Gwałty, zabójstwa, rabunek. Armia Czerwona jak najeźdźca

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Rok 1945. Armia radziecka wkracza do Nysy.
Rok 1945. Armia radziecka wkracza do Nysy.
Jeszcze po zakończeniu II wojny światowej Armia Czerwona zachowywała się u nas jak najeźdźca. Nie bacząc, że Polska to jej sojusznik.

1 września 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła do budynku liceum państwowego w Paczkowie. Konkretnie wkroczył lejtnant Mołczanow w towarzystwie kilku uzbrojonych żołnierzy i niemieckich robotników. Zignorował napisy na murach, że budynek jest w zarządzie polskich władz. Poszedł prosto do gabinetu fizycznego i otworzył go przywiezionymi ze sobą kluczami.

- Przedstawiłem się jako dyrektor szkoły i poprosiłem o okazanie dokumentów, uprawniających do takiej akcji - pisał potem do kuratorium dyrektor szkoły Franciszek Nieć. - Odpowiedział, że posiada w tej sprawie pismo marszałka Rokossowskiego, ale nie dał mi go do przeczytania, a jedynie okazał niebieską kopertę z adresem rosyjskim.

Nie przejmując się dyrektorem, czerwonoarmiści zaczęli pakować pomoce szkolne z gabinetów fizycznych, chemicznych i biologicznych, w tym dwa kosztowne aparaty do wyświetlania przeźroczy i szkolnych filmów. Dyrektor pobiegł alarmować polskie władze. Do Paczkowa przyjechał starosta nyski. Telefonicznie ustalił z przełożonymi lejtnanta, że pomoce szkolne mają zostać. Na miejsce sprowadzono patrol polskiej milicji, który rozbił posterunek przed szkołą. Rosjanie w środku nie przejęli się jednak obecnością milicjantów i ładowali dalej. Wobec ostrej postawy Polaków lejtnant Mołczanow pojechał do Katowic i wrócił z listem, napisanym odręcznie przez wojewodę Aleksandra Zawadzkiego. - Nie zgadzam się z zabieraniem czegokolwiek ze szkół na terenie Polski. Lecz nie należy doprowadzić do starcia zbrojnego. Ustąpić przed siłą.

Drugiego września pod szkołę podjechała ciężarówka, na którą załadowano 80 paczek z pomocami naukowymi do fizyki. Dyrektorowi nie wystawiono żadnego pokwitowania. Nie powiedziano, gdzie ciężarówka zawozi ładunek. Dwa dni później w okradzionym budynku zaczął się nowy rok szkolny. Akcja wywózki trwała jednak jeszcze kilka dni i kolejne ciężarówki zabrały z Paczkowa 60 dużych pak ze zbiorami do nauki chemii i biologii. Rosjanie rozmontowali nawet szafy z pięciu pracowni naukowych.

Odwrócenie sojuszy
Przez południową Opolszczyznę front wojenny przetoczył się w marcu 1945 roku i zatrzymał się na południe od Nysy. Armia Czerwona pomaszerowała na Berlin. Podgórskie tereny z Głuchołazami i Paczkowem zajęto dopiero po kapitulacji Niemiec 9 maja, dlatego Przedgórze Sudeckie nie ucierpiało od strat wojennych. Stały tu obsiane pola i puste domy pełne mienia. Polska administracja i milicja, przysłane przez wojewodę śląsko-dąbrowskiego, dotarła do miast powiatowych 9 maja i nieco później. Pierwsi polscy repatrianci ze Wschodu zaczęli przyjeżdżać w czerwcu. Część z nich trafiła do gospodarstw zajętych jeszcze przez Niemców, wysiedlanych stąd sukcesywnie do połowy 1946 roku. Polskie wojsko dopiero w lipcu 1945 roku wróciło z frontu i zajęło rejony przy granicy z Czechosłowacją. Prawdziwym gospodarzem tych terenów, przynajmniej do lata 45, były tu oddziały radzieckie. Miejscowi dowódcy wojenni zachowywali się jak watażkowie, którzy nie uznają nad sobą zwierzchnictwa. Kwestionowali nawet przynależność tych ziem do Polski. W sporach wspierali dotychczasowego wroga - Niemców.

Kierownik nyskiego Domu Kultury Wincenty Puzio w raporcie z 2 sierpnia 1945 r. opisał, jak kilku żołnierzy radzieckich z lejtnantem przez okno wdarło się na teren jego budynku. Zabrali obrazy i inne cenne przedmioty. Nie zważając na pracujący w pracowni malarskiej polski personel, zalali czarną farbą polskie godło, zabryzgali przygotowywane tabliczki z polskimi napisami ulic i szyldami.
- Złorzeczyli Polakom, klęli na nich - jeb waszego orła, kurwa wasza Polsza - donosił kierownik Puzio. - Oświadczyli, że tu nie ma i nie będzie żadnej Polski, że tu będą Niemcy i Rosjanie.

- Zwracanie się Niemców do żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej o ochronę przed Polakami jest notorycznym faktem - pisał w sierpniu 1945 roku starosta prudnicki. - Często żołnierze Armii Czerwonej swoim postępowaniem ośmielają Niemców do wystąpień przeciwko władzom polskim. Na przykład w Niemysłowicach żołnierz sowiecki razem z Niemcem pobili żołnierza polskiego. Stosunek ludności polskiej do Armii Czerwonej jest nieprzychylny. Winę za to ponoszą wyłącznie żołnierze Armii Czerwonej, którzy nie zachowują się jak przystało na żołnierzy armii sprzymierzonej.

Codzienne meldunki donoszą o wypadkach rabowania bydła, inwentarza martwego, o obrabowaniu mieszkań, gwałceniu kobiet. W jednym przypadku zgwałcona została kobieta ponad 60-letnia. W innym - dziewczynka, lat 15.

W Paczkowie w maju 1945 roku komenda radziecka wybrała sobie spośród miejscowych Niemców osobnego starostę, niezależnie od działającego w mieście polskiego burmistrza. Polską administrację najbardziej bulwersowało przekazywanie staroście niemieckiemu nadwyżek żywności, której w mieście bardzo brakowało.

W lipcu radziecki lejtnant zebrał paczkowskich Niemców i oświadczył im, że miejscowe szkoły będą prowadzone tylko w języku niemieckim. Niemiecka ma być też cała administracja i urzędy, poza polskim burmistrzem. Zablokował jednocześnie zarządzenie burmistrza Marca o zdejmowaniu niemieckojęzycznych napisów z miejsc publicznych.

- Poniżył polski urząd pocztowy - skarżył się burmistrz. - Znieważył naczelnika poczty w obecności Niemców, powiedział, że każe go zamknąć za to, że kazał Niemcom adresy pisać w języku łacińskim (pisali gotykiem). Prosimy władze wyższe o natychmiastową interwencję, bo my tutaj nie jesteśmy żadną władzą polską, tylko marionetkami niemieckimi.

Strefa bezsilności
W Sławniowicach koło Głuchołaz Rosjanie nakazali polskiemu sołtysowi przygotować dla nich: 6 krów, 2 tys. jaj, 200 kilogramów masła i 20 worków owsa. Kiedy tego nie zrobił na czas, aresztowano go. Zwolniono dopiero po interwencji komendanta miejscowej milicji. W Paczkowie radziecki komendant wojenny wprowadził wobec polskiej Milicji Obywatelskiej zakaz poruszania się po terenie. Milicjanci meldowali jednak do centrali: - Z mieszkań wywożą Rosjanie wszystkie meble, fortepiany.

Praca polskiej administracji w terenie była bardzo niebezpieczna. 7 lipca radziecki patrol okradł dyrektora szkoły w Nysie Bolesława Maciejewskiego, który objeżdżał szkoły na terenie powiatu. Zabrali mu całą gotówkę, zegarek, zapalniczkę, pudełko na tytoń. Kiedy im pokazał swoje polskie upoważnienia, wyśmiali go, mówiąc, że to żadna bumaga, bo nie ma pieczątek radzieckiej komendantury i nadaje się tylko do podtarcia…

W lipcu 1945 roku, po pojawieniu się na miejscu większych sił polskiego wojska, zdarzały się konflikty na granicy starć zbrojnych. W jednej z wiosek koło Otmuchowa po kolejnym rabunku radzieckich żołnierzy zameldowano do starosty:
- Sowiecki milicjant oświadczył nam, że Polacy nie mają nic do powiedzenia i że w wypadku udania się do polskiego wojska po pomoc, będzie nas rozstrzeliwał. Przykładając niektórym polskim osadnikom automat do głowy, pokazywał plastycznie, jak to będzie wyglądać.
Miejscowi się poddali, ale kiedy na miejscu został tylko jeden Rosjanin, poprosili o pomoc polski oddział. Polscy żołnierze w odwecie pobili Rosjanina. W efekcie - aresztowano dwóch polskich żołnierzy i jednego osadnika.

W Nowakach pod Nysą przepędzeni przez milicjantów Rosjanie wrócili nocą po fortepian i oświadczyli chłopom, że będą strzelać, jak ktoś im przeszkodzi. W Nysie ostrzelano z broni maszynowej restaurację, kiedy kelnerka poprosiła Rosjan o uregulowanie rachunku za posiłek z wódką. Jedną z nielicznych udanych akcji polskiej milicji i wojska było zatrzymanie w Przełęku dwóch Rosjan, którzy bryczką konną jechali kompletnie pijani z Głuchołaz do Nysy i strzelali do ludzi. W Nowym Świętowie postrzelili ciężko dwie przypadkowe kobiety. Polacy dopadli ich, gdy zatrzymali się na popas i w przydrożnym rowie opróżniali kolejne butelki.

Radzieckie oddziały opuściły Nysę i Prudnik w połowie grudnia 1945 roku. Zostały tylko luźne grupy maruderów, dopuszczające się zwykłego rabunku jeszcze do zimy 1946. Ale i oni w końcu odeszli, pozostawiając zdemolowane domostwa.

- W wielu domach pozostawiono na środku pokoju kupy ludzkich odchodów. - zapisał pracownik magistratu w Nysie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska