Gruzja kolejnym celem Putina? W porównaniu z Ukrainą łatwy kąsek

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Ćwiczenia sił specjalnych armii gruzińskiej
Ćwiczenia sił specjalnych armii gruzińskiej fot.sof.mod.gov.ge
Separatystyczne regiony de facto okupowane przez Rosję, „niedokończona” wojna i żądza zemsty za udane reformy i chęć wejścia do UE i NATO. Plus oczywiście strategiczne położenie. Czy jednak to wszystkie powody, dla których właśnie Gruzja jest najbardziej prawdopodobnym celem wojennej agresji Władimira Putina po Ukrainie?

Wiosna 2008 roku, szczyt NATO w Bukareszcie. Ukraina i Gruzja składają wnioski o przyznanie im przez Sojusz Planu na Rzecz Członkostwa (MAP) w NATO – byłby to kolejny duży krok w procesie integracji tych dwóch państw z Sojuszem. Weto stawiają jednak Niemcy i Francja. Jedynie interwencja prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wspartego m.in. przez kraje bałtyckie i Czechy, powoduje, że ostatecznie z deklaracji końcowej szczytu nie znika kwestia Ukrainy i Gruzji. Jest za to zapis, że NATO w przyszłości przyjmie oba państwa w swe szeregi. Nie ma konkretnych dat oczywiście, ale zobowiązanie staje się faktem i do dziś jest potwierdzane przez NATO. Już wtedy było oczywiste, że Rosja zrobi wszystko, aby zapobiec takiemu scenariuszowi. Jeszcze nie wyjechali z Bukaresztu wszyscy goście, a do separatystycznej Abchazji zaczęły ściągać rosyjskie wojska. Kilka miesięcy później Rosja napadła na Gruzję.

Pokonała w „wojnie pięciodniowej” nieporównanie słabszy kaukaski kraj, ale nie osiągnęła głównego celu: kompletnego rozbicia tego państwa i osadzenia w Tbilisi marionetkowego promoskiewskiego rządu. Zapobiegła temu w dużym stopniu misja prezydentów Europy Środkowej i Wschodniej z prezydentem Lechem Kaczyńskim do stolicy Gruzji – do której już zbliżały się rosyjskie czołgi. Putin nie zapomniał tego ani polskiemu prezydentowi, ani też samej Gruzji. Tak jak 2014 rok był pierwszą fazą rozprawy z Ukrainą, tak może się okazać, że to samo powiemy kiedyś o 2008 roku i Gruzji.

Co przemawia za tezą, że to Gruzja właśnie jest najbardziej prawdopodobnym kolejnym celem Putina po ewentualnym pokonaniu w wojnie Ukrainy? Niektóre powody i motywy są podobne do tych ukraińskich, ale po pewnym względami oba kraje – w oczach Kremla – jednak się różnią. Zresztą te różnice też powodują, że Gruzja staje się logicznym celem dla ataku Rosji.

Dlaczego Gruzja?

Po pierwsze, Gruzja podobnie jak Ukraina, ma ogromny problem z separatystycznymi regionami uznanymi przez Rosję za niepodległe państwa, a faktycznie będącymi naszpikowanymi rosyjskim wojskiem strefami okupacyjnymi. Osetia Południowa i Abchazja, podobnie jak „republiki ludowe”, poddano wcześniej masowej tzw. paszportyzacji, w efekcie czego zdecydowana większość mieszkańców ma obywatelstwo rosyjskie. Można więc ich ewentualnie wykorzystać do prowokacji mającej usprawiedliwić atak na Gruzję – zresztą Moskwa już tak uczyniła w 2008 r., wciągając w pułapkę wysłane przez Micheila Saakaszwilego oddziały w rejonie Cchinwali. Mówiąc krótko, oba obszary są wciąż punktami zapalnymi i również ograniczają szanse wejścia Gruzji do UE i NATO.

Gruzja jest drugim, obok Ukrainy, państwem postsowieckim (nie licząc oczywiście trzech krajów bałtyckich, ale to zupełnie inna sytuacja), które od wielu lat jasno stawia sobie za cel integrację ze strukturami zachodnimi. Taki kurs w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa określił jeszcze Micheil Saakaszwili. Choć od 2013 roku w Tbilisi rządzi ekipa bliskiego Moskwie oligarchy Bidziny Iwaniszwilego, mimo że kolejne rządy są coraz mniej prozachodnie, to jednak nikt oficjalnie nie oświadczył, że rezygnuje z NATO i UE. Na krótko przed atakiem Rosji na Ukrainę gruziński minister obrony w siedzibie głównej Sojuszu powtórzył, że jego kraj chce zostać członkiem NATO. Już po wybuchu wojny, 2 marca rządząca partia ogłosiła, że Gruzja idzie w ślady Ukrainy i składa wniosek o przyjęcie do UE. Oczywiście Rosja nie może na to pozwolić, szczególnie na NATO.

Powód nr 3 ataku Putina na Gruzję? Rosyjski przywódca jest pamiętliwy i cierpliwy. Skoro mógł przez siedem lat czekać na drugi akt wojny z Ukrainą, może też poczekać na dokończenie rozprawy z Gruzją. Tym bardziej, że wojną z Ukrainą Putin przekroczył Rubikon. Tu już nie ma miejsca na dyplomację, politykę małych kroków czy próby jakiegokolwiek resetu i odzyskania choćby części wizerunku. A więc nic Putina nie powstrzyma przed kolejną wojną. Oczywiście konflikt z Ukrainą wykrwawia Rosją, sankcje gospodarcze i międzynarodowa izolacja oznaczają zaś, że spadną dochody państwa, a i odczują to zwykli Rosjanie. Ale Putin poszedł już zdecydowanie w narrację „oblężonej twierdzy”, narrację „bohaterskiej obrony Leningradu” etc. etc. Większość Rosjan konsoliduje się na pewien czas wokół przywódcy, zaś i Gruzja jest nieporównanie łatwiejszym kąskiem niż Ukraina. Pod wszystkim względami. Małe terytorium, niewielka armia, tchórzliwy rząd, potężny wewnętrzny spór polityczny. No i położenie. Kontrolując Gruzję Rosja – zakładając pokonanie Ukrainy - panowałaby nad wybrzeżem Morza Czarnego od ujścia Dunaju na zachodzie aż po granicę turecką na wschodzie. Po drugie, uzyskałaby połączenie lądowe ze swym południowokaukaskim sojusznikiem Armenią i odcięła Azerbejdżan od tureckiego sojusznika (osłabienie wpływów Ankary w regionie). Skoro zaś mowa o Azerbejdżanie – i to kolejny powód – to uzyskanie faktycznego panowania nad Gruzją może pozwolić Rosji na blokowanie dostaw gazu i ropy do Europy z basenu Morza Kaspijskiego. Obecnie kluczowe ropociągi i gazociągi z Azerbejdżanu do Turcji i dalej, do Europy, przecinają właśnie Gruzję.

Zaskakująca postawa Tbilisi

W świetle powyższego można się zastanawiać, czy obecna tchórzliwa postawa rządu w Tbilisi wobec wojny Rosji z Ukrainą to tylko obawa, aby nie narazić się Putinowi, czy świadoma polityka powolnego staczania się w rosyjską strefę wpływów? Przecież każdy kolejny rząd zdominowany przez Gruzińskie Marzenie (rządzą w pełni od 2013) jest coraz mniej prozachodni i reformatorski, za to coraz bardziej autokratyczny. Po kolei odchodzili z tej koalicji przeciwnicy Saakaszwilego, ale jednak prozachodni. Polityka rządu budziła zaś coraz większą krytykę Zachodu i pogłębiała wewnętrzny konflikt polityczny, przy którym choćby spór PiS z PO wydaje się sprzeczką przedszkolaków. Warto pamiętać jednak – a ostrzegał przed tym wiele lat temu, siedzący dziś w więzieniu ojciec sukcesu reform Saakaszwili – że za sznurki w Gruzji pociąga wciąż ten sam człowiek. Były udziałowiec Gazpromu, oligarcha Bidzina Iwaniszwili, najbogatszy człowiek w kraju, dla którego żadnym wydatkiem było np. spłacanie kredytów wyborców w kampanii przed kluczowymi wyborami w kraju.

Przywódcy Gruzji - jedynego państwa na Kaukazie Południowym aspirującego do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO, a także jedynego państwa regionalnego pozostającego w konflikcie terytorialnym z Rosją - odmówili wizyty na Ukrainie jeszcze przed wybuchem wojny, w samym środku narastającego kryzysu, mimo wielu takich wezwań ze strony opinii publicznej i opozycji – zauważa amerykański think-tank Jamestown Foundation. 24 lutego premier Gruzji Irakli Garibaszwili potępił zbrojny atak Rosji na Ukrainę, niemniej władze w Tbilisi nie zdecydowały się na poparcie sankcji przeciw Rosji. 25 lutego rządząca partia Gruzińskie Marzenie odmówiła zwołania nadzwyczajnej sesji parlamentarnej poświęconej kryzysowi ukraińskiemu, czego żądała opozycja, a za takim posiedzeniem była też prezydent Salome Zurabiszwili. Aby zapobiec jakimkolwiek rozmowom na ten temat, na wniosek spikera parlamentu Szalwy Papuaszwilego, deputowani opozycji nie mogli wejść na salę plenarną – alarmował niezależny portal Civil.ge.

Rząd gruziński ogłosił, że nie zamierza przyłączyć się do zachodnich sankcji wobec Rosji, choć Narodowy Bank Gruzji oświadczył, że „nie może i nie będzie pomagał” nikomu, kto chciałby ominąć te sankcje. Zdaniem premiera Iraklego Garibaszwilego, dostosowanie się do rygorystycznie narzuconego przez Zachód reżimu sankcji tylko zaszkodzi Gruzji i jej mieszkańcom. Jego deklarację pochwalił pierwszy zastępca przewodniczącego Komisji Międzynarodowej Rady Federacji (izba wyższa parlamentu Rosji) Władimir Dżabarow. Takie stanowisko gruzińskiego rządu oburzyło jednak opozycję i większość społeczeństwa, które zdecydowanie potępiło agresję Rosji na Ukrainę i wezwało do dymisji premiera Garibaszwilego. W odpowiedzi na krytykę, broniąc swojej decyzji, 28 lutego Garibaszwili odniósł się do braku zdecydowanej siły zewnętrznej, która mogłaby zapobiec bombardowaniu Ukrainy; jak zauważył, "sankcje nie są skutecznym środkiem". - Współczujemy wszystkim, ale musimy przede wszystkim chronić nasz kraj i ludzi - dodał. Mimo tej ostrożności rząd gruziński przyłączył się do Azerbejdżanu i wysłał na Ukrainę środki medyczne o wartości 1 mln lari (315 tys. USD). W stolicach obu krajów społeczeństwo zorganizowało tłumne demonstracje poparcia dla Ukrainy. W tweecie z 26 lutego prezydent Zełenski podziękował Gruzinom za proukraińskie demonstracje, ale krytykując postawę gruzińskiego rządu, dodał: „Rzeczywiście, są takie czasy, kiedy obywatele nie są rządem, ale są lepsi [od] rządu”.

Dwa dni później gruzińskie władze nie pozwoliły ukraińskiemu samolotowi lądować w Tbilisi, bo podejrzewały, że zamierza zabrać na pokład z powrotem 30 ochotników gruzińskich do tworzonego międzynarodowego legionu ukraińskiej Obrony Terytorialnej. Zełenski już odwołał ambasadora Ukrainy z Tbilisi w związku z postawą Gruzji wobec konfliktu. Jeśli jednak obecny rząd gruziński myśli, że w ten sposób uniknie zemsty Putina (załóżmy, że nie prowadzi po prostu prorosyjskiej polityki, bo tak chce Iwaniszwili), to się może pomylić. Szef Rady Europejskiej Charles Michel poinformował 28 lutego, że nie można wykluczyć dalszych prób destabilizowania przez Rosję różnych krajów, w tym Gruzji. Moskwa może wykorzystać do tego swoją agenturę i zwolenników w tym kraju. Cztery dni przed inwazją na Ukrainę, 53 polityczne i pozarządowe organizacje zarejestrowane w Gruzji opublikowały „list otwarty” do Putina, prosząc go o pomoc w uzyskaniu „neutralnego statusu” dla ich kraju. Niewiele z nich ma jakiekolwiek znaczenie polityczne, o większości nikt dotąd nie słyszał. Ale widać, że Rosja ma instrumenty, które może wykorzystać do wewnętrznej destabilizacji Gruzji, ma kandydatów do marionetkowych władz. Widać już, w jakim kierunku Kreml poprowadzi swoją politykę wobec kaukaskiej republiki. Podobnie jak zażądał statusu neutralności (więc rezygnacji z NATO) od Ukrainy, tak samo zażąda od Gruzji. A że to słabiutki militarnie kraj, Rosjanie nie będą czekać długo z postawieniem ultimatum.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gruzja kolejnym celem Putina? W porównaniu z Ukrainą łatwy kąsek - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska