Hazard po opolsku. Z jednorękimi bandytami przegrywamy co miesiąc od 5 do 10 milionów złotych

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
- Jak nie chcesz przegrać, to zajmuj maszynę stojącą tuż przy wejściu albo tuż przy barze - radzi Mariusz, gracz. - Taką, co najmocniej bajeruje kolorami i dźwiękami. Postawioną tam na wabia.

Dlaczego akurat tę przy barze lub wejściu? - To proste - mówi Mariusz. - Bo ta maszyna jest tak zaprogramowana, żeby zwracać w formie wygranej prawie wszystko, co się do niej wrzuci. Zawsze jest przy niej dużo ludzi, słychać pipkanie wygranej, brzęk bilonu. Krótko mówiąc, robi za reklamę...

No dobrze, to sposób na to, żeby nie przegrać. Ale na randkę z "jednorękim bandytą" przychodzi się przecież po to, żeby wygrać. Jak tego dokonać?

Mariusz: - Próba rozgryzienia tego zagadnienia zaprowadziła mnie na odwyk. Nie, nie na alkoholowy, że niby piłem z rozpaczy, ale na odwyk od hazardu. Przeputałem mieszkanie, samochód i swoje małżeństwo.

Wąs się trzęsie<
Razem z Mariuszem odwiedzamy kilka punktów, gdzie stoją automaty do hazardu. Wrzoski. "Bar" przy wylocie na Wrocław. Przy maszynie trzydziestokilkulatek. Gra, aż mu się wąsy trzęsą. Na stoliku piwo, paczka tanich fajek.

- To typowy "polski wąs" - tłumaczy Mariusz. - Mężczyzna w średnim wieku, ze średnią krajową i średnim wyglądem, czasem bezrobotny. Tacy najczęściej grają. Ukrywają przed rodziną część pensji, biorą drobne fuchy, żeby mieć na knajpę i maszyny. Co wygrają, to zaraz przegrywają albo wydają na piwo.

- Afera hazardowa? - zastanawia się "Wąs", gdy daje maszynie na moment odpocząć. - Po obu stronach są złodzieje. Biznes ma forsy jak lodu, a politycy chcą się do niej dobrać, tak było zawsze. Moja największa wygrana? Prawie cztery stówy za pół dnia.

Dębska Kuźnia. Bar "Pod Lipami". Pod ścianą dwie maszyny.

- A u nas przeważnie grają młodsi, dwudziestolatkowie. Jest taka stała grupa - mówią Iwona i Asia,
barmanki z baru w Dębskiej Kuźni.- Wieś jest rolnicza, tradycyjna, a rolnik nie będzie przecież grał na maszynie. Do gry garną się też małolaty, ale "Pod Lipami" mają na grę szlaban.

Jak podaje Tomasz Nowak, rzecznik Izby Celnej w Opolu, której podlega częściowy nadzór nad maszynowym hazardem, mieszkańcy naszego województwa zostawiają w automatach od 5 do 10 milionów złotych miesięcznie. A jesteśmy najmniejszym województwem w kraju. Jest się o co bić nie tylko na poziomie barów. Ustawę dotyczącą gier hazardowych w ciągu ostatnich siedemnastu lat zmieniano w Sejmie aż 21 razy.

Bez "elementów kryminalnych"

Gabinet inspektora Jerzego Matlaka, zastępcy szefa opolskiej policji do spraw kryminalnych.

- Problemy z "jednorękimi bandytami"? Zabrzmi to mało medialnie, ale od wielu lat nie ma u nas sygnałów, aby w tym temacie pojawiały się jakieś elementy kryminalne - mówi inspektor.

"Elementy kryminalne" to haracze, wymuszenia, najazdy, zastraszenia, szantaż, także nielegalna broń i narkotyki, które mogą się pojawić w okolicy maszyn. Powody spokoju są dwa. Po pierwsze przez ostatnie lata powsadzano po kolei do więzień wielu pretendentów do opolskiego bandyckiego tronu - od "Pinezy", przez "Paska" po "Siwego" i "Alka" z Głubczyc - a ci, których nie wsadzono, rozpierzchli się po świecie.

Po drugie - właściciele lokali nie boją się już bandytów tak jak kiedyś. - Gdy coś jest nie halo, dzwonią po policję i już - tłumaczy mi to policjant z sekcji kryminalnej.

Owszem, maszyny hazardowe zwabiły bandyterkę, ale byli to zwyczajni włamywacze, którzy nocą wdzierali się do barów i rozbijali maszyny, kradnąc z nich bilon. Ich grupa też została niedawno rozbita, choć - według Jerzego Matlaka - słowo "rozbita" jest chyba zbyt brawurowe w odniesieniu do takich złodziejskich pospolitaków.

Automaty hazardowe, zwane jednorękimi bandytami, stoją w naszym województwie w 6 salonach gier oraz w 750 tzw. punktach gier, czyli najczęściej w barach i pubach, choć ostatnio maszyny pojawiają się też w sklepach i punktach usługowych. W tzw. punktach mogą stać wyłącznie automaty o niskich wygranych - do 15 euro jednorazowo i najwyżej trzy w jednym punkcie. W salonach można wygrać więcej, nawet kilkanaście tysięcy złotych, a liczba automatów wynosi od 15 do 30.

Według szacunków Izby Celnej, na Opolszczyźnie stoi obecnie 2 tysiące "jednorękich bandytów", które należą do 22 firm. Ta opolska dywizja jednorękich - jak podała nam Agnieszka Jóźwin-Dałecka, rzecznik opolskiej skarbówki - odprowadziła w ubiegłym roku do kasy państwa 11 milionów podatku dochodowego.

CBŚ rekwiruje maszyny

- Sprawy, które się u nas przy okazji hazardu pojawiają, nie są zatem stricte kryminalne, lecz dotyczą raczej oszustw skarbowych i uderzają w system podatkowy - tłumaczy wicekomendant i przybliża rodzaje przekrętów.

Po pierwsze zdarza się, że właściciele automatów wstawiają do knajp maszyny nierejestrowane i wtedy nie muszą się dzielić dochodem z państwem. Czy wstawiają te maszyny - jak się słyszało jeszcze w latach 90. - wbrew woli knajpiarzy i za pośrednictwem żołnierzy gangów? "Dziennik-Gazeta Prawna" utrzymuje, że tak zarabia np. gang mokotowski.

- U nas jest inaczej i są to incydenty, a nie jakaś plaga. Barman o wszystkim wie od operatora i dostaje gratyfikację za cichą zgodę - wyjaśnia Jerzy Matlak.

- Są to bardzo rzadkie przypadki - potwierdza rzecznik opolskiej Izby Celnej.

Po drugie automaty mogą niektórym służyć jako pralki do pieniędzy. Ktoś, kto zarabia na prochach, kupuje sobie dom, a gdy stosowne służby pytają go, skąd miał na to forsę, on pokazuje kwity z salonów i mówi: wygrałem. To też jednak, zdaniem szefa opolskich kryminalnych, nie jest zjawiskiem na Opolszczyźnie masowym. Są jakieś sygnały, jakieś nikłe tropy.

Po trzecie w końcu - i tu rzecz nabiera rumieńców - operatorzy nielegalnie przerabiają automaty o niskich wygranych tak, aby pozwalały na prawdziwy hazard - bez żadnych ograniczeń. Wtedy wygrana nie wynosi już tylko 15 euro, ale może sięgnąć 20 tysięcy. Oczywiście, przy dużo większej stawce.

W marcu tego roku opolskie CBŚ zarekwirowało w salonach województwa około 20 automatów.
- Operację zrobiliśmy na wniosek jednej z prokuratur w Polsce - tłumaczy insp. Matlak. - Z tego, co wiem, akcja objęła cały kraj.

"Dziennik-Gazeta Prawna" ujawnił niedawno cel i efekt tej akcji. Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku kazała CBŚ zarekwirować w całym kraju 400 automatów, aby sprawdzić, jak wielka jest skala nielegalnych przeróbek. Właśnie podano efekt badań pierwszej partii 48 maszyn wylosowanych spośród tych 400. Wszystkie były przerobione. Skarb państwa ma tracić na tych przeróbkach miliard złotych rocznie. Gazeta nie podała, w jaki sposób i kto wyliczył tę kwotę.

Nie ma jednorękich

- Czy w tej partii 48 automatów były też wasze? - pytam szefa firmy Nowogames, jednego z potentatów w branży (produkuje w Korfantowie automaty do gry, nie chciał ujawniać nazwiska).
- Nam w ramach tej akcji CBŚ zarekwirowało do sprawdzenia sześć automatów, ale nie mogło ich być wśród tych 48 maszyn, bo nasze były nieprzerabiane.

Na rozmowę z prezesem Nowogames umawiam się w siedzibie firmy. Pieczołowicie odnowiony budynek po upadłej fabryce. Domofon, wysoka, rozsuwana brama, eleganckie choinki. Parking z okazami, że tylko cmokać. W biurze szefa wypełnionym stylizowanymi na antyk meblami - obraz batalistyczny. Wielka morska bitwa, płonący statek pęka na pół.

- To symbol tego, co się dzieje w naszej branży: non stop batalia - mówi właściciel obrazu, który w 2003 stał się sławny na całą Polskę po tym, jak detektyw Rutkowski zrobił najazd na stoisko jego firmy na branżowych targach w Hali Ludowej we Wrocławiu. Kominiarki, broń, kładzenie na ziemię.

Rutkowskiego wynajęli czescy potentaci hazardu, którzy zarzucali firmie z Korfantowa, że zmałpowała od nich oprogramowanie.

- To była hucpa i teraz Rutkowski musi nas przeprosić w prasie. O, tu jest odpis wyroku, proszę poczytać. Ale on ma to gdzieś...

W halach Nowogames mechanicy dłubią w brzuchach "jednorękich bandytów".
- Nie lubię tego określenia jednoręki bandyta - mówi syn właściciela Nowogames, sam prezes firmy Nowopol. - Bandyta... Bandyta... Źle się kojarzy. W Polsce nie ma jednorękich bandytów. Nie ma tych automatów z wajchą. Wcale. One były w Las Vegas i to dawno temu.
Na marginesie - "jednorękich bandytów" wprowadzono do kasyn w Vegas po to, aby żony i kochanki prawdziwych graczy nie nudziły się w oczekiwaniu na swych mężczyzn zajętych prawdziwym hazardem, to znaczy pokerem i ruletą.

- Tak, "jednoręki bandyta" źle się kojarzy, zwłaszcza teraz, gdy wybuchła ta afera - zgadza się jego ojciec. - Ja zawsze byłem dla władzy podejrzany. Gdy w stanie wojennym dmuchałem ryż, ktoś mnie podkablował milicji, że ja ten ryż mam bez kartek. Spekulant, poważna sprawa. Areszt. Owszem, miałem bez kartek. Bo mi go sprzedawały państwowe magazyny, gdzie zalegał tonami i durna władza nie wiedziała, komu go upchnąć. .

Grzech znać Rysia?

Nowogames ojca zajmuje się produkcją automatów do gry, a Nowopol syna jest ich operatorem, co oznacza, że je rozprowadza i zarządza nimi. Także za granicami Polski, m.in. w Rumunii. Panowie nie chcą wyjawić, ile mają automatów i jak wielka jest ich produkcja. Tajemnica handlowa. Mówią tylko, że jest tych automatów dużo.

- Czy znał pan Rysia? - pytam.
- Sobiesiaka? - upewnia się Ojciec. - Oczywiście, a czy to grzech? Czy on jest przestępcą czy biznesmenem. Co to za rewelacje z tymi rozmowami? To sprawa rozdęta przez służby i media. Bo z kim mają biznesmeni tacy jak my rozmawiać o swej krzywdzie, jak nie z szefem sejmowej komisji finansów, którym przypadkiem jest Chlebowski? Z biskupem? Z kapelanem sejmowym? A może z szefem KGB? Czy facet z naszej branży nie ma prawa rozmawiać z posłem?

- Na czym polega krzywda, o której mówicie?
- Ministerstwo Finansów obliczyło sobie, że może od nas, operatorów, ściągnąć dodatkowe 10 procent naszych przychodów i że da to w sumie 500 milionów złotych rocznie. Tyle że te 10 procent miało być nie od przychodu, ale od wpłat do automatów - tłumaczy Syn. - To potężne nieporozumienie, bo przecież od 80 do 90 procent tych wpłat maszyna zwraca graczowi w formie wygranej. Nie możemy się zgodzić na nierealne żądania. Tylko tyle chcieliśmy powiedzieć posłom.

O uzależnianiu od hazardu - co przy okazji afery zarzuca się operatorom automatów Ojciec mówi tak: - Wóda uzależnia w dużo większej skali, a nikt nie walczy z państwowym monopolem na jej produkcję.

30 dni - hulaj dusza!

Co jest zatem największą bolączką opolskich służb nadzorujących hazard?
Tomasz Nowak z Izby Celnej: - Możliwość prowadzenia na automatach o niskich wygranych gier o bardzo wysokie wygrane. Aby tego dokonać, trzeba maszynę przerobić.

Ale jak, skoro jest na niej plomba homologacyjna, zakładana przez jednostki dopuszczające automat do użytku, na przykład przez instytuty techniczne?

- Przepisy dopuszczają w razie awarii usunięcie plomby homologacyjnej i w jej miejsce nałożenie tzw. plomby serwisanta, którą do miesiąca należy wymienić na plombę homologacyjną - tłumaczy Nowak. - A zatem w niektórych przypadkach przez około 30 dni automat nie jest urzędowo zabezpieczony.

Te 30 dni to duża pokusa. Na miesiąc - przez zmianę programu - maszyna z automatu o niskich wygranych może stać się kurą znoszącą złote jaja. Potem homologacja i tak do następnej awarii, którą można przecież samemu spowodować...

A czy sam gracz może oszukać automat?

Mariusz, nałogowy hazardzista: - W maszynach starego typu, jak kto bystry, mógł zaobserwować błędy w oprogramowaniu i je wykorzystać dla siebie. Trzeba było badać kolejność wypadania symboli, rozkład wygranych i ich czasu. A potem wyciągać z tego wnioski. Ale... mój przykład pokazuje, że niekoniecznie musi być to skuteczne. No i maszyny coraz nowsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska