Herbert Czaja: "Rolnicy nie mają powodów do narzekania"

KRZYSZTOF OGIOLDA
Fot. Radosław Dimitrow
- Rekordów nie było, ale za nami bardzo dobre żniwa - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że efekt pracy rolnika zależy między innymi od pogody. W tym roku pomogła ona dobrym żniwom?
Dla części rolników z województwa opolskiego trudniejsza niż lato okazała się miniona wiosna. Przymrozki były na tyle silne, że nastąpiły wymarznięcia rzepaku. Ale nie dotknęło to na szczęście całego regionu. A i same przymrozki wyglądały początkowo dość groźnie, ale ostatecznie wyszło na to, że nie spowodowały na polach jakiejś kompletnej klapy. Choć z pewnością w tych miejscach, gdzie wystąpiły, plony z całą pewnością o jakieś dwadzieścia, trzydzieści procent spadły. Wszędzie tam, gdzie przymrozków nie było, plony rzepaku były bardzo przyzwoite.

Miarą tego, na ile zbiory są udane, są pewnie dla większości rolników zbiory zbóż.
Rolnicy praktycznie na całym obszarze województwa opolskiego mogą być zadowoleni. Chyba nawet Opolszczyzna była uprzywilejowana w stosunku do reszty Polski, bo u nas był to dobry rok, a pewnie nawet bardzo dobry, chociaż nie rekordowy. Dotyczy to praktycznie wszystkich zbóż. Także zbiorów jesiennych, które za chwilę nastąpią. W ubiegłym roku wielu rolników ucierpiało, bo zupełnie nie udała się kukurydza. Straty ponosili także uprawiający buraki. W tym roku kukurydza na zielonkę wygląda wspaniale. Jeśli chodzi o kukurydzę na ziarno – podobnie jak ze zbożami – rekordów się nie spodziewam, ale bardzo dobrych zbiorów zdecydowanie tak. Dotyczy to także roślin okopowych, czyli ziemniaków i buraków.

Od kilku dni rano temperatura z trudem dobija do ośmiu stopni i mocno pada deszcz. To już kukurydzy nie zaszkodzi?
Na pewno nie zaszkodzi kukurydzy na zieloną masę. Zaś w przypadku kukurydzy przeznaczonej na ziarno – przynajmniej w części odmian - nastąpi jeszcze tak zwane nalewanie ziarna. To oznacza, że przy dostępie wody plon rośnie. Oczywiście, gdyby co drugi dzień lub częściej padało, to może przeszkodzić przy zbiorze. Natomiast plonów ten deszcz nie obniży.

Wiele razy z ust rolników słyszałem po żniwach opinię, że mniejszą sztuką jest zasiać ziarno, a nawet zebrać plony niż je potem korzystnie sprzedać. Jak kształtują się – w pana opinii - w tym roku ceny skupu? Rolnicy muszą się obawiać, że skoro plony wysokie, to ceny będą spadać?
Mam poczucie, że także pod tym względem przeżywamy dobry rok. Ceny nie są pewnie rekordowe, ale przewidywania, że zbiory będą dobre, nie spowodowały jakichś drastycznych obniżek cen na zboża. Nie ma takich huśtawek, jakie w poprzednich latach się zdarzały, że raz płacono za tonę pszenicy 600-700 zł, a za chwilę 1200 zł, a za rok znowu spadek na 600. W tym roku jak ktoś miał pszenicę kontraktowaną, to sprzedał ją za 670, a nawet za 720 zł. Pozostali mogli uzyskać około 630-640 złotych za tonę.

Nie słyszałem, żeby ktoś miał problemy ze sprzedażą. Wygląda, że rynek skupu się stabilizuje

To jest przedział bezpieczny dla producentów?
Tak, dopiero poniżej 600 złotych zaczyna się zdzierstwo ze strony kupujących. Inne zboża uzyskują cenę poniżej 600 zł, zarówno jęczmień, jak i żyto. Ale trzymała się stawka wyraźnie powyżej 500 zł. To też jest przedział, który przy sprzyjających plonach – jakie były w tym roku – i przy nowoczesnych technologiach zapewnia rolnikom zysk. A skoro tak, to możemy także w przyszłość patrzeć optymistycznie. Jak były niskie plony i jednocześnie niskie ceny, takich nastrojów nie było. No i nie słyszałem, żeby ktoś miał trudności ze sprzedażą. Wygląda na to, że rynek skupu zbóż się stabilizuje.

Niezbyt dawno w nto rozmawialiśmy o obawach rolników przed zalewem zboża z Ukrainy. Skończyło się na strachu?
Przed żniwami próbowaliśmy nawet interweniować, bo dość duże ilości zbóż płynęły z Ukrainy za sprawą kontyngentu, który zwiększono dla tego kraju w Unii Europejskiej. To zboże było skierowane na Europę, ale zatrzymywało się przede wszystkim w Polsce. Każdy, kto sprzedaje, chce ponieść jak najniższe koszty i nie wozić swojego towaru daleko. Ale równocześnie nasze zboża były w czasie żniw wywożone do Francji, do Niemiec i do innych krajów Europy zachodniej. Portem, w którym przeładowuje się ogromne masy towarów, w tym zbóż, jest Rotterdam. Słowem, było groźnie. Izby rolnicze na wschodzie Polski alarmowały ministerstwo, by pilnować limitu narzuconego przez Unię Europejską. I chyba się udało, bo rynek zbóż ostatecznie nie został zachwiany. Problem rozszedł się po kościach. Informacji o znaczących tąpnięciach zbytu naszych zbóż na rynku nie mamy. Skoro jest cisza, to wydaje się, że wszystko w porządku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska