Sąsiadka jajka przyniosła. Mówi, że zima, mróz i w zamknięciu kury, a niosą się jak wściekłe. Jakby przeczuwały, że miecz Damoklesa w postaci ptasiej grypy wisi nad nimi w powietrzu i to może być ich ostatnie „kokoko” jako sygnał satysfakcji z dobrego noszenia.
Ja trzymam kciuki za sąsiadkę, żeby jednak nie, bo ona te swoje kury zwyczajnie kocha a wyrazem tej miłości do zwierząt jest fakt, że kur ma kilkadziesiąt a każda ma swoje imię i nie ma, że się któraś nioska sąsiadce pomyli. Jajka od takich kochanych kur od razu inaczej smakują a i one nawet w lute mrozy dają z siebie wszystko, czują się zobowiązane żeby się gospodyni za jej dobroć odwdzięczyć.
Dlatego rozumiem dramat tych hodowców, którzy musieli dać wszystek swój drób zagazować służbom weterynaryjnym, które walczą z ogniskami ptasiej grypy. Żal tych ludzi byłby mniejszy, gdyby odszkodowania za utylizowany drób były uczciwe, czyli pokrywały straty. Ale u nas uczciwie to państwo przeważnie ludzi doi, natomiast gdy trzeba wyrównać im straty to zwykle krakowskim targiem: Połowa strat dla ciebie a połowa niech się schowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?