Stąd też zimowych kąpieli przyjechał pozażywać nad nyskim jeziorem. W wykutej specjalnie do tego celu przerębli. Zobaczyć go można było z daleka, bo świecił - niespotykana o tej porze roku - golizną. No, niezupełnie, bo miał na sobie czapkę, rękawiczki, spodenki i buty.
- Nie zimno?
- Nie..., w Białej woda bieżąca i zimniejsza. A zresztą juz się trochę przyzwyczaiłem - stwierdził mors z Głuchołaz, dyskretnie szczękając zębami. Temperatura wody pod lodem - około 4 stopnie Celsjusza.
Morsowanie Dębicki trenuje już od dwóch miesięcy. Twierdzi, że najgorszy był jego pierwszy raz:
- Ale była jazda! Kolana, ręce - tak rwało wszystko - śmieje się. - Ale z każdym kolejnym wejściem jest coraz lepiej.
Początkujące morsy zanurzają się stopniowo - na jedna minutę, dwie, trzy. Pan Henryk doszedł już do ośmiu. Po tym czasie jego ciało wygląda jak podpieczone na ogniu - dotąd, dokąd się zanurzył, jest czerwony. Zimno robi się od samego patrzenia:
- Wbrew pozorom to wcale nie szkodzi zdrowiu. Wręcz przeciwnie - hartuje organizm - zapewnia śmiałek z Głuchołaz. - Przed rozpoczęciem kuracji miałem spore problemy z kolanem, a dziś już prawie nie boli.
I chociaż rodzina oraz znajomi pukają się z politowaniem w czoło, proponując zmienić lekarza, pan Henryk nie jest tak całkiem w tej swoim zimowym szaleństwie odosobniony. Na skraju przerębli siedzi zazwyczaj siostrzenica Magdalena Tokarczyk i mierzy wujkowi czas. Nie dość, że nie puka się w czoło, to jeszcze zapowiada: - Za rok sama spróbuję!
Czytaj e-wydanie NTO - > Kup online
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?