Hieronim Marysiak uczestniczył w otwarciu czwartego cmentarza katyńskiego

Archiwum prywatne
Po 1989 roku przez kilkanaście lat szukałem wieści o ojcu - mówi Hieronim Marysiak. - Teraz wreszcie mogłem zapalić znicz pod upamiętniającą go tablicą. Przeżyłem to boleśnie i szczęśliwie.
Po 1989 roku przez kilkanaście lat szukałem wieści o ojcu - mówi Hieronim Marysiak. - Teraz wreszcie mogłem zapalić znicz pod upamiętniającą go tablicą. Przeżyłem to boleśnie i szczęśliwie. Archiwum prywatne
Hieronim Marysiak, mieszkaniec Opola, uczestniczył w otwarciu czwartego cmentarza katyńskiego w Bykowni, gdzie spoczywa jego ojciec.

Miałem szczególny powód, by pojechać tam wraz z małżonką i grupą ponad 10 Opolan - opowiada pan Hieronim.

- Urodziłem się na Podolu. Miałem siedem lat, gdy Sowieci aresztowali mojego ojca, Mikołaja. Był policjantem na posterunku w Kozowej.

Już nigdy potem go nie zobaczyłem. Przez sześć lat byłem sybirakiem w Kazachstanie. Teraz mogłem wreszcie zapalić znicz przy tablicy upamiętniającej śmierć taty. Nie mogłem przy tym powstrzymać łez. Bardzo to przeżyłem - boleśnie i jednocześnie szczęśliwie. Bo wreszcie wiem, gdzie jest pogrzebany, i mogłem tam być.

Śladu po ojcu Hieronim Marysiak, członek Stowarzyszenia Rodzina Policyjna, szukał kilkanaście lat po 1989 roku przez Czerwony Krzyż i organizacje rosyjskie. W komendzie policji w Tarnopolu znalazł jedynie notkę o aresztowaniu ojca 31 marca 1940.

- Wiedziałem, że on znajduje się na tzw. ukraińskiej liście katyńskiej pod numerem 1846 (łącznie znajduje się tam 3435 nazwisk Polaków). O tym, że jest pogrzebany w Bykowni, dowiedziałem się dopiero w kwietniu 2012 roku. Oba cmentarze - polski i ukraiński, na którym spoczywa ponad 100 tysięcy ofiar stalinowskich prześladowań - zajmują łącznie powierzchnię około 4 hektarów.

Pan Hieronim pojechał z Warszawy do Kijowa specjalnym, złożonym z 13 wagonów pociągiem. Pierwszeństwo do uczestnictwa w tej podróży - zorganizowanej i ufundowanej przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - miały dzieci ofiar.

W Bykowni uczestniczył w mszy św. celebrowanej przez prymasa Polski, abpa Józefa Kowalczyka. Wraz z bliskimi pomordowanych wziął w niej udział prezydent RP Bronisław Komorowski, który jako pierwszy zadzwonił w specjalny - upamiętniający ofiary - Dzwon Pamięci.

- Po mszy mieliśmy około pół godziny na znalezienie tablic z nazwiskami najbliższych i chwilę zadumy przy nich - dodaje pan Marysiak. - Te tablice są ułożone wokół cmentarza i ciągną się na długości około 800 metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska