Hokej. Po porażce Orlika z Unią [Opinie]

Marcin Sabat
Marcin Sabat
Oliwer Kubus
W piątek nasze zespół na lodzie był lepszy, ale nie potrafił tego zamienić na gole i przegrał ważny mecz w wyścigu o miejsce w czołowej „szóstce”. W niedzielę o 17.00 opolanie podejmują słabiutki SMS.

Przez 40 minut nasz zespół był w natarciu, stwarzał kolejne sytuacje, ale głównie rozgrzewał bramkarza rywala, gdyż nie mogły mu zaszkodzić. Zmuszony do większego wysiłku Fikrt zdołał powstrzymać Cichego, F. Stopińskiego i Szczechurę.

- Wiedzieliśmy jak ważny to mecz i robiliśmy wszystko, aby go wygrać – powiedział Sebastian Szydło, kapitan Orlika. - Dlatego atakowaliśmy, parliśmy do przodu, ale kolejnym akcją czegoś brakowało. Może zdecydowania, może szczęścia. Na pewno byliśmy zdecydowanie lepsi, okazje mieliśmy lepsze i więcej. Ambitnie walczyliśmy do końca, ale się nie udało. Rywal za to zagroził nam kilka razy i stało się…

- Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężki mecz, bo Orlik to silny zespół. Daliśmy całe serce, pokazaliśmy charakter, a co najważniejsze wykorzystaliśmy wszystko co mieliśmy pod bramką rywala - ocenił trener Unii Josef Doboš.

Niestety wszystkie punkty pojechały do Oświęcimia, a nasi po raz szósty z rzędu przegrali z Unią i muszą odrabiać stracony dystans w kolejnych meczach.
- To nie koniec naszej walki o „szóstkę, przegraliśmy tylko bitwę i obiecuję, że zrobimy wszystko, aby się w niej znaleźć - powiedział Jacek Szopiński, trener Orlika. - bardzo chcieliśmy wygrać z Unią, to był mecz o podwójną stawkę, ale nie potrafimy odmienić karty z tym rywalem. Mimo że byliśmy stroną dominującą, to nie potrafiliśmy zdobyć gola, do tego doszły błędy, które wołają o pomstę do nieba i nie miały się prawa zdarzyć. Zabrakło nam kogoś, kto wziąłby na siebie odpowiedzialność, za mało było strzałów, które mogły zagrozić bramkarzowi.

Miejscowi kibice i hokeiści sporo pretensji mieli o uznanie pierwszego gola na sekundę przed końcem pierwszej tercji, który rzeczywiście mógł paść ze spalonego oraz o karę dla Sordona, który starł się z rywalem i w 51. min powędrował do szatni. Nasz zawodnik się jednak nie popisał i nie wytrzymał nerwowo. Co gorsza Orlik za chwilę stracił gola i było po meczu.

- Na ostatnie sekundy pierwszej tercji wpuściłem najlepszą piątkę, aby nic się nie wydarzyło, a pozwolili sobie strzelić bramkę - dodał trener Szopiński. - Po drugie zachowanie Sordona nie miało nic wspólnego z dobrem zespołu, tak się nie robi w kluczowym momencie meczu. Za dużo było indywidualizmu, a zespół zszedł na drugi plan. Zawodnicy chcieli, ale nie do końca byli jednością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska