakładu, który będzie istniał jeszcze tylko przez miesiąc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska