Hazard to często gra o najwyższą, życiową stawkę

Redakcja
Adam od dwóch miesięcy mieszka w Monarze. Próbuje odzwyczaić się od maszyn do gry.
Adam od dwóch miesięcy mieszka w Monarze. Próbuje odzwyczaić się od maszyn do gry. Ewa Bilicka
Nie wstają od komputera, nie wychodzą z kasyn czy barów. Zapominają o dzieciach. Bo liczy się tylko gra: w ruletkę, na maszynie, w karty. I nic ponadto.

Adam: Potrafiłem przez dwadzieścia godzin nie wychodzić z kasyna, od automatu odklejałem się tylko po to, by pójść do toalety.

Baśka: Gdy grałam, zapominałam nawet o córeczce czekającej na mnie w domu.
Czesiek: Przerżnąłem firmę transportową, dom.

Ośrodek Monaru w Zbicku pod Opolem powstał jako miejsce, w którym wyciąga się z uzależnień od narkotyków, ale czasy, gdy o szanse na życie walczyli tu tylko narkomani, już się skończyły. Rocznie z uzależnień od hazardu leczy się tu kilkanaście osób.

To ja mam dzieci?

Baśka wyszła stąd czysta ponad rok temu. Gdy trafiła, miała 23 lata. Zaczęła grać na automatach jako osiemnastolatka. Jej chłopak, złodziej i alfons z woj. śląskiego, zafundował jej pierwszy raz w kasynie, a potem kolejne. Grała, potem ćpała, znów grała. Gdy kończyła się kasa, Baśka szła do chłopaka po kolejną.

Urodziła dwoje dzieci - bliźniaki. Jakoś ani ona, ani ich ojciec nie mieli czasu się nimi zajmować.
- Nawet nie zauważyłam, jak raczkują, ani ich pierwszego roczku… Nie interesowało mnie, czy mówią "mama". Nie to było dla mnie ważne - wspomina. - Grałam na maszynach, które stały wszędzie: w barach, dyskotekach, w kasynach. Od razu zaczęłam przegrywać, ale nie robiło to na mnie wrażenia, nie odstraszyło. Kiedyś grałam tydzień z paroma krótkimi przerwami na sen - przegrałam ponad 30 tysięcy, potem tyle samo wygrałam, następnie znów przegrałam. Nie było problemu. Facet dawał kasę i nie miał żalu o przegraną, a mnie było wszystko jedno.

Straciła prawa rodzicielskie, dzieci wychowywane są przez ich babcię, czyli mamę Baśki. Gdy facet dziewczyny wylądował w więzieniu, jej mama zaopiekowała się też nią. Ale ta nadużyła jej zaufania: miała być z dzieciakami, tymczasem znikała na całe dnie: wychodziła z mieszkania niby na krótko - aby kupić pieluchy. Wracała na następny dzień albo po tygodniu. Spłukana.

- W końcu zostałam bezdomna, bez mamy i bez dzieci. Byłam na dnie. Wyglądałam tak, jak moje życie. W Monarze zaczęłam układać sobie wszystko od nowa. Widywać się z dziećmi i czerpać z tego radość. Teraz mam już pracę, jedziemy wszyscy: ja, mama i maluchy na wakacje na Mazury. Gdy widzę niewinny osiedlowy bar z automatem, nawet nie wchodzę - mówi.

I po mieszkaniu...

Adam ma niespełna 30 lat, od dwóch miesięcy mieszka w Monarze. Pierwszy raz zagrał na automacie siedem lat temu. - Siedziałem przy barze, sączyłem piwo i patrzyłem jak inni grają - mówi.

Spróbował, czy i on wygra coś na piwo, by postawić sobie i kolegom. Włożył do maszyny 10 złotych. I udało się! Wyciągnął 80 zł. Był królem wieczoru.

Miał wówczas fajną pracę, mieszkanie po mamie, dziewczynę, z którą planował założyć rodzinę. Z czasem dziewczyna stała się nieważna, mieszkanie zaczęło przypominać ruinę. Liczyły się maszyny, to, ile można z nich wyciągnąć.

Tylko o pracę Adam starał się jakoś dbać, nawet początkowo awansował, więc zarabiał coraz więcej. I coraz więcej przegrywał.
- Nikt w pracy nie zauważył, że mam problem z hazardem - opowiada. - Także brat i siostra nic nie wiedzieli. Tylko dziewczyna w którymś momencie postawiła warunek, że odejdzie, jeśli nie pójdę na odwyk.

Więc poszedł się leczyć do jednego z ośrodków na "czarnym" Śląsku, ale dziewczyna i tak odeszła. - Uciekłem z ośrodka i znów grałem - mówi. - Grałem już na okrągło. Wrzucałem coraz większe kwoty. Od czasu do czasu zdarzała się wygrana, ale to było złudne.
Adam niedawno (jest już na drugiej terapii odwykowej, tym razem w ośrodku w zbickim Monarze) podliczył, ile wygrał na maszynach w barach i w kasynach. Sporo - 30 tysięcy złotych.

Ile przegrał? - Ponad trzy razy więcej - mówi - 100 tysięcy złotych, lekko licząc.
- Zdarzało się, że w ten sam dzień, co dostałem wypłatę, przegrywałem ją w całości. Pożyczałem od innych, licząc, że jeszcze wygram. Potrafiłem przewalić i te pożyczone pieniądze. Kiedyś w weekend przegrałem trzy tysiące złotych. W poniedziałek znów poszedłem grać - mówi. - Siedziałem w kasynie dzień i noc. Odchodziłem od stolika tylko do toalety. Potem poszedłem do domu, aby się przebrać, i wracałem do kasyna. Na dzień i noc. Kłamałem w pracy, że muszę brać okazjonalny urlop. Zapożyczałem się u innych, brałem szybkie kredyty. W końcu tych długów zrobiło się tyle, że musiałem sprzedać mieszkanie, aby je uregulować.

Rodzeństwo się odwróciło, przestało utrzymywać z nim kontakt - zbyt często prosił ich o pomoc i równie często zawodził, nie spełniał obietnic, że znów spróbuje leczyć się z nałogu.

I po firmie...

Osamotniony został też Czesiek, kiedyś współwłaściciel firmy transportowej, odremontowanego i odziedziczonego po rodzicach domu, mąż, ojciec. - Schemat uzależnienia był taki sam jak u innych: najpierw z pozoru niewinne gry na automatach, raz wygrana, która łatwo przyszła. Potem kasyna, gra w ruletkę, w karty.

Firmą nikt się nie zajmował, pracownicy kantowali mnie, a ja popadałem w karciane długi. Aby zapomnieć o nich, piłem. Gdy trzeźwiałem - maszerowałem do lokalu z maszynami lub do kasyna. A jak w końcu kładłem się spać, to śniły mi się kręcące się ruletki, obrazki z jednorękiego bandyty - wspomina.

To, że żona wyprowadziła się z synem, zauważył po kilku dniach. Podczas rozwodu nie było już właściwie majątku do dzielenia - firma splajtowała, dom zajął bank.
Czesiek był na dwóch terapiach. Ostatnia - wydaje się - daje nadzieję, że nie wróci do dawnych uzależnień. Pracuje jako kierowca tira. Widuje się z dzieckiem raz w miesiącu.
- Tego, co straciłem, już nie odzyskam - mówi Czesiek. - Ważne, aby nie stracić jeszcze więcej.

To może dotknąć każdego

Uzależnienia behawioralne, czyli nie od substancji chemicznych, to coraz większy problem. Uzależnienie od hazardu jest jednym z poważniejszych. Według szacunków CBOS w Polsce jest obecnie milion osób uzależnionych od hazardu. Najczęściej ofiarami nałogu padają osoby młode i nie za bogate, które dzięki grom losowym chcą poprawić sytuację materialną rodziny. Niemal zawsze kończy się to tragicznie.

- Sytuacja stała się na tyle poważna, że Ministerstwo Zdrowia uruchomiło specjalne programy leczenie z uzależnienia od hazardu - mówi Roman Piniaś z ośrodka Monar w Zbicku. - My także prowadzimy takie terapie. Hazard to nie tylko kasyna i bary z maszynami typu jednoręki bandyta, które wciąż w Polsce funkcjonują. To także gry w sieci, na komputerach. To może być nawet uzależnienie od totolotka. Znam przypadek mężczyzny, który stracił majątek, inwestując w zakłady systemowe, które miały zwiększyć szanse wygranej kolejnych kumulacji.

Terapeutów nie dziwi, że uzależnienie od hazardu jest coraz poważniejszym zjawiskiem.
- To rys naszych czasów - mówi Piniaś. - Wokół pełno jest kolorowych dóbr materialnych: samochody, domy, luksusowe wczasy. Nic, tylko po nie sięgnąć. Tylko trzeba mieć pieniądze, a tych Polakom wciąż brakuje.

Z jednej więc strony hazard jest nadzieją na zdobycie "kasy", by korzystać z życia. Z drugiej - sposobem na zapomnienie o tym, że nie stać nas na te wszystkie luksusy.
Uzależnienia, także od hazardu, można dziedziczyć. Zdarza się, że ojciec grywa na maszynie, niby przypadkiem zaglądając do baru podczas spaceru z synem.

Syn je lody, pizzę i patrzy na to, co robi tata. Potem dostaje na komunię telefon komórkowy. I pierwsze, co robi, to instaluje aplikacje z grami typu: jednoręki bandyta czy ruletka…
- To jest podobnie jak z lekomanią - jeśli dziecko widzi, że babcia, mama czy inni najbliżsi z powodu najmniejszego bólu sięgają po proszki, to samo będzie szukać ukojenia w lekach i oczekiwać, że byle ból będzie niwelowany prochami. Podobnie jest z hazardem. Rodzice są wzorem i ich zachowania przechodzą na dzieci.

Osoba uzależniona od gier czy hazardu na komputerze nie chce się rozstawać z monitorem. Nie traktuje go jako narzędzia, tylko jako swe najbliższe środowisko.
- To środowisko zaspokaja wszelkie potrzeby: bliskości, akceptacji, bycia z innymi - mówi terapeuta. - Gdzieś tam, przy innym komputerze, jest drugi gracz, z którym nie należy tracić kontaktu.

Uzależnienie od hazardu dopada nie tylko młodych. Terapeuci znają uzależnionych od gier w sieci emerytów.
- To choroba, która dopada bez względu na pozycję społeczną i wiek. I jest coraz bardziej powszechna - mówi Piniaś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska