Historia bez wspólnej tezy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Bernard Gaida, przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce

Warto się zajmować historyczną pamięcią?
- Jestem przekonany, że warto. Także po to, by podejść krytycznie do ujmowania historii w sposób XIX-wieczny, podobnie do fizyki i innych nauk ścisłych. W tak ujmowanej historii trzeba było zawsze przeprowadzić dowód i dojść do tezy. A mnie bliższa jest wizja historii, która staje się wypadkową ludzkiej pamięci. W takiej perspektywie nie jest ona narzędziem władzy i takie patrzenie na historię z natury rzeczy staje się bliższe mniejszościom. Bo jeśli historia wyrasta z pamięci, to sprawia, że będziemy mieli wspólną prawdę, chociaż niekoniecznie wspólną tezę opisującą dzieje.

- Postulat piękny, tylko jak go zrealizować w praktyce?
- Przykładów nie brakuje. Przypominam sobie spotkanie w Dobrodzieniu w ramach cyklu "Historia lokalna" prowadzonego przez oleskie starostwo. Przyszli na nie miejscowi i repatrianci. Wszyscy opowiadali swoją historię i nikt nikomu nie przerywał. Ci, co zostali na miejscu opowiadali o tym, jak przyglądali się przybyszom z zaciekawieniem i czasem z nieufnością. Mówili wprost, że było im ciężko, kiedy nie mogli wejść do własnego domu, bo on został zajęty przez przybyszów. Ci, którzy zostali przesiedleni wspominali co czuli, wchodząc do zastanych domów i o tym, że często przez całe życie ciążyło im to, że ten dom nie jest do końca ich. Mieli świadomość, że przejęli ten majątek zgodnie z prawem, ale mieli także wątpliwości. Podczas tej rozmowy nikt się nie obrażał i nie próbował niczego udowadniać drugiej stronie. Pamięć zaakceptowana stawała się wspólna, chociaż nie taka sama.

- Im bardziej się oddalamy w czasie od trudnej przeszłości, tym łatwiej ją wzajemnie zaakcpetować?
- Mam wrażenie, że obserwujemy raczej proces odwrotny. Że im młodsi i mniej pamiętający z autopsji ludzie mówią o wspólnej historii, tym bardziej traktują ją ideologicznie. Znów odwołam się do przykładu. Podczas poświęcenia zamku w Kamieniu Śląskim ks. abp Alfons Nossol wspominał, jak wojewódzki konserwator zabytków zaproponował Kościołowi przejęcie ruiny za przysłowiową złotówkę. I dodał, że w sensie prawnym mogło to diecezji oddać i oddało państwo polskie, ale w wymiarze moralnym jako biskupowi katolickiemu mogli mu to prawo dać tylko Strachwitzowie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że podobna wypowiedź dzisiaj wywołałaby burzę niechęci.

- Sądzi pan, że obecnie jest gorszy klimat dla wspólnej pamięci niż dawniej?
- Znowu odwołam się do konkretu. W 1995 roku w Dobrodzieniu z okazji 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej przedstawiciele mniejszości składali kwiaty na grobach polskich, a kombatanci kupili wieńce, by je położyć w kaplicy upamiętniającej poległych na wojnie niemieckich mieszkańców Dobrodzienia. Kombatantom zresztą najtrudniej było je złożyć na grobach radzieckich. Ale ostatecznie wszyscy oddali hołd wszystkim. Właśnie wtedy przekonałem się, że ci, którzy sami coś przeżyli, mieli więcej zrozumienia dla drugiej strony. Dziś, niestety, często patrzy się na przeszłość ideologicznie. A jak się ideologicznie okopujemy, to najbardziej przeszkadza to prawdziwemu pojednaniu.

Geschichte ohne eine gemeinsame These

Gespräch. Bernard Gaida, Vorsitzender des Verbandes der deutschen Gesellschaften.

- Lohnt es sich mit dem historischen Gedächtnis zu befassen?
- Ich bin davon überzeugt, dass es sich lohnt. Auch deswegen, weil man sich dem Begreifen der Geschichte auf Art und Weise aus dem 19. Jahrhundert kritsch gegenüberstellen muss. Dies gilt genauso für Physik und andere Wissenschaften. In dieser Art des Geschichtsbegreifens gilt es ein Beweis zu finden und eine These aufzustellen. Mir ist die Geschichtsvision näher, die zum Resultat des menschlichen Gedächtnisses wird. In dieser Perspektive ist sie kein Machtmittel und eine solche Betrachtung der Geschichte liegt den Minderheiten natürlich näher. Wenn die Geschichte aus dem Gedächtnis wächst, dann bewirkt sie, dass wir eine gemeinsame Wahrheit haben, auch wenn die These nicht gleich ist.

- Ein schönes Postulat, nur wie soll er in die Praxis umgesetzt werden?
- Beispiele dafür gibt es genug. Ich erinnere mich an ein Treffen im Rahmen des Projektes ,,Lokale Geschichte" in Guttentag, organisiert auf Initiative des Landratsamtes in Rosenberg. Es kamen Einheimische und Repatrianten. Alle erzählten ihre Geschichte und niemand hat den Anderen unterbrochen. Die Einheimischen, die in ihrer Heimat geblieben sind erzählten, wie sie mit Interesse und auch manchmal mit Misstrauen die Neuankömmlinge betrachtet hatten. Sie sagten ganz offen, dass es ihnen schwer fiel, dass sie in ihr eigenes Haus nicht gehen konnten, weil dieses von den Neuankömmlingen besetzt wurde. Die Umsiedler erzählten davon, was sie fühlten als sie in diese Häuser eintraten, oft belastete sie ihr Leben lang das Gefühl, dass das Haus ihnen letztendlich nicht gehört. Sie waren es sich bewusst, dass sie das Eigentum eigentlich rechtmäßig übernommen haben, aber sie hatten auch daran gezweifelt. Während des Gesprächs fühlte sich niemand beleidigt und versuchte auch nichts der anderen Seite zu beweisen. Das akzeptierte Gedächtnis des anderen wurde zu einem gemeinschaftlichen Gedächtnis, obwohl dieses nicht gleich ist.

- Je mehr wir uns zeitlich von der schwierigen Vergangenheit entfernen, desto leichter fällt es diese gegenseitig zu akzeptieren. Stimmt das?
- Ich habe das Gefühl, dass wir eher einen umgekehrten Prozess beobachten. Die jüngere Generation, also keine direkte Erlebnisgeneration, betrachtet die gemeinsame Geschichte mehr ideologisch. Hier möchte ich wieder an ein Beispiel anknüpfen. Während der Einweihung des Schlosses in Groß Stein hat Bischof Alfons Nossol daran erinnert, dass der Oppelner Denkmalpfleger die Übernahme der Schlossruine durch die Kirche für eine symbolische Summe von einem Zloty vorschlug. Der Bischof fügte hinzu, dass aus rechtlicher Sicht der polnische Staat das Schloss der Kirche übergeben hat, doch aus moralischer Sicht konnte es eigentlich nur die Familien von Strachwitz tun. Ich werde das Gefühl nicht los, dass eine ähnliche Aussage heute eine Welle von Abneigung auslösen würde.

- Denken Sie, dass heutzutage das Klima für ein gemeinsames Gedächtnis schlechter als in der Vergangenheit ist?
- Hier nenne ich ein konkretes Beispiel. 1995 haben aus Anlass des 50. Jahrestags des Endes des Zweiten Weltkriegs Mitglieder der deutschen Minderheit Kränze an polnischen Gräbern niedergelegt. Die Kombattanten haben Kränze gekauft um diese an der Kapelle niederzulegen, die an die deutschen Gefallenen aus Guttentag erinnern. Ihnen fiel es übrigens am schwersten Kränze an sowjetischen Gräbern niederzulegen. Letztendlich haben alle allen gehuldigt. Damals habe ich verstanden, dass diejenigen, die selber etwas erlebt haben mehr Verständnis für die anderen hatten. Heute, schaut man leider oft ideologisch in die Vergangenheit. Und wenn wir uns ideologisch verschanzen, schadet es einer wahren Versöhnung am meisten.
Tłum. ELF

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska