Harmonijka na wszelki wypadek

Klaudia Bochenek
- Stoję przed szkołą od 11.00 - wyjaśnia Maria Padamczyk, która na egzamin maturalny swojej wnuczki przyjechała z Bielic.

O godzinie 12.00 większość maturzystów ślęczy jeszcze nad egzaminem z języka polskiego. Kilku z nich jest już jednak po wszystkim i z wyraźną ulgą zastanawia się, co teraz będzie robić: - Uczyć się nie ma sensu, więc najprawdopodobniej pójdziemy się gdzieś wyluzować - mówi Łukasz. - Najlepiej do pubu na piwo, oczywiście bezalkoholowe - żartują chłopcy i gromkimi brawami witają kolegę, jakby co najmniej udało mu się wyrwać z sali tortur. - Na który temat pisałeś? - pada obowiązkowe pytanie. - Jasne, że na drugi.
Spośród pięciu możliwych do wyboru tematów właśnie drugi cieszył się wśród maturzystów największym uznaniem. - Do niego można było wszystko wcisnąć - tłumaczy swój wybór Marcin. Widać, że mimo wciąż podniesionego poziomu adrenaliny chłopcy są w gruncie rzeczy zadowoleni z napisanych przez siebie prac i narzekają tylko, że za bułki z serem, pomidorem, rzodkiewką, ogórkiem i szczypiorkiem oraz butelkę napoju musieli zapłacić po trzydzieści złotych.

Z pewną dozą nieśmiałości uczniowie opowiadają o sposobach przemycania i korzystania ze ściąg. Dopiero po zapewnieniach, że w żadnym wypadku nie padną ich personalia na łamach "NTO" uchylają rąbka tajemnicy. Nie wszyscy korzystali ze ściągawek, ale większość je miała: - Tak na wszelki wypadek - twierdzi jedna z tegorocznych maturzystek.
Z sali egzaminacyjnej wybiega zaaferowana dziewczyna: - Ściąga mi wyleciała, jak szłam z nauczycielką do ubikacji! - opowiada. - Ona ją podniosła i... kazała szybko schować, żeby nikt nie zauważył - dodaje, a grupka młodych ludzi wybucha gromkim śmiechem. Teraz już wszyscy pokazują, gdzie kto pochował swoje "pomoce naukowe" i ile ich było.
Sposoby były różne: złożone w harmonijkę znalazły się w kieszeni, zwinięte w rulonik pod krótką spódniczką lub pocięte na kawałki w doszytych specjalnie na tę okazję schowkach wewnątrz męskich marynarek. Na telefon komórkowy nikt specjalnie nie liczył, ponieważ młodzież została wcześniej uświadomiona przez pedagogów, jakie mogą być konsekwencje jego posiadania na sali: - Powiedzieli, że jak kogoś złapią, to od razy wywalą z klasy - wyjaśnia Łukasz, ale stojąca nieopodal Ewelina zaraz dodaje, że komisja pilnująca porządku na sali dawała wszystkim ściągać i piszącymi się specjalnie nie zajmowała.
- Nikt w mojej szkole nie ściągał - cieszy się natomiast dyrektor "Carolinum", Jerzy Jałoszyński, który uważa, że tematy z języka polskiego były przygotowane tak, iż nikt nie był w stanie zrobić sobie dobrej ściągi. - Czasy ściągania przeszły już do historii - tłumaczy i zabiera się za segregację jeszcze "ciepłych" wypracowań.

Aby tradycji stało się zadość, obok ściągawek maturzyści zaopatrzyli się również w przynoszące szczęście gadżety. Marcin wyciąga porcelanowego słonia z podniesioną do góry trąbą, a Kasia pokazuje czterolistną koniczynę, ktoś inny pajaca, misia, a nawet różaniec. Standardem jest także czerwona bielizna, którą podobno należy założyć na drugą stronę. - Ja założyłam normalnie - trwoży się nie na żarty Ania, a Łukasz chwali się czerwonymi majtkami w białe kościotrupy.
Pod "Carolinum" coraz tłoczniej, ponieważ dobiega końca piąta i ostatnia godzina pisania. - Jutro to dopiero będzie masakra - obawia się Kasia, która jako przedmiot dodatkowy wybrała sobie biologię. Dyrektor Jałoszyński jest pewny, że jutrzejszy egzamin nie przysporzy uczniom większych problemów: - Pracowaliśmy sumiennie, zatem jestem o nich spokojny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska