Historyk z USA bada archiwa twórców prudnickiego przemysłu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Robert Horning Wistuba (z lewej) z tłumaczem Marcinem Domino w czasie wykładu w Muzeum Ziemi Prudnickiej.
Robert Horning Wistuba (z lewej) z tłumaczem Marcinem Domino w czasie wykładu w Muzeum Ziemi Prudnickiej.
Robert Horning Wistuba z Nowego Jorku przygotowuje książkę o losach prudnickich rodzin fabrykantów Frankel i Pinkus.

Potomkowie Samuela Frankla od początku XIX wieku aż do roku 1938 budowali potęgę prudnickiego przemysłu włókienniczego. Władze nazistowskich Niemiec zmusiły żydowskich fabrykantów do wyjazdu za granicę. W jednym z transportów prywatnego mienia, ukryte w fortepianie wyjechały do Irlandii archiwa fabryki. Dzięki nim możemy się sporo dowiedzieć na temat historii lokalnego przemysłu.

W latach 60. ostatni prywatny właściciel dzisiejszych zakładów Froteks Hans Hubert Pinkus (zmarły w 1977) przekazał ogromną ilość dokumentów Instytutowi Leo Becka w Nowym Jorku, który bada dzieje Żydów. Tam odnalazł je Robert Horning Wistuba, który poprzez swoje korzenie związany jest z Ziemią Prudnicką. Jego babka i matka w 1938 roku wyemigrowały z dzisiejszej Białej Prudnickiej do Nowego Jorku.

Robert Wistuba w 1972 roku nawiązał kontakt ze swoją rodzina z Polsce. Wielokrotnie przyjeżdżał do niej w odwiedziny i to właśnie w Białej i Prudniku po raz pierwszy zainteresował się losami Franklów i Pinkusów.

Hans Hubert Pinkus był synem znanego humanisty, kolekcjonera i przyjaciela pisarzy Maksa Pinkusa. Ojciec docenił jego talent menedżerski i powierzył mu kierownictwo nad zakładami, które były największym w Niemczech producentem wyrobów bawełnianych przeznaczonych dla domu. Drugim żydowskim udziałowcem był kuzyn Hansa Huberta Pinkusa - Ernest Frankel.

W 1934 roku firma przekształciła się z rodzinnego interesu w spółkę, do której dopuszczono także nieżydowskich właścicieli. Franklowie mieli przewagę, ale wraz z narastaniem faszyzmu musieli coraz bardziej walczyć z innymi akcjonariuszami o fabrykę.

- Wyrzucanie Żydów z ich majątków trwało latami i odbywało się po cichu. To cud, że w Prudniku wytrzymali oni aż do roku 1938. To świadczy o ich przywiązaniu do miasta i zakładu - uważa Robert Wistuba. W listopadzie 1938 roku w czasie tzw. Nocy Kryształowej gestapo na miesiąc aresztowało obu współwłaścicieli. Potem za niską cenę odsprzedali oni swoje udziały w firmie i wyjechali. Swoje dzieci zresztą już wcześniej umieścili za granicą.

Niemieckie władze umożliwiły im wywiezienie tylko części prywatnego majątku. Zbiory sztuki skonfiskowano. Ogromne ilości kosztowności, biżuterii, zbiory zabytków i książek pozostały jednak na miejscu i do dziś ich losy są nieznane. Część kosztowności prawdopodobnie w czasie wojny rozkradziono. Pinkusowi udało się jednak przemycić trochę bogactw za granicę. Potomkowie Samuela Frankla stracili też fabrykę wartą wówczas 20 milionów marek (dzisiejsza równowartość około 200 mln euro). W latach 60. niemiecki rząd wypłacił rodzinie odszkodowanie wysokości 600 tys. marek niemieckich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska