Groźby wobec prezydentów miast. "Wiele osób ma poczucie przyzwolenia na mowę nienawiści. Ale takie zjawiska trzeba rozliczać bezwględnie"

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Groźby otrzymali między innymi Aleksandra Dulkiewicz i Jacek Karnowski
Groźby otrzymali między innymi Aleksandra Dulkiewicz i Jacek Karnowski Karolina Misztal
- Część sprawców działa na prymitywnym poziomie, uważając, że anonimowość w sieci jest dozgonna, więc mogą "szczuć" do woli. Ale w sieci nic nie ginie. I każdy taki wpis może być materiałem dowodowym - mówi psycholog Dariusz Piotrowicz z Uniwersytetu SWPS, biegły sądowy z zakresu psychologii śledczej.

Spójrzmy okiem psychologa na pogróżki, które ostatnio otrzymują prezydenci polskich miast. Włos się jeży na głowie, kiedy się je czyta... A może już się do tego przyzwyczajamy?

Jako psycholog widzę w tej sprawie tło szersze, społeczno-polityczne. Wiele osób w Polsce ma już poczucie przyzwolenia na mowę nienawiści, na piętnowanie odmienności. I to piętnowanie nie dotyczy tylko prezydentów miast, ale odmienności szeroko rozumianej. To nie jest zresztą tylko nasz problem narodowy, ale myślę, że narracja polityczna jaką się teraz stosuje, powoduje, że osoby z różnymi problemami emocjonalnymi mogą się czuć uprawnione do wyrażania w tak prymitywny sposób swoich racji.

Ale aż w taki sposób, pisząc - "zamorduję cię Żydzie", "zadźgam cię jak Adamowicza", "poderżnę ci ten głupi łeb", "zabiję cię na dniach"... itd. Skąd w ludziach bierze się taki rodzaj emocji?

Odwołam się do modelu "piramidy nienawiści", który stworzył Gordon Allport, amerykański uczony, związany z Uniwersytetem Harvarda. W swoich badaniach zauważył, że popełniane na świecie zbrodnie, na przykład w czasie drugiej wojny światowej, poprzedzone były mową nienawiści, wykluczeniem i dyskryminacją wobec jakiejś grupy lub warstwy społecznej. Zależność tę zilustrował jako „piramidę nienawiści”, pokazując, że akty nienawiści mają charakter eskalujący.

To znaczy?

Najpierw jest MOWA NIENAWIŚCI, rozumiana m.in. jako rozpowszechnianie negatywnych stereotypów, połączone z wrogim, krzywdzącym językiem, czyli używanie języka wykluczającego, dzielącego na my i oni. I to jest poziom podstawowy. Kolejnym etapem rozwoju tego zjawiska jest próba marginalizacji określonych osób czy grup społecznych. Allport nazywa to UNIKANIEM, czyli odczłowieczaniem i izolacją jednostek i grup społecznych.

Następnie jest DYSKRYMINACJA, czyli nierówne traktowanie przez osoby, ale także i instytucje państwowe.

Czwarty etap to AKTY PRZEMOCY FIZYCZNEJ przeciwko ludziom i ich własności. I na końcu absolutnie skrajnym etapem na poziomie socjologicznym i psychologicznym są akty eksterminacji, czyli ludobójstwa całych grup narodowych, wyznaniowych lub posiadających odmienny światopogląd. Ta piramida pokazuje nam, jakie mogą być konsekwencje niezatamowania mowy nienawiści. Każdy kto uzna, że taka mowa jest dozwolona i może wejść do narracji publicznej, musi się liczyć z tym, że będą kolejne etapy. Że pojawi się coraz więcej osób, wierzących w to, że można określone osoby czy grupy społeczne izolować, a nawet atakować bezpośrednio.

Dlaczego takie groźby się pojawiają?

Jako biegły sądowy mogę odpowiedzieć na przykładzie przypadków, które badałem. Większość osób, które wysyłały takie groźby, na pytanie - dlaczego to robiły, odpowiadały, że przecież nie robiły niczego złego. Że oni walczą tylko o swoje prawa albo wyrażają jedynie swoje poglądy. Wykazują nawet zdziwienie, dlaczego policja się ich czepia.

Ale pisanie o tym, że "twoje dni są policzone", bo już nie chcę tych najbardziej makabrycznych pogróżek przytaczać, to nie jest wyrażanie poglądów.

Dla niektórych osób to jest sposób komunikacji. I w tych przypadkach nie tyle chodzi o wyrażenie poglądu, ale raczej o wyrażenie emocji. Te komunikaty są bardzo emocjonalne. Te groźby pod adresem prezydentów miast są właściwie identyczne. Może to sugerować, że sprawca jest jeden, zmienia tylko nadawców. A to może oznaczać, że głównie zależy mu na odreagowaniu emocji.

Z pana doświadczenia wynika, że ta mowa nienawiści się nasila czy może zawsze tak było, tylko teraz poświęca się temu więcej uwagi.

Groźby były zawsze. Nie jestem ekspertem od narracji politycznych, ale doskonale pamiętam pogróżki wobec świętej pamięci profesora Bartoszewskiego, który zgodził się na opublikowanie tych gróźb w artykule jednego z tygodników. Tam pojawiło się na przykład takie sformułowanie: "zapluty, trzęsący się nad jamą w ziemi Żydzie". Pogróżki zawsze miały miejsce, niezależnie od rządzącej opcji politycznej. Ale nie uciekniemy od spostrzeżenia, że im bardziej się nasila agresywna narracja polityczna, włącznie z językiem wykluczenia i nienawiści, tym bardziej nasila się to zjawisko wysyłania pogróżek.

Zwłaszcza, że one dotykają już nie tylko polityków. Ostatnio dziennikarka Agnieszka Gozdyra opublikowała taką groźbę: "Uważaj Gozdyra, chodzą słuchy, że będą wzorem AK golić łby namawiającym do szczepień takim szujom jak ty. Najlepsze jest to, że twoje golenie ma lecieć live w sieci. Czekamy na to jak na finał mistrzostw" – napisał użytkownik "macras8". Jak z tym żyć?

Uważam, że każdy tego typu przypadek należy bezwzględnie ścigać i rozliczać. Pogróżki, jak pani zauważyła, wykraczają już poza środowisko polityczne. Otrzymywali je także piłkarze naszej narodowej reprezentacji. Dlatego ściganie ich sprawców musi być bezwzględne. Zaciekłość w ściganiu takich przestępstw bardziej podziała na ewentualnych sprawców niż zaostrzenie kar.

Co można o tych sprawcach powiedzieć więcej, niż to, że kierują nimi "chore" emocje?

Na gruncie polskim zjawisko gróźb karalnych jest jeszcze bardzo słabo zbadane. Ale są amerykańskie badania, które na podstawie analizy 3 tysięcy przypadków pokazują, że w tak zwanych przestępstwach z nienawiści sprawcy to przede wszystkim mężczyźni, stosunkowo młodzi, przed czterdziestką. Trzy czwarte z nich nie znało swoich ofiar. Grozili swoim ofiarom, traktując je jako symboliczną prezentację jakiejś osoby czy grupy, której nienawidzili. Co ciekawe, tacy sprawcy, w zdecydowanej większości działali samotnie. Z kolei na podstawie tej samej grupy badanych, departament policji w Bostonie opracował odpowiedzi na pytanie - dlaczego sprawcy hejtu to robią? I okazało się, że 66 procent robi to dla sensacji i rozgłosu, 25 procent działa w jakiejś tylko sobie zrozumiałej w samoobronie, czyli czują się czymś zagrożeni i dlatego atakują, 8 procent działa z zemsty, a 1 procent kieruje się misją obrony świata.

Pan jako biegły badał konkretne przypadki. Gdybym zapytała o ten najgłośniejszy w dotychczasowej karierze?

Dla jednej z prokuratur opiniowałem sprawę nawoływania do zabójstwa pana Bronisława Komorowskiego. To było w 2016 roku, kiedy przestał już być prezydentem. Mężczyzna, który nawoływał do tego, a przy okazji jeszcze propagował ustrój faszystowski został zatrzymany. Okazało się, że to człowiek w okolic czterdziestki, bez ciężkich zaburzeń psychicznych, żonaty, z dziećmi. Ale bezrobotny. Przez to narastała w nim frustracja. W jego przypadku ukierunkowała go na szukanie winnego, tak zwanego onego. I znalazł go w osobie Bronisława Komorowskiego. Sprawca - dojrzały mężczyzna, frustrat, bezrobotny, ale inteligentny, oczytany... Myślimy, że taki człowiek będzie wiedział, co jest karalne, a co nie, co jest złe, a co nie. Ale on się czuł bezpiecznie. Uważał, że w sieci jest anonimowy, nie do namierzenia. Bardzo się zdziwił, kiedy policja do niego dotarła. Został już skazany za to przestępstwo.

Pan uważa, że trzeba konsekwentnie tego typu przestępstwa ujawniać i ścigać? Nie wolno machać na nie ręką?

Tak, nie wolno ignorować. Bo tendencja tych zachowań jest narastająca. Udowadniają to statystyki gróźb karalnych w Polsce. Za 2020 rok wszczęto 18525 postępowań. Z czego sprawców wykryto w przypadku 16267. To daje 95-procentowy wskaźnik wykrywalności. Ale pamiętajmy, że groźba karalna nie jest jedynym przestępstwem, którego można się dopuszczać przy pomocy Internetu. Mamy jeszcze stalking czy propagowanie ustroju faszystowskiego itd.

Hejt w sieci i różne groźby to jednak nasz chleb powszedni.

Ale przybiera też nowe formy, niestety. W ubiegłym roku był bardzo głośny przypadek - śmierć samobójcza profesora Wojciecha Rokity. Kielecki lekarz mógł popełnić samobójstwo, bo nie wytrzymał nagonki, jaka rozpętała się w sieci. Zarzucano mu, że wiedział o zakażeniu koronawirusem, ale nie przestrzegał kwarantanny. Na podstawie m.in. tego casusu podjęto zmianę w przepisach kodeksu karnego, doprecyzowując taką formę przestępstwa.

Część sprawców działa na prymitywnym poziomie, uważając, że anonimowość w sieci jest dozgonna, więc mogą "szczuć" do woli. Ale w sieci nic nie ginie. I każdy taki wpis może być materiałem dowodowym. Takie zjawiska trzeba rozliczać bezwzględnie, także po to, żeby sprawcy nie uznali, że skoro są bezkarni, to mogą zrobić kolejny krok w tej piramidzie nienawiści i posunąć się do ataku fizycznego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska