Grzegorz Pilarz - w Zaksie jest najdłużej

Archiwum prywatne
W rodzinnej Bielsko-Białej na Grzegorza czeka żona Kasia, 5-letni Piotruś i 6-miesięczna Marta.
W rodzinnej Bielsko-Białej na Grzegorza czeka żona Kasia, 5-letni Piotruś i 6-miesięczna Marta. Archiwum prywatne
Grzegorz Pilarz spośród wszystkich graczy Zaksy w klubie jest najdłużej. Na rowerze chce przejechać maraton. A na korcie pokonuje żonę tylko w długich meczach.

Trafił do Kędzierzyna 5 lat temu, a wiosną podpisał kolejny 2-letni kontrakt.

- Niedługo będę najbardziej zasłużonym graczem klubu - śmieje się popularny “Pilu". - Przychodząc do Kędzierzyna w życiu bym nie powiedział, że spędzę tutaj pięć lat. Jako trzeci reprezentacyjny rozgrywający miałem być pierwszym rozgrywającym w klubie. Niestety, los poukładał to inaczej, a poważna kontuzja pleców wyhamowała karierę. Klub sprowadził Łukasza Żygadłę, potem Michała Masnego, teraz jest Paweł Zagumny. To klasowi zawodnicy i choć się starałem, oni wychodzili w pierwszym składzie. Jednak cieszę się, że choć niewiele gram, jestem tak długo w klubie, który z roku na rok się zmienia, robiąc kolosalne postępy.
ciągle za kółkiem.

Mąż i ojciec dwójki dzieci: - Mam wspaniałą żonę Kasię i tak jak sobie wymarzyliśmy dwójkę dzieci. Piotruś ma pięć lat, a Marta sześć miesięcy. Staramy się jak najwięcej ze sobą przebywać.

A to wymaga poświęcenia, bo żona z dziećmi mieszkają w rodzinnej Bielsko-Białej.

- Przez pierwsze dwa sezony mieszkaliśmy w trójkę w Kędzierzynie-Koźlu - wyjaśnia Pilarz. - Natomiast od trzeciego roku Piotruś poszedł do przedszkola. Nie chcieliśmy, by co roku zmieniał otoczenie i od nowa się aklimatyzował, dlatego żona wróciła do Bielska. Wtedy nie mogliśmy wiedzieć, że mój pobyt w Kędzierzynie się wydłuży. Na szczęście Bielsko jest blisko, żona z dziećmi często mnie odwiedzają, ja dwa-trzy razy w tygodniu staram się jechać do nich.

- To jego zawód i doskonale rozumiemy, że tak musi być - podkreśla Katarzyna Pilarz. - Na przykład przedstawiciele handlowi są po kilka dni poza domem, a Grzesiek każde wolne pół dnia wykorzystuje na to, by być z nami. Piotrek jest za nim stęskniony i czeka na tatę. A Grzesiek mimo zmęczenia wspaniale się z nim bawi.

Oboje są zauroczeni Bielskiem i tam na pewno zostaną, kiedy siatkarz zakończy sportową karierę.

- Nawet nie dopuszczamy myśli, że moglibyśmy na stałe mieszkać poza Bielskiem - deklaruje zawodnik. - To nasze rodzinne miasto i przede wszystkim wspaniałe miejsce, przepięknie położone w górach. A my kochamy góry.

Grzegorz Pilarz jest zakochany w górach, uwielbia wycieczki i przede wszystkim pobyt na świeżym powietrzu. Z tym związane są też jego dwie wielkie pasje: wędkarstwo i rower górski.
- W wędkarstwie pierwsze kroki stawiałem z bratem w dzieciństwie, spędzając czas na jeziorem czy rzeką. Teraz jeśli czas pozwala to staram się jechać na jakieś zagraniczne łowiska. Rowerem górskim zaraziłem się trzy lata temu. A że Bielsko jest super położone w górach, to mam dodatkowy bodziec, żeby się sprawdzać.
Ambicja sportowca sprawia, że “Pilu" dość wysoko zawiesza sobie poprzeczkę i marzy o wystartowaniu w cyklu bike maratonu.

- Bardzo mnie kusiło, żeby już w tym roku pojechać na taki etap do Ustronia - przyznaje zawodnik. - Jednak po namyśle stwierdziłem, że to jeszcze nie pora i czas. Wyścig odbywał się tydzień przed początkiem przygotowań do sezonu i uznałem, że nie warto ryzykować, bo mógłbym z gipsem przyjechać na pierwsze zajęcia do Kędzierzyna. Jestem dosyć ambitną osobą i w przyszłości te plany zrealizuję.

Najlepsze łowy są w Skandynawii

Z kolei wędkarstwo i przebywanie z naturą to wyjątkowa przyjemność oraz sposób na odpoczynek i odreagowanie po sezonie.

- Oczywiście bardzo lubię ryby, ale rzadko jem te złowione przez siebie - podkreśla zawodnik. - Prawie wszystkie wypuszczam do jeziora czy rzeki. Jeśli mam czas, to lubię pojechać na akweny w Szwecji, Norwegii, Hiszpanii. Tam mam możliwość spróbowania swych sił w łowieniu dużych ryb. Polsce daleko do takich łowisk i takich ryb, jakie są w innych krajach. U nas co się złowi, zazwyczaj zabiera się ze sobą. W Skandynawii tak się nie robi, dlatego ich wody są przepełnione rybami. Tam łowienie jest przyjemnością. A ja przy moim hobby staram się przede wszystkim odpoczywać i zrelaksować. Bo sezon to ciężki okres dziewięciu miesięcy psychicznych zmagań ze sobą, kibicami, zarządem, trenerem. Kolejne trzy miesiące muszą wystarczyć na naładowanie akumulatorów i wyczyszczenie głowy ze wszystkich myśli po poprzednim sezonie.

- To jego pasja i nie przeszkadza mi, że po sezonie jedzie na kilka dni na zagraniczne łowiska - zaznacza żona siatkarza. - Takie wyjazdy zdarzają się mu raz w roku, podczas wakacji. W sezonie, kiedy jest na miejscu, to często wybieramy się nad jeziora razem.

Rozgrywający Zaksy odżegnuje się od tematu trofeów, czy rozmiarów wyciągniętych ryb.

- Nigdy nie rozumiałem opowieści ludzi, którzy się przechwalają rzeczami jakich nie dokonali i często nie umieją się przyznać do porażki - wyjaśnia. - Nigdy tak nie robiłem. Rok temu pojechaliśmy z bratem do Hiszpanii. Na przygotowania poświęciliśmy dużo czasu i pieniędzy, a ja na całym wyjeździe złowiłem dwie ryby. Oczywiście były to dwumetrowe sumy, których w Polsce trudno byłoby złowić i mam z tego satysfakcję. Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że złowiłem tam jeszcze 30 innych sumów, ale tak nie robię. Nie będę opowiadał niestworzonych rzeczy i przyznaję się do swojej porażki. Podobna mi się przytrafiła podczas wyjazdu do Szwecji. Wszyscy opowiadali, że łowi się tam po 300-400 szczupaków i sandaczy w ciągu 7-dniowego pobytu. My wyłowiliśmy po 30 sztuk. Ale byliśmy szczęśliwi, że tego dokonaliśmy. To moje hobby, temu poświęcam wolny czas, a na realizację marzeń przyjdzie czas. Bo wędkarstwo potrzebuje czasu.

Wakacje na bezludziu

Żona akceptuje hobby siatkarza i sama też uwielbia aktywnie spędzać czas.

- Jest zakochana w polskim morzu, dlatego w wakacje regularnie odwiedzamy nadmorskie polskie miasta, a nawet wioski - mówi rozgrywający Zaksy. - Czym mniej ludzi, tym dla nas lepiej. Szukamy miejscowości, których nie ma na mapie. Poza wakacjami w wolnym czasie staramy się być na świeżym powietrzu. W Kędzierzynie fajnymi miejscami są parki i Jezioro Dębowa. To miejsce często odwiedzamy.

Pani Kasia jest wysportowaną osobą. W dzieciństwie grała w tenisa ziemnego, teraz stawia na rekreację.
- Mój tato jest po AWF-ie i sport w naszym domu był rzeczą naturalną - opowiada żona naszego rozgrywającego. - Zaszczepił we mnie bakcyla do tenisa. W skrzatach i grupach młodzieżowych odnosiłam nawet sukcesy, byłam w reprezentacji. Teraz grywam amatorsko, czasem z Grzegorzem.

Wynik jest uzależniony od długości meczu: - Jednego seta zawsze z nim wygram. Ale Grzesiek jest ambitny, więc zawsze chce grać do dwóch wgranych setów, a ja kondycyjnie nie mam z nim szans.

Oboje w przyszłości chcą realizować swoje sportowe pasje.

- Zdobywam uprawnienia instruktorskie i w kiedyś chciałabym prowadzić zajęcia tenisa ziemnego dla maluszków - wyznaje Kasia. Grzesiek też nie wyklucza, że w przyszłości będzie szkolił młodzież, a może i zespoły ligowe.
- Zawsze zarzekałem się, że nie będę trenerem, bo to wiąże się z wyjazdami i rozbratem z rodzina - zaznacza siatkarz. - Natomiast z biegiem czasu coraz bardziej zastanawiam się, jakim bym był trenerem i czy poradziłbym sobie z prowadzeniem zespołu. Zrobiłem kurs instruktora piłki siatkowej, więc papiery do prowadzenia zespołu mam. Jednak na razie moje problemy z plecami minęły, jestem pozytywnie nastawiony i zamierzam jeszcze kilka lat pograć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska