Grzech pasterza

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Po spotkaniu ksiądz zaprosił na plebanię sześciu chłopców i pojechał kupić pizzę. Gdy zaczęli jeść, najstarszy poprosił o coś do picia.
Po spotkaniu ksiądz zaprosił na plebanię sześciu chłopców i pojechał kupić pizzę. Gdy zaczęli jeść, najstarszy poprosił o coś do picia. Krzysztof Strauchmann
W małej parafii pod Korfantowem proboszcz pobłądził. Poczęstował wódką gimnazjalistów. Teraz wszyscy patrzą, jak pokutuje.

To moja osobista porażka. Klęska - mówi ks. Zygfryd, jak zaznacza - już nie proboszcz parafii w Rzymkowicach.

- To miało być ostatnie przed wakacjami spotkanie z przygotowującymi się do bierzmowania. Coś mnie podkusiło. Uległem. Jest mi bardzo przykro. Nigdy wcześniej nic podobnego się nie stało. Nie mam do nikogo żalu ani pretensji. Przeprosiłem parafian. Nic więcej nie mam już do powiedzenia.

Rzymkowice to parafia licząca niewiele ponad 500 wiernych, na samym skraju gminy Korfantów. Trudno namówić kogoś na komentarz do sprawy proboszcza, który był tu ponad 10 lat. Wioska jest zamieszkana przez autochtonów i ma w okolicy opinię zamkniętej, hermetycznej społeczności. Przez lata ludzie nawet żenili się między sobą.

Litr na pięciu

W ubiegły czwartek gimnazjaliści z klas II mieli przyjść na wieczorną mszę świętą. Po mszy były nauki dla "bierzmowańców" u księdza w altanie ogrodowej. Po spotkaniu kilku uczniów przeniosło się na plebanię. Ksiądz przywiózł pizzę i poczęstował młodych gości.

Usiedli do pizzy i wtedy najstarszy z chłopców zapytał księdza, czy ma coś do picia. Ten w odpowiedzi przyniósł butelkę wódki i postawił przed nimi. Nie rozlewał, ale pił razem z chłopakami, z jednego kieliszka na zmianę.

Wśród pijących byli 14- letni Piotr, drugi Piotr 16-latek i dwóch braci w wieku 17 i 18 lat. W sumie wypili dwie półlitrówki.

- Z tych spotkań syn zawsze wracał około 20 - opowiada pani Izabela, matka 14-letniego Piotrka. - Zaczęłam się już denerwować, że go nie ma. Pewnie bym poszła po niego na parafię, ale córka akurat miała urodziny i odwiedziły ją koleżanki. Syn wrócił dopiero o 21.24. Pamiętam dokładnie.

Przez okno zauważyła, że chłopcy idą ulicą w większej grupie. Jeden jechał na rowerze.
- Po synu nie było widać, że pił, ale jak przeszedł koło mnie, poczułam alkohol - opowiada matka. - Zaczął mi wmawiać, że to zapach pizzy. Mąż kazał mu chuchnąć i wtedy dopiero przyznał się, że wypił u księdza jeden kieliszek. Dopiero po chwili zaczął się czuć słabo.

Piotr jest chory na padaczkę. Kiedyś zemdlał w kościele i właściwie cała wieś już wie o jego chorobie. Ksiądz na kolędzie też zawsze wypytywał rodziców o leczenie. Dla epileptyków alkohol jest szczególnie niebezpieczny.

Chłopak był wiele razy uprzedzany przez lekarza, że ma unikać okazji do wypicia, i zawsze się tego trzymał. Kiedy rodzice zawieźli go na komisariat w Korfantowie, alkomat dwukrotnie pokazał ponad 1 promil alkoholu w wydychanym powietrzu.

Policjanci poradzili, żeby wezwać pogotowie, ale ostatecznie rodzice sami zawieźli syna do przychodni w Nysie, a stamtąd ze skierowaniem do szpitala, na pediatrię. Wyszedł następnego dnia w południe.

W sobotę ksiądz Zygfryd przyjechał pod dom rodziny G. i stanął w bramie, trzymając w ręku opakowanie z kawą. Chciał rozmawiać z rodzicami Piotrka. Ojciec chłopca powiedział, że nie życzy sobie żadnych rozmów. W czwartek wieczorem, po powrocie syna, ojciec od razu chciał biec do proboszcza z awanturą. Wyperswadowała mu to żona.

Proboszcz pojechał też do babci innego uczestnika spotkania na plebanii, 16-letniego Piotra. Ona już nie chce o tym rozmawiać.

- Dla mnie sprawa jest już skończona - mówi. Jednak w czwartek wieczorem babcia także zawiadomiła policję, że jej wnuk pił alkohol.

Rodzice dwóch pozostałych, braci, 17- i 18-latka, nic nie zgłaszali policji. Ojciec był już jednak wezwany na komisariat w sobotę i złożył zeznania.

Rozpijanie nieletnich jest przestępstwem ściganym z urzędu. Prokuratura Rejonowa w Nysie zapowiada, że przed decyzją o ewentualnym stawianiu zarzutów karnych chce przesłuchać nieletnich uczestników imprezy. Czasem bywa, że zeznania składane przed prokuratorem, pod odpowiedzialnością karną, różnią się od domowych opowieści.

Także prawo kanoniczne daje biskupowi możliwość ukarania księdza za pijaństwo i wywoływanie zgorszenia tak zwaną suspensą, czyli ograniczeniem bądź całkowitym zakazem pełnienia czynności kapłańskich.

Najczęściej są jednak wysyłani na inną parafię, żeby spróbowali ułożyć swoje życie od nowa. Biskup błyskawicznie dowiedział się o zdarzeniu w Rzymkowicach i jeszcze w sobotę przyjechał na rozmowę z proboszczem. Gdy ten przyznał się do podania alkoholu, biskup zawiesił go w obowiązkach i teraz czeka na ustalenia organów ścigania.

Oficjalnego oświadczenia w tej sprawie nie publikowano, ale rzecznik kurii wyraża smutek i ubolewanie z powodu bardzo niestosownego zachowania duszpasterza.

W niedzielę w czasie dwóch mszy proboszcz przeprosił rodziców drugoklasistów i obiecał, że "to" się już więcej nie powtórzy. Większość parafian jeszcze nie wiedziała o zdarzeniu, a takie przeprosimy bardzo wzmogły ciekawość mieszkańców. Wieść o libacji na parafii z udziałem "bierzmowańców" rozeszła się błyskawicznie.

Ksiądz Zygfryd nadal mieszka w swojej wiosce, jeździ na lekcje religii do szkół.

Z księdzem nie piję!

- Zdarzało się wcześniej, że ksiądz proboszcz wypił na rodzinnych uroczystościach, na które był zapraszany. Ale to chyba normalne? - opowiada jeden ze starszych mieszkańców wioski. - Konfliktów poważniejszych nie mieliśmy z księdzem. Ot, czasem jakaś różnica zdań.

Ludzie w Rzymkowicach są zażenowani, że o ich wiosce mówi się szeroko w takim kontekście. Nie są jednak skorzy do potępiania proboszcza. Tak bulwersującego przypadku rozpijania nieletnich przez duchownego wcześniej w Polsce nie ujawniono. O pijanych duchownych było natomiast głośno, gdy ktoś spowodował wypadek czy kolizję "po pijaku". Tymczasem alkoholizm jest chorobą, która dotyka wszystkie środowiska.

Statyści szacują, że problemy z tą choroba może mieć ok. 3 tys. księży diecezjalnych i zakonnych. Średnio co dziesiąty, podobnie jak w innych zawodach, np. wśród lekarzy, polityków czy dziennikarzy.

Księża stanowią wręcz grupę podwyższonego ryzyka - mieszkają samotnie, pracują w stresującej sytuacji i muszą przyjmować na siebie życiowe problemy innych. To rodzi pokusę odreagowania. Poza tym księża pracują z ludźmi, odwiedzają parafian na ich uroczystościach. Są częstowani alkoholem. Spotykają się towarzysko we własnym gronie, gdzie też można dobrze zjeść i wypić.

Alkoholizm duchownych, choć zawsze traktowany z dyskrecją, przestał być tematem tabu. Ukazała się książka Stanisława Zasady "Wyznania księży alkoholików". Jej bohaterowie przyznają się, że maskowali swoją słabość przed otoczeniem i samym sobą.

Zdarzało im się odprawiać mszę, mówić kazanie, bełkocząc czy śmierdząc alkoholem. Tylko niektórzy mieli na tyle siły i odwagi, że otwarcie i dobrowolnie przed parafianami, czasem w czasie mszy, przyznali się do alkoholizmu. Pisali listy, prosili o wsparcie i modlitwę. Ksiądz z Rzymkowic, jak wspominają mieszkańcy, czasem za coś przepraszał, nie mówiąc za co. Parafianie musieli się domyślać.

W Polsce działają dwa ośrodki leczenia duchownych z choroby alkoholowej w Kowalewie w diecezji kaliskiej i w Nałęczowie.

Przez ośrodek w Kowalewie, założony i prowadzony przez trzeźwiejącego księdza Wiesława Konradowicza, przewinęło się ponad 700 kapłanów.

Duchowni trafiają też do zwykłych ośrodków. Uczą się, jak codziennie funkcjonować jako niepijący alkoholik, jak nie ukrywać swojej choroby, bo to pomaga wytrwać.

- To wielkie zadanie dla ludzi świeckich, którzy mówią do swojego księdza "ojcze", żeby traktowali go jako odpowiedzialne dzieci - mówił w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej ks. Jan Sikorski, ojciec duchowny kapelanów w diecezji warszawskiej. - Dzieci, zwłaszcza dorosłe, mają prawo upomnieć, zatroszczyć się, zwrócić uwagę, modlić się za swoich rodziców. Taką samą postawę powinni mieć w stosunku do księdza. I mam apel do wiernych. Niech też sobie powiedzą: Ja z księdzem pić nie będę, choć miałbym ochotę.

Historia z Rzymkowic kończy się morałem. Ksiądz narozrabiał, ale pozostali uczestnicy akcji zachowali się tak, jak trzeba. Rodzice wezwali pomoc dla swojego dziecka. Policjanci nie zbagatelizowali sprawy. Biskup zareagował natychmiast. Wreszcie sam skruszony proboszcz bije się w pierś i przeprasza, a nie zwala winy na dziennikarzy, polityków czy wrogów Kościoła. Każdy ma szansę wyciągnąć naukę z tego przykładu. I Bogu dzięki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska