Proszę sobie wyobrazić taką oto hipotetyczną sytuację z przeszłości. Jest sam środek stanu wojennego, w sklepach sucho, pusto i zimno, na półkach króluje ocet, ale cóż to za królestwo jego? Łatwo być królem na pustyni, łatwiej niż rakiem na bezrybiu...
A więc w delikatesach króluje ocet, a stoiska mięsne wyszczerzają na klientów kły, czyli haki. Te od wieszania na nich mięsiwa i kiełbas, okresowo nagie, bo cała produkcja poszła do zaprzyjaźnionych republik Związku Radzieckiego, a resztę wykupili bumelanci i spekulanci, te zakały socjalistycznego społeczeństwa. Wiszą te puste haki i pokazują nam faki...
I nagle objawia się ktoś, kto szumnie zapowiada wymianę tych haków we wszystkich sklepach Polski. Nowe haki mają być wygodniejsze od starych, z lepszego wytopione metalu, ostrzejsze, bardziej bezpieczne dla personelu, no i zaopatrzone w kilka higienicznych atestów. Ich zaprojektowanie powinno być powierzone najlepszym krajowym stylistom od sztuki użytkowej. Pomocą służyć im mogą (a nawet powinni) najznamienitsi specjaliści obozu socjalistycznego: inżynierowie z Węgier, Rumunii, Bułgarii i NRD.
Najpierw jednak w sprawie haków na mięso zostaną przeprowadzone szeroko zakrojone konsultacje społeczne. Na temat nowych haków rzeźniczych wypowiedzieć się mają koła gospodyń wiejskich, związki zawodowe sprzedawców, no i przede wszystkim podstawowe organizacje partyjne w zakładach spożywczych i gastronomicznych gospodarki uspołecznionej. Zalety haków przedstawią też media, z telewizją na czele - oczywiście, że państwową, bo wtedy była tylko państwowa.
Wymiana haków nastąpi sukcesywnie - obejmie najpierw województwo stołeczne, a potem regiony zamieszkane w większości przez klasę robotniczą, spragnioną wysokokalorycznego jadła. Skoro sobie ludziska nie mogą pojeść mięsiwa, to niech się przynajmniej pogapią na estetyczne haki. Ale to dopiero przyszłość, bo na razie projekty, konsultacje, koncepcje...
I oto wreszcie nadchodzi dzień, w którym naród może dostąpić zaszczytu obejrzenia wzorcowego haka na mięso. Prezydialny stół, na nim sukno, a na suknie - hak. Przed hakiem płaszczą się fotoreporterzy i operatorzy kamer. Szum migawek taki, jakby klucz pijanych gęsi uciekał przed pożarem. Ten i ów dziennikarz w zawodowym zapale podsuwa pod hak wysięgnik z mikrofonem. Zgiełk. Rwetes. Medialna orgietka...
Wizją tą dzielę się z Państwem, gdyż jej doznałem, a miało to miejsce kilka dni temu, po tym kiedy media z wielkim hukiem pokazały narodowi nowego szefa Narodowego Funduszu Zdrowia. Było tak samo: prezydialny stół, na nim sukno, a na suknie łokcie nowego szefa. Przed stołem fotoreporterzy i reporterzy. Szum, jakby klucz pijanych gęsi itd. Zgiełk. Rwetes. Medialna orgietka...
Nigdy nie mogłem pojąć, jak łatwo podniecają się moi koledzy po fachu. Ja nawet nie pamiętam, jak facet się nazywa. Mógłbym to sprawdzić, ale nie chce mi się wstawać od biurka. A nie chce mi się wstawać, gdyż nowy szef NFZ to dla mnie taki właśnie hak mięsny z okresu głębokiej komuny. Hak, na którym i tak nie ma czego powiesić. Hak, który choćby i najmocniej polerowany, i tak pozostanie symbolem niewydolnego systemu. Hak, który sam z siebie nie obwiesi się kiełbasą, bo po pierwsze nie ma takiej mocy, a po drugie - kiełbasę ukradł przed wyborami SLD.
Współczuję tym moim kolegom, których zmuszono do pasjonowania się osobą nowego szefa NFZ. A jeszcze bardziej współczuję tym, którzy pasjonują się nim sami z siebie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?