Zamek jest ogromny i nawet obrócony w ruinę stanowi wymowne świadectwo potęgi dynastii Wittelsbachów. Zbudowany z czerwonego piaskowca, wtopiony w zieleń otaczających go lasów, góruje nad położonym w dolinie Neckaru starym miastem i malowniczym mostem spinającym brzegi rzeki, stanowiąc jeden z najbardziej imponujących widoków, jakie można podziwiać w Niemczech. W plebiscycie TOP100 Niemieckiej Organizacji Turystycznej zajął 6. miejsce wśród atrakcji kraju.
700 lat jego historii widać jak na dłoni z brzegu Neckaru. Na szczęście do wznoszącego się na wysokości 70 metrów giganta nie trzeba się wspinać, jak robiły to szukające romantycznych dreszczy damy w krynolinach. Ponad sto lat temu zbudowano pierwszą kolejkę górską. Dziś nowoczesne wagoniki szybko pokonują stromiznę - cena przejazdu wliczona jest w koszt biletu do zamku - i już po chwili można podziwiać jego budowle.
Najpierw dla miejscowych elektorów w XIII wieku powstała tu twierdza z wieżami, kazamatami i fosą. Trzy stulecia później budowla obronna zaczęła przekształcać się w imponującą renesansową rezydencję. To był dar miłości księcia elektora Fryderyka V dla żony, nastoletniej Elżbiety - córki angielskiego króla, Jakuba I. Elżbieta przybyła do Heidelbergu w 1605 roku. Na jej przyjazd w ciągu jednej nocy postawiono imponujący, bogato zdobiony portal, przez który do dziś odwiedzający wchodzą na zamkowy teren. Miłosnym prezentem był również renesansowy Hortus Palatinus, jeden z najsłynniejszych (choć nie został ukończony) w tych czasach ogrodów w Europie, nazywany w XVII wieku „ósmym cudem świata”. Pozostałości ogrodu stanowiły wyjątkowe miejsce dla niemieckich romantyków. Odpoczywający w nim Goethe doznawał szczególnych przypływów twórczej weny. Nie tylko jego inspirowała malownicza okolica i bujna przeszłość. W Heidelbergu bywali chętnie Eichendorff, Hölderlin, Brentano i von Arnim, czyniąc z miasta stolicę niemieckiego romantyzmu. Układano o nim wiersze i piosenki. Starsi czytelnicy mogą jeszcze pamiętać szlagier Freda Raymonda „Zgubiłem swe serce w Heidelbergu”.

Zamek został zniszczony przez Francuzów pod koniec XVII w. podczas wojny palatynackiej, a kilkadziesiąt lat później tragicznego dzieła dokonał pożar powstały od uderzenia pioruna. Potężna rezydencja już nigdy nie wróciła do dawnego stanu. Jedne z najpotężniejszych i najbardziej malowniczych ruin w Europie stały się w XIX wieku symbolem niemieckiego romantyzmu. Jak magnes przyciągają one już od 200 lat wszystkich pragnących romantycznych uniesień.
- Urzeczony miastem i zamkiem był bawiący tu przejazdem po 80. urodzinach Goethego Adam Mickiewicz. Stało się to w trakcie jego wspólnej z przyjacielem, Antonim Edwardem Odyńcem, podróży po Europie - opowiada Gabriela Skolaut, polska przewodniczka, od wielu lat mieszkająca w Heidelbergu.
Zamkowe zakątki nieraz odwiedzał hrabia Zygmunt Krasiński. Kruchego zdrowia poeta ponad 30 razy przyjeżdżał tu na konsultacje do znakomitego chirurga i okulisty.
- Zatrzymywał się w hotelu „Pod Trzema Królami”, u podnóża szlaku wiodącego na zamek - mówi przewodniczka. W 1835 prywatny koncert dał tu Chopin, w podzięce doktorowi Cheliusowi za wyleczenie palca. Blisko sto lat później w hotelu nad zamkiem mieszkał Jarosław Iwaszkiewicz, który w październiku 1927 roku brał udział w czwartym kongresie Unii Intelektualnej – organizacji międzynarodowej, w której idea Europy jako wspólnoty kultury silnie splatała się z bieżącą polityką. Miasto oczarowało go natychmiast. Już w dniu przyjazdu Iwaszkiewicz pisał, że „jest to nieprawdopodobnie piękne, tak, że się nie chce wierzyć w rzeczywistość”. W „Książce moich wspomnień” zachwycał się: „Heidelberg jest najcieplejszym miastem Niemiec, otwartym już ku południowi, i w takie ciepłe jesienie jak ta, którą przeżyłem w «Schlosshotelu», wydaje się po prostu, że dolina zielonej rzeki otwiera się gdzieś wprost ku Italii i że ciepły powiew powietrza, który omywa rude stoki winnic, przychodzi wprost z oddechu antycznej bogini, która dyszy pełnymi piersiami gdzieś daleko, na niedostępnym Południu”.
Dla współczesnych turystów jedną z największych - i to dosłownie - atrakcji zamkowych jest Großes Fass - największa na świecie beczka na wino. Do jej budowy zużyto 130 pni dębowych. Powstał kolos mierzący 8 m długości, 7 m szerokości i mieszczący 221 726 litrów wina. Turyści chętnie wspinają się na umieszczony na jej szczycie taras, na którym kiedyś ustawiano biesiadne stoły i tańczono. Do dziś strażnikiem beczki jest figura Perkeo. Sprowadzony z Włoch przez księcia-elektora Karola Teodora karzeł zyskał swój przydomek od zawsze tej samej odpowiedzi na pytanie, czy napiłby się wina. „Perché no”? - Czemu nie? Podobno zmarł po tym, jak - zgodnie z zaleceniem medyka - wypił... szklankę wody.
Wylęgarnia noblistów
Schodząc z zamku, na starym mieście natychmiast poddajemy się niezwykłej akademickiej atmosferze Heidelbergu. W liczącym ok. 150 tysięcy mieszkańców mieście blisko 30 tys. stanowią studenci, z czego co piąty jest obcokrajowcem. Na Hauptstrasse, jednym z najdłuższych w Europie, bo liczącym milę deptaku, w październikowy wieczór 2015, częściej słychać angielski niż niemiecki. Podobnie, jak w przypominającym wielką stodołę Marstallhof, gdzie można zjeść dobry obiad za 4 euro, przygotować się do zajęć czy napisać na laptopie kawałek pracy semestralnej. W międzynarodowym towarzystwie nie dziwi widok osób z semestru 50 plus. To przecież jeden z najsłynniejszych uniwersytetów świata.
„Ruperto-Carola”, jak czule nazywają go studenci, jest najstarszą uczelnią w Niemczech. Uniwersytet w Heidelbergu powstał w 1386 roku. Jego drugim rektorem był Mateusz z Krakowa. Na czterech wydziałach kształcono elitę średniowiecznego świata: lekarzy, teologów, prawników i nauczycieli. Dziś do wyboru jest ponad 100 kierunków na 12 wydziałach.
W fundamentach najstarszej części uczelni znajdują się ruiny klasztoru Augustianów, w którym przebywał Marcin Luter po ogłoszeniu swych 95 tez w 1517 roku w Wittenberdze.
Od pokoleń Heidelberg przyciągał i kształcił najtęższe głowy. Kierunki intelektualnego rozwoju i miasta, i kraju wytyczali tacy uczeni jak: Max Weber, Sebastian Münster, Karl Jaspers, Georg Wilhelm Friedrich Hegel, który profesurę otrzymał tu w 1816 roku. Tu studiowała Hannah Arendt i Erich Fromm. Dyplom uczelni w Heidelbergu ma były kanclerz Niemiec Helmuth Kohl. W Heidelbergu studiował poeta Adam Asnyk (w czasie powstania styczniowego członek Rządu Narodowego), tu także obronił doktorat z filozofii.
Z uczelnią związanych jest 56 noblistów - 14 z nich było jej profesorami, a 12 studentami. I to nie z zamierzchłej przeszłości. W 2014 roku Nobla z chemii otrzymał Stefan W. Hell, a sześć lat wcześniej Harald zur Hausen z medycyny. O potędze uczelni stanowią właśnie nauki ścisłe i medycyna. W Heidelbergu znajdują się laboratoria biologii molekularnej, o których marzą uczeni z całej Europy. Słynne jest także Centrum Badań nad Rakiem.
Jednym z największych skarbów uniwersyteckiej biblioteki jest Kodeks Manesse (zwany też Wielkim śpiewnikiem heidelberskim) - najważniejszy zbiór średniowiecznej poezji niemieckiej, spisany na pergaminie i bogato zilustrowany w latach 1305–1340. Księga zawiera utwory 139 autorów i 137 przepięknych miniatur przedstawiających minnesingerów i ich herby. Bohaterem jednej z miniatur jest książę wrocławski Henryk IV Prawy w roli zwycięzcy turnieju rycerskiego odbierającego wieniec od damy.
Turyści rzadko księgę widują, ostatnio była pokazywana 4 lata temu na wystawie z okazji 625. rocznicy założenia uczelni. Wszyscy natomiast obowiązkowo odwiedzają rarytas innego rodzaju - Studentenkarzer na tyłach wspaniałej Wielkiej Auli. Kiedyś komórki do zamykania studentów rozrabiaków były na większości niemieckich uczelni, ale do dziś nie został po nich ślad. Studenckie więzienie w Heidelbergu jest wyjątkiem. Otwarto je w 1712 roku dla poskromienia szczególnie niesubordynowanych żaków. Można było do niego trafić za publiczne burdy, obrażanie profesorów, pijaństwo, pojedynkowanie się i „pędzenie świń ulicami miasta”. Karane było też pospolite uganianie się za babami, czyli wszystko, co mogło okazać się uciążliwe dla mieszkańców, a czym nie zajmowała się policja z racji autonomii uczelni. Do kozy można było trafić na dwa dni albo na cały miesiąc. Na noc, bo za dnia należało stawić się na zajęciach (dziś drzwi prowadzące z karceru do gmachu uniwersytetu są zamknięte). Radosny gwar, niekoniecznie świadczący o trzeźwości „osadzonych”, nieraz dawał się słyszeć na ulicy. W istocie skazanie na karcer stało się obowiązkowym rytuałem, o który studenci wręcz zabiegali, celowo popadając w kłopoty. A o tym, jak tam balowano i przyjmowano gości, świadczą nie zawsze cenzuralne napisy i rysunki pokrywające ściany oraz sufit studenckiego więzienia. Działalność tego szczególnego uniwersyteckiego miejsca zakończył wybuch I wojny światowej.
Studia w Niemczech. Na większość kierunków wystarczy się po prostu zapisać. O pomoc stypendialną należy zwrócić się do DAAD (Niemiecka Centrala Wymiany Akademickiej). Mogą się o nią ubiegać studenci wszystkich kierunków, którzy w chwili składania wniosku ukończyli przynajmniej pierwszy rok studiów. DAAD ma swoje przedstawicielstwo w Warszawie na ul. Czeskiej 24/2. Osoby, które chcą studiować w Niemczech i nie uczestniczą w żadnym programie stypendialnym, muszą mieć około 8000 euro na koncie. W ostatnich latach na niektórych uczelniach zostały wprowadzone opłaty dla wszystkich studiujących w wysokości 500 euro za semestr.
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.