Grzegorz Pilarz, były siatkarz ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, po zakończeniu kariery odnalazł nowe sportowe pasje [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Grzegorz Pilarz nadal związany jest z siatkówką. Pomaga w prowadzeniu grupy młodzików w rodzinnym Bielsku-Białej. Jedną z jego nowych pasji są natomiast biegi ultra. Ukończył on między innymi Bieg Rzeźnika na dystansie 85 km.
Grzegorz Pilarz nadal związany jest z siatkówką. Pomaga w prowadzeniu grupy młodzików w rodzinnym Bielsku-Białej. Jedną z jego nowych pasji są natomiast biegi ultra. Ukończył on między innymi Bieg Rzeźnika na dystansie 85 km. archiwum prywatne Grzegorza Pilarza
Grzegorz Pilarz znany jest na Opolszczyźnie przede wszystkim z długoletniej gry w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. W jej barwach ten pochodzący z Bielska-Białej siatkarz, występujący na pozycji rozgrywającego, spędził aż siedem sezonów (2007-2014). Obecnie ponownie mieszka w swoim rodzinnym mieście. Obok ciekawej pracy, realizuje się tam w nowych, wymagających dyscyplinach sportu, przede wszystkim w biegach ultra.

Co najmilej wspomina pan z długiego pobytu na Opolszczyźnie?
Był to cudowny okres mojej sportowej przygody z siatkówką. Przychodząc do Kędzierzyna-Koźla nie spodziewałem się, że to miasto stanie się moim drugim domem na tak długo. Okres ten obfitował w wiele sportowych sukcesów. Najmilej wspominam jednak wcale nie zdobyte medale czy puchary, a ludzi, których podczas tej siedmioletniej przygody miałem okazję poznać i z nimi współpracować. To oni sprawiali, że bycie częścią ZAKSY było wielką przyjemnością.

Jak mocno jest pan teraz związany z siatkówką?
Nadal jestem jej wielkim fanem. Kiedy w 2016 roku, po 22 latach sportowej kariery, kończyłem swoją przygodę z tym sportem, mentalnie miałem dość. Coś się wypaliło i potrzebowałem zmiany. Uznałem, że wtedy chcę dłużej pobyć z rodziną i rozpocząć nowy rozdział swojego życia. Potrzebowałem chwili oddechu od piłki do siatkówki, aby popatrzeć na wszystko z dystansu i dać głowie okazję na reset. Od trzech lat ponownie jestem pod siatką, lecz w nieco innej roli. Pomagam w prowadzeniu grupy młodzików w swoim rodzinnym mieście Bielsku-Białej. Staram się rozpalić siatkarską iskrę w głowach i sercach młodych chłopaków.

Jest pan również trenerem dla swojego syna?
Jestem dla niego przede wszystkim tatą, ale jeśli zajdzie potrzeba bycia wymagającym trenerem, zawsze będę służyć radą. Syn niespełna trzy lata temu rozpoczął treningi siatkarskie. Jako że z wiadomych względów był prawie wychowany na siatkarskim boisku, bardzo łatwo wszedł w świat sportu. Już pojawiają się u niego pierwsze małe sukcesy i chwile radości. Uważam też, że przeznaczona jest dla niego droga rozgrywającego. Na dziś podąża nią w zdecydowany sposób.

A jak wygląda pańskie życie sportowe po zakończeniu siatkarskiej kariery?
Jestem typem osoby, która zawsze musi coś robić. Nie wyobrażam sobie tygodnia bez trzech-czterech treningów. Indywidualne zawody sportowe w triathlonie, biegach ultra czy kolarstwie górskim (MTB) traktuję jedynie jako cel, pod który układam swoje treningi. Nigdy nie brałem w nich udziału, aby ścigać się z konkurencją, tylko co najwyżej z samym sobą. Lubię przełamywać swoje wewnętrzne granice. Sprawia mi to wiele przyjemności i napędza do podtrzymywania różnych aktywności.

Dzień bez wysiłku fizycznego to zatem dla pana dzień stracony?
Po tylu latach w zawodowym sporcie moje ciało domaga się aktywności fizycznej praktycznie każdego dnia. Nie jest jednak tak, że trenuję codziennie. Staram się trzy lub cztery razy w tygodniu biegać po górach. Zazwyczaj czynię to na dystansie od 10 do 15 km, ale zdarzają się też długie wybiegania, pomiędzy 20 a 35km. W tym roku zaliczyłem swoje pierwsze 85km podczas Biegu Rzeźnika. Apetyty mam jednak większe i już trenuję pod kątem przyszłorocznych 100 km. W tym roku przebiegłem prawie 2000 km jedynie w Beskidach, przy łącznym wzniesieniu rzędu 75 km w pionie. Jak na amatora w świecie biegów ultra to chyba całkiem niezły wynik (uśmiech).

Jakie myśli przewijają się w pańskiej głowie podczas przemierzania tak długich dystansów?
Dla mnie, byłego zawodowego sportowca, a teraz człowieka pracującego na etacie i sportowca amatora, szczególnie ważny był i jest właśnie reset głowy. Ludzie często pytają mnie, jak mi się chce wstać przed pracą wcześnie rano i iść na trening. Albo jak mogę po całym dniu w pracy wrócić do domu, ubrać dres i iść biegać po górach? Odpowiedź jest bardzo prosta. Gdy odpoczywa głowa, zmęczenie fizyczne jest dla mnie bez znaczenia. Męcząc się fizycznie, daję swojej głowie czas na odpoczynek, czas na wolność od zmartwień i problemów. Dostarczam mózgowi duże ilości tlenu, co zapewnia komórkom mózgu dopływ określonych związków chemicznych, które są swoistym paliwem ułatwiającym przetwarzanie oraz zapamiętywanie informacji.

Przy tak aktywnym trybie życia, prawdziwą katorgę musiała chyba stanowić dla pana niedawna walka z koronawirusem.
Pierwsze dni choroby niestety nie pozwoliły mi kontynuować normalnych treningów. Olbrzymie osłabienie oraz ból pleców przykuły mnie do łóżka na niemal tydzień. Pomimo olbrzymiego zapału i chęci podjęcia próby domowego treningu, zwyciężył zdrowy rozsądek. Nie zmienia to jednak faktu, że przez pierwszych sześć dni choroby moje treningi cały czas się odbywały, lecz w nieco innej formie. Ten czas przeznaczyłem bowiem na pracę nad głową. Bardzo często podczas swojej sportowej kariery łączyłem trening fizyczny z elementami pracy nad sferą mentalną. Wizualizacja oraz afirmacja to coś, co potrafię robić dobrze i czego uczyłem się przez wiele lat. Są to procesy, które pomagały mi stawać się lepszym sportowcem, a także pozwalały podnosić się w trudnych momentach. Nie mogło być inaczej w tym konkretnym przypadku walki z wirusem, wiążącym się z przymusową kwarantanną. Kiedy po około dziesięciu dniach mój organizm poradził sobie z chorobą, rozpocząłem bardzo spokojnie treningi domowe. Dopiero 18. dnia zdecydowałem się stanąć na bieżnię mechaniczną i truchtając zaliczyć 6 km. Krok po kroku zamierzam wrócić do wysokiej formy, obserwując swoje ciało oraz jego reakcje w czasie zwiększania obciążeń treningowych.

Kiedy na dobre zajął się pan zgłębianiem pojęcia „motywacja”?
Już od wielu lat poszerzam swoją wiedzę w zakresie psychologii w sporcie oraz samej motywacji, która w dzisiejszych czasach staje się niezbędnym narzędziem do skutecznego działania w każdej dziedzinie życia. Sport był dla mnie wspaniałym nauczycielem. Nauczył mnie wytrwałości, zaangażowania, budowania pozytywnych relacji, a także współpracy w zespole. Wszystko, czego nauczyłem się podczas swojej przygody na boisku, dziś staram się wykorzystywać na co dzień. Jeżeli przy tym staję się motywatorem dla innych osób, jest to dla mnie wielkie wyróżnienie. Swoją postawą staram się pokazać ludziom, jak można robić rzeczy wartościowe, wyśmienicie się przy tym bawiąc. Z siedzenia na kanapie po ciężkim dniu w pracy nic nie będzie. Nie szukajmy wymówek, tylko pracujmy nad sobą. Wykorzystujmy każdy dzień, aby stawać się lepszą wersją siebie, robiąc to z wielkim uśmiechem na twarzy.

Na co dzień jest pan teraz zatrudniony w Niepublicznej Szkole Podstawowej Jonatan. Czym dokładnie się pan tam zajmuje?
Jeszcze podczas gry w BBTS-ie Bielsko-Biała rozpocząłem swoje studia na kierunku pedagogika wczesnoszkolna z neurodydaktyką. Następnie były kolejne kierunki – autyzm oraz zarządzanie placówkami oświatowymi. Zawsze chciałem pracować z dzieciakami, ale że odnajdę się w pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu, tego nie mogłem przewidzieć. Dziś mija pięć lat, od kiedy przekroczyłem próg szkoły i uważam, że była to najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Każdy dzień w klasie lekcyjnej daje mi wiele satysfakcji i przynosi dużo nowych doświadczeń. Staramy się budować najlepsze miejsce dla uczniów, w tym także dla dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Tworzymy indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne bazujące na własnych doświadczeniach. Cały czas rozszerzamy naszą ofertę terapeutyczną oraz liczbę zajęć dodatkowych. Organizujemy dużo wydarzeń poza murami szkoły, dając tym samym naszej szkolnej społeczności możliwość integracji ze społecznością lokalną.

Jakie ma pan plany życiowe na najbliższe miesiące?
Dla mnie najważniejsze jest, aby żyć aktywnie zarówno na polu zawodowym- w pracy z dzieciakami niepełnosprawnymi oraz podczas swoich indywidualnych zajęć sportowych. Staram się tworzyć swego rodzaju zdrowy balans między pracą, rodziną a swoimi pasjami tak, aby każdy miał mnie tyle, ile mieć powinien. Próbuję przy tym zarażać pozytywnym nastawieniem oraz swoim szerokim uśmiechem. Moim sportowym marzeniem jest mieć możliwość bycia aktywnym sportowcem-amatorem przez długie lata, bez zbędnego napinania na wybrane cele czy też indywidualne wyniki sportowe. Zawsze staram się ustalać priorytety działań dla każdej sfery życia. Nie oznacza to, że nie reaguję na codzienne wydarzenia, które niejednokrotnie zmuszają mnie do ich zmiany na inne. Rzetelna analiza problemu oraz umiejętność ustalenia nowych priorytetów w trudnym momencie pozwala mi zawsze znajdować nową, właściwą, a co najważniejsze realną do zrealizowania strategię pracy nad sobą oraz swoją sportową formą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska