Historia Cementowni Górażdże. Przemysł ciężki miał z nas zrobić potentatów

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Cementownia Górażdże na przełomie lat 70. i 80. Od początku zakład miał być najnowocześniejszy w Europie.
Cementownia Górażdże na przełomie lat 70. i 80. Od początku zakład miał być najnowocześniejszy w Europie.
Przy budowie Cementowni "Górażdże" pracowało pięć tysięcy osób. Data oficjalnego otwarcia inwestycji z przyczyn propagandowych przypadła na 21 lipca.

Po raz pierwszy w historii polskiego przemysłu cementowego przekazujemy do eksploatacji zakład, który wytwarzać będzie blisko 2,5 mln ton podstawowego materiału budowlanego - mówił Tadeusz Wrzaszczyk, wiceprezes Rady Ministrów, który przyjechał do Górażdży oficjalnie otworzyć nowy zakład. Towarzyszył mu minister budownictwa Adam Glazura i prominentni działacze PZPR.

Komunistycznym władzom bardzo zależało na tym, żeby miejscowa cementowania była jedną z najnowocześniejszych (jak na tamte czasy) w Europie.

To dlatego, że miała produkować cement i klinkier najlepszego gatunku z przeznaczeniem na eksport (krajowy był gorszej jakości). Podstawowe urządzenia produkcyjne jakie ściągnięto do Górażdży nie pochodziły z ZSRR, jak miało to miejsce w większości innych cementowni.

Władze PRL-u zdecydowały się zainwestować pieniądze w maszyny duńskiej firmy. Według ówczesnych oficjalnych danych cała inwestycja kosztowała 8 miliardów złotych, przy czym średnie wynagrodzenie robotnika wynosiło wtedy ok. 4,6 tys. zł miesięcznie.

Dziś trudno jednak zweryfikować, czy inwestycja pochłonęła rzeczywiście aż tyle.

- Możemy (...) oczekiwać, że załoga "Górażdży" dzięki szybkiemu opanowaniu zdolności produkcyjnych i uzyskaniu wyrobów wysokiej jakości, skutecznie przyczyni się do zwiększenia eksportu - stwierdził Tadeusz Wrzaszczyk zagrzewając ludzi do pracy.

Po uroczystym otwarciu w Tarnowie Opolskim zorganizowano spotkanie z budowniczymi cementowni i pracownikami. Działacze PZPR wręczyli aż 29 Krzyży Kawalerskich Orderu Odrodzenia Polski oraz niezliczoną ilość srebrnych i brązowych medali.

Budowa cementowni od momentu wbicia pierwszej łopaty do rozruchu pierwszych maszyn trwała cztery lata. Głównym wykonawcą było Wrocławskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nr 1, które chwaliło się, że na placu budowy w szczytowym okresie zatrudnionych było 5 tys. pracowników. Wylali oni 120 tys. m sześc. betonu, zamontowali 38 tys. ton konstrukcji stalowych i zainstalowali 32 tys. ton maszyn i urządzeń.

Zakład ruszył z regularną produkcją 30 kwietnia 1977 r., wykorzystując surowce z pobliskiego kamieniołomu. Otwarcie cementowni wyznaczono jednak dopiero na 21 lipca tego roku. Data nie była przypadkowa. Następnego dnia, czyli 22-lipca, władze PRL-u obchodziły w całym kraju Narodowe Święto Odrodzenia Polski - to była dobra okazja, żeby pochwalić się nowym osiągnięciem.

W momencie oficjalnego otwarcia wciąż trwała jednak budowa infrastruktury okołozakładowej - portu nad Odrą do załadunku cementu na barki rzeczne. Nie były także gotowe mieszkania dla załogi, które w czasach PRL-u były nieodzowną częścią każdego, dużego zakładu.

Prasa donosiła wtedy, że produkcja cementu w kraju wynosiła 23 mln ton rocznie. “Po uruchomieniu »Górażdży« Opolszczyzna staje się cementową potęgą: co czwarta tona krajowego cementu produkowana będzie w naszym województwie. Zdolność wychwytywania pyłów przez elektrofiltry zainstalowane w Górażdżach - 99,8 procentu!" - pisała wówczas Trybuna Odrzańska.

Rok wcześniej otwarta została także cementowania w Strzelcach. W tamtym przypadku budowa ruszyła w kwietniu 1973 r. i trwała do lipca 1976 r. Uroczyste otwarcie także zaplanowano w przededniu 22-lipca.
W czasach gierkowskiej dekady zakłady pracy żyły własnym życiem, dlatego ówcześni dziennikarze często do nich zaglądali. Pisali o planach, porównywali wypracowane normy, ale także interweniowali w imieniu załogi w drobnych sprawach.

Dla przykładu w jednym z artykułów można było przeczytać, że pracownicy, którzy rozbudowywali Koksownię w Zdzieszowicach nie musieli zabierać ze sobą śniadań do pracy. To dlatego, że korzystali z zakładowej stołówki, sklepu i rożna. Dziennikarz zauważył przy tym, że rożen nie jest czynny wtedy, gdy zapotrzebowanie na jego usługi jest największe. Sugerował przy tym, żeby to zmienić.

W innym artykule można było przeczytać, że kierownictwo koksowni podjęło inicjatywę, żeby pomóc swoim pracownikom w budowaniu domów. W ramach wsparcia mogli oni np. korzystać za darmo z zakładowych narzędzi, a dział socjalny miał pomagać ludziom w szukaniu działek i załatwianiu formalności.

W sierpniu 1977 r. duże pochwały zebrała natomiast krapkowicka rada miasta za utworzenie prowizorycznego portu rzecznego.

Na jego potrzeby utwardzono nabrzeże i utworzono awaryjne składowisko na 400 ton. Postawiono tam jeden dźwig, który miał przeładowywać towar na samochody. Władze miasta musiały wybudować prowizoryczny port, żeby rozwiązać problem zaopatrzenia mieszkańców w węgiel. Przez pewien czas korzystały z niego później także miejscowe zakłady w tym cementowania. Władze ratusza przekazały później obiekt pod skrzydła portu gliwickiego.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska