Idealna kobieta to gej

Redakcja
Z Hanną BAKUŁĄ, malarką, pisarką, felietonistką "Playboya", właścicielką przyznanego przez "NTO" tytułu Honorowej Złotej Baby 2002, rozmawia Ewa Bilicka

- W amfiteatrze opolskim stanie pomnik Agnieszki Osieckiej. Czy poetce podobałby się taki pomysł? Czy cieszyłaby się też z książek wydawanych na jej temat i konkursów jej imienia?
- Oj tak, bardzo by sobie tego życzyła. Choć, jak myślę, niektóre książki pewnie by ją denerwowały. Na przykład - moja, która jest bardzo prawdziwa, bo opiera się na autopsji, pozbawiona jest więc zafałszowań. Agnieszka była osobą bardzo lubiącą hołdy i bardzo - w najmilszym tego słowa znaczeniu - próżną. Zależało jej na tym, aby być kochaną. Agnieszka zawsze lubiła mieć dwór i ten dwór zawsze miała. A z powodu opolskiego pomnika, to by po prostu oszalała ze szczęścia. Tym bardziej że - jak sama osobiście się przekonałam, będąc w pracowni autora pomnika, Mariana Molendy - pomnik jest bardzo udany.
- Nie obawia się pani - jako przyjaciółka pani Agnieszki - że po śmierci poetki wiele osób będzie chciało się lansować, wykorzystując nazwisko Osieckiej?
- Ja na pewno się nie lansowałam, wydając książkę poświęconą Agniesz-ce. I nie boję się tego ze strony innych. W tym roku dziewczyna, która zaistniała w konkursie piosenek Agnieszki Osieckiej, znalazła już angaż w teatrze Buffo. To dobrze, że nazwisko Osiecka, nawet po śmierci Agnieszki, wspiera talent innych. W tym nie ma nic złego. Jednak zaraz po śmierci Agnieszki bywało, że panie ze sklepu, do którego Agnieszka zaglądała po zakupy, lub z "Saksa", w którym Agnieszka lubiła się napić, mówiły w mediach, że Agnieszka była ich najlepszą przyjaciółką. Włos mi się jeżył na głowie, gdy to słyszałam. To była wina dziennikarzy, którzy szli najłatwiejszym torem. Zresztą idą do teraz, bo zdarza się, że gdy ktoś robi ze mną wywiad w rocznicę śmierci Agnieszki, to chce mnie zawlec do "Saksa", do którego ona chodziła przecież półtora roku, a nie całe życie i które jest obrzydliwym miejscem pełnym alkoholików.
- Z iloma osobami tak naprawdę przyjaźniła się Agnieszka Osiecka?
- Każdy uważał się za jej najlepszego przyjaciela, a ona się przyjaźniła może z trzema, czterema osobami. Myślę, że przyjaźniła się z Ewą Lejman z Orłowa, ze mną, Olgą Lipińską i Marylą Rodowicz.
- Pani przyjaźń z Osiecką była kiedykolwiek wystawiona na poważną próbę?
- Tak, i to na bardzo poważną. To było jakoś tak trzy lata przed śmiercią Agnieszki, kiedy zaczęła mocno pić w nieodpowiednim towarzystwie. To była próba, z której wyszłam niezwycięsko. Nie potrafiłam jej pomóc, więc się odsunęłam, bo nie mogłam patrzeć na to, co ona z sobą wyprawia, i nie mogłam strawić ludzi, z którymi piła. Potem, kiedy Agnieszka już nie mogła pić, wróciłyśmy do siebie.
- Jaka jest Agata Passent, córka Agnieszki?
- Ponieważ Agata jest silniejsza ode mnie, wolałabym się nie wypowiadać o tym, jaka ona jest. Poza tym: jest fantastyczną kobietą, z którą mam dobry kontakt. Rok temu byłyśmy razem na wakacjach. Wczoraj spędziłyśmy całe popołudnie. Bardzo lubię ją rysować, tak jak lubiłam rysować jej mamę. Bardzo broniłam Agaty po tym, jak dla "Gazety Wyborczej" powiedziała o mamie takie... średnie rzeczy. Agata jest osobą skrajnie prawdomówną, niepruderyjną i bardzo odważną. Ona po prostu z mamą nie miała kontaktu. Ocena mamy wydana wówczas przez Agatę była oceną młodej, bardzo zbuntowanej i wychowywanej przez ojca dziewczyny.
- O czym Agnieszka by teraz pisała?
- Gdyby była w dobrej formie, toby się dobrała do skóry tym wszystkim nowobogackim i hołocie, która się panoszy. Pisałaby na pewno śmieszne piosenki rapująco-zbuntowane. Przecież była piekielnie inteligentna i piekielnie wrażliwa na rzeczywistość. W końcu to ona napisała "Okularników".
- Co by ją denerwowało?
- To, że artysta musi się sprzedawać, że nie ma bohemy i niczego, co stanowiło jej życie. Przecież w Warszawie nie ma nawet kabaretu literackiego.
- Skoro mowa o konieczności sprzedawania się - Hanna Bakuła jest osobą bardzo medialną i potrafiącą się doskonale sprzedać. Robi to pani wbrew sobie, z przymusu?
- To nie jest kwestia przymusu, tylko wyboru. Oczywiście, że mogłabym się w ogóle nie sprzedawać i zaszyć się w jakimś miłym miejscu, i tam sobie umrzeć z głodu. Mnie tylko denerwuje to, że po tym całodniowym sprzedawaniu nie ma miejsca, gdzie bym mogła odetchnąć.
- Jest pani znana z niebanalnych wypowiedzi na temat płci brzydkiej. To prowokacja czy faktyczne sądy o współczesnym mężczyźnie?
- Przede wszystkim bardzo współczesnemu mężczyźnie współczuję. Musi on niezwykle ciężko pracować, aby utrzymać siebie i rodzinę. Jeszcze ciężej musi pracować, aby się utrzymać na pozycji, na której jest. Bardzo współczuję mężczyźnie "wyścigu szczurów", jak również hegemonii kobiet w niektórych domach. Mężczyzna nie dość, że musi w pracy walczyć z mężczyznami, to i z kobietami w domu.
- A co powiedzieć o mężczyźnie, który musi mieć umięśniony brzuch i rozłożyste bary, pijać soczki z kiełków oraz grywać systematycznie w tenisa i jeszcze być doskonałym kochankiem?
- Bardzo popieram. Choć takie skrajne przypadki, o których pani mówi, znam tylko w Kalifornii. W Polsce nie znam, choć są panowie, którzy ćwiczą, chodzą do manikiurzystki, nie jedzą wieprzowiny ani pieczywa.
- Coraz więcej jest na rynku kolorowych czasopism dla panów, odpowiedników kolorowej prasy kobiecej. Kobiece czasopisma lansują wzór idealnej kobiety: matki, żony, kochanki, na dodatek robiącej karierę. Męskie - idealnego mężczyzny, takiego prosto z Kalifornii. Czy to nie rodzaj prania mózgu?
- Amerykanizujemy się od ogona. To właśnie na to przykład. Rzeczywiście, jest to lekka przepierka mózgu. Z drugiej jednak strony dobre kobiece pisma podpowiadają kobietom, jak pogodzić rolę matki i osoby pracującej. Mówią, że kobieta może mieć orgazm i że nie musi siedzieć w domu. Radzą jakie kosmetyki warto kupić. Podają przepisy wraz z wartością kaloryczną. To się przydaje. Sama korzystam z tych poradników.
- Czy idealne kobiety i mężczyźni z kolorowych czasopism nie wpędzają zwykłych ludzi ze świata realnego w kompleksy?
- Głupiego człowieka zapewne wpędzą, a mądry będzie się starał wedle swych możliwości zachować formę i urodę.
- Jak pani zdefiniuje idealnego mężczyznę i idealną kobietę?
- Idealny mężczyzna to mądra i przebojowa koleżanka, a idealna kobieta to mężczyzna gej.
- Ilu kochanków powinna mieć prawdziwa kobieta?
- To zależy. Są kobiety, które miały jednego. Chyba jednak nie miały z tego powodu zadowolonej miny. Oczywiście, jeśli jest się w stałym związku tylko z jednym mężczyzną, to nie ma się skali porównawczej i nie wie się, co się traci. Mieć jednego kochanka w życiu to tak, jakby przez całe życie jeździć jednym samochodem. No, można, tylko że pod koniec słabo ciągnie.
- Jest pani niezłą kucharką. Co sadzi pani o mężczyznach w kuchni?
- Nie lubię gotujących mężczyzn. Wolę, aby mężczyzna zaprosił mnie do dobrej restauracji, niż żeby mi smrodził w domu. Nie wiem, czemu mężczyźni lubią chwalić się swymi kulinarnymi talentami. Ostatnio poznałam pewnego pana i on od razu mi oświadczył, że jest świetnym kucharzem. Odpowiedziałam mu: "Żeby pan mi jeszcze powiedział, że jest świetnym kochankiem - to rozumiem. Ale czemu kucharzem, czy ja wyglądam na wychudzonego głodomora?".
- Jest pani feministką. Dlaczego? Co mężczyźni pani zrobili?
- Dlaczego pani - jako kobieta - zadaje tak paskudne pytanie drugiej kobiecie? Czy pani wie, co to feminizm? Feminizm nie polega na walce z mężczyznami, tylko na obronie przed nimi. Ja nigdy z mężczyznami nie walczyłam, ja ich wykorzystywałam, i to podle! Feministka lub feminista walczą o równouprawnienie płci. Ja jestem feministką i pani też nią jest. Kobiety robią sobie koło pióra, wypierając się feminizmu, nie wiedząc, co on tak naprawdę znaczy.
- O jakie prawa kobiety w Polsce mają walczyć?
- O to, by zarabiały tyle samo co mężczyźni. O to, by na stanowiskach kierowniczych było tyle samo kobiet co mężczyzn. Jeśli Polska ma wejść do Europy, to musi wyrównać szanse zawodowe kobiet i mężczyzn.
- Zastanawiam się nad takim odgórnym wyrównywaniem szans. Czy warto dostać stanowisko kierownicze, rywalizując o nie z równie wykształconym i doświadczonym mężczyzną, tylko z uwagi na swoją płeć?
- Moja odpowiedź jest krótka: lepiej dostać pracę za to, że jest się kobietą, niż jej nie dostać. I skończmy temat feminizmu, bo będę musiała panią udusić.
- Nie myślała pani o założeniu partii?
- Nie, słowo partia źle mi się kojarzy. Mam natomiast Klub Kobiet, który zrzesza ponad 100 najbardziej wpływowych kobiet w Polsce, szalenie bogatych, pięknych i inteligentnych. Mój klub pomaga dzieciom z trzech domów dziecka, spod Tarnobrzegu, Ciechanowa, Kielc. To bardzo biedne, będące na uboczu placówki, którymi zajęłam się między innymi dlatego, że nikt inny się nimi nie zajmował. Co roku organizujemy kolonie dla dzieci. Przekazujemy też pomoc rzeczową - wykładziny, zasłony, talerze, sztućce, meble, czekolady, witaminy. Zdarzało mi się zdobywać pieniądze na to, aby umeblować mieszkanie dla dzieci, które opuszczały dom dziecka.
- Jako kobieta niezwykła otrzymała pani tytuł opolskiej Honorowej Złotej Baby 2002. Co pani zrobi ze statuetką Złotej Baby?
- Będę ją trzymać w domu na honorowym miejscu, w kuchni. Kuchnia jest połączona z jadalnią i tam podejmuję gości. To najbardziej wyeksponowane miejsce.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska