Ile państwo dopłaca do Kościoła?

Redakcja
Ponad 80 procent dochodów Kościoła to ofiary wiernych rzucane na tacę lub składane przy okazji różnych posług religijnych.
Ponad 80 procent dochodów Kościoła to ofiary wiernych rzucane na tacę lub składane przy okazji różnych posług religijnych. Paweł Stauffer
Zdaniem jednych Kościół nadużywa swoich praw, korzystając z budżetowych pieniędzy. Zdaniem innych - wyręcza państwo choćby w edukacji i działalności charytatywnej. Poszukiwanie modelu współpracy trwa.

W tę trwającą w Polsce od dawna dyskusję na temat finansowego współistnienia Kościoła i państwa wpisała się także konferencja naukowa, którą we wtorek i w środę zorganizowały w Kamieniu Śląskim i w Opolu wydziały Prawa i Teologiczny UO.

Jej uczestnicy przyglądali się finansowaniu związków wyznaniowych w Polsce i w krajach niemieckojęzycznych.

Podatek u nas nie przejdzie

Model niemiecki powinien być teoretycznie bardzo kuszący dla Kościoła w Polsce. Pieniądze z obowiązkowego podatku kościelnego (jego pobieraniem zajmuje się państwo) stanowią bowiem nad Renem 75-90 procent dochodów parafii i diecezji.

Jego łączna suma jest z naszej perspektywy lekko szokująca (około 5 mld euro rocznie dla Kościoła katolickiego, około 4 mld dla Kościołów ewangelickich). Uczestnicy dyskusji panelowej kończącej opolską konferencję byli jednak zgodni, że ten model w Polsce nie przejdzie.

Najpierw z powodów prawnych. Żeby pytać wszystkich obywateli w celach fiskalnych o ich wyznanie i przynależność kościelną, trzeba by zmienić konstytucję. A i tak byłaby to chyba łatwiejsza część tej operacji.

W Niemczech po ponad 100 latach jego obowiązywania podatek kościelny nie budzi specjalnych emocji. Nie ma też wyraźnych przeciwników wśród polityków, jeśli nie liczyć Partii Piratów. Jeszcze w czasach Brandta wyliczono, że jeśli państwo zlikwiduje podatek kościelny, a potem przejmie na siebie wszystkie te obowiązki, w których Kościół je wyręcza (zdrowie, opieka nad seniorami, zabytki, edukacja, działalność charytatywna, kulturalna, na rzecz młodzieży, sportowa itp., itd.), to jeszcze do tego interesu dopłaci (Kościół w wielu dziedzinach działa taniej, choćby dzięki pomocy wolontariuszy).

W Polsce nikt tego precyzyjnie nie liczy. Ani państwo, ani Episkopat Polski, nad czym paneliści głośno ubolewali. Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, apelował do pracowników Uniwersytetu Opolskiego, by takie badania przeprowadzili.

Można przypuszczać, że w Polsce, gdzie niechęć do wszelkich obowiązkowych opłat (patrz abonament radiowo-telewizyjny) jest znaczna, obowiązkowy podatek byłby porażką. Raczej spowodowałby on masowe wystąpienia z Kościoła - nawet za cenę ekskomuniki - niż napełniłby parafialne i diecezjalne kieszenie.

Ile daje państwo?

W Polsce długą tradycję ma model dokładnie odwrotny od niemieckiego. Ponad 80 procent dochodów Kościoła to ofiary wiernych rzucane na tacę lub składane przy okazji różnych posług religijnych, około 20 proc. to pieniądze budżetowe, samorządowe, unijne i in.).

Ile Kościół dostaje pieniędzy od państwa? Zależy, jak liczyć. Uczestnicy opolskiego sympozjum szacowali tę sumę na około 0,5 mld zł rocznie. Składają się na tę sumę: ponad 220 mln zł na kościelne uczelnie wyższe, 20,5 mln na Ordynariat Wojska Polskiego.

Aż 122 mln zł wynoszą unijne dotacje. Wiele w tym zasługi księży i świeckich, którzy stosunkowo szybko nauczyli się pisać wnioski i korzystać skutecznie z brukselskich pieniędzy. Na remonty zabytkowych budynków kościelnych Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznaczyło w 2011 r. 26,5 mln zł (tych budynków jest ponad 11 tysięcy, więc średnio ok. 2400 zł na jedną budowlę).

Fundusz kościelny, który prawdopodobnie wkrótce przestanie istnieć, wynosi niecałe 90 mln zł, a utrzymanie kapelanów w szpitalach i różnych służbach kosztuje łącznie ok. 7,5 mln zł.

Płacić za religię?

Zwolennicy ostrych cięć w finansowaniu Kościoła z publicznych pieniędzy doliczają do tej sumy 1,1 mld zł na koszty katechezy w szkołach. Pozornie logice tego rozumowania - mocno forsowanemu choćby przez Ruch Palikota - nie można niczego zarzucić: niech Kościół wróci z nauką religii do własnych salek i uczy za darmo, tak jak było w PRL-u. Tak będzie taniej.

Ta logika ma też punkty słabe. Powrót religii do szkół nie był zamachem. Chciało go po 1989 roku także państwo, odcinając się od przeszłości realnego socjalizmu. W ciągu 20 lat wolnej Polski udało się wykształcić całą rzeszę świeckich katechetów (mających zwykle rodziny na utrzymaniu) i to oni - a nie księża - stanowią dziś większość uczących religii w szkołach. Oni też padliby ofiarą cięć.

I argument może najważniejszy. W szkołach podstawowych na religię chodzi 90 procent uczniów (na podstawie deklaracji złożonych przez ich rodziców), w szkołach ponadpodstawowych katecheza obejmuje trzy czwarte młodzieży. A skoro tak, to oznacza, że większość rodziców, a więc także podatników, uważa tę lekcje za istotną formę przekazywania wartości religijnych, jak i etycznych, kulturowych czy może po prostu wychowawczych.

Znaczną część tej grupy muszą stanowić także rodzice na co dzień niepraktykujący. Bo liczba tzw. dominicantes, czyli wiernych chodzących w każdą niedzielę na mszę św., waha się w Polsce w różnych latach między 41 a 45 procent.

Wydaje się, że jednoznaczne usunięcie katechezy ze szkół przynajmniej na razie nie nastąpi. Choć pojawiły się pomysły, by jej koszty, jako zajęć nieobowiązkowych, scedować na samorządy. Nie ostanie się natomiast raczej finansowany z budżetu Fundusz Kościelny (finansowane z niego są m.in.: część ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych duchownych, w tym misjonarzy, działalność charytatywna, oświatowo-wychowawcza i ochrona zabytków). Trwają na ten temat rozmowy rządu z Episkopatem Polski.

Kto da 0,3 procent?

Prawdopodobnie zostanie on zastąpiony dobrowolnym odpisem podatkowym, którego obywatele będą mogli dokonać na rzecz wybranego Kościoła czy związku wyznaniowego, na wzór jednego procenta na rzecz organizacji pożytku publicznego. Otwarta pozostaje sprawa, jaka suma odpisu będzie wchodziła w grę, najczęściej na razie mówi się o 0,3 procent podatku.

Taki pośredni sposób finansowania Kościołów z budżetu jest gotów zaakceptować także Janusz Palikot. Mówił o tym podczas niedzielnego spotkania w Opolu.

Jego zdaniem, budżet wiele na tym zmienionym sposobie nie zyska, zresztą cały Fundusz Kościelny to zaledwie trzy setne procent budżetu. Ale według Janusza Palikota, na dokonanie odpisu zdecyduje się co najwyżej 20-30 procent podatników.

- I wtedy wszyscy będą mogli się przekonać, jakie jest rzeczywiste poparcie dla Kościoła i siła jego oddziaływania - przekonywał polityk lewicy - bo na razie ciągle słyszymy o 90 procentach katolików w Polsce.

Z taką interpretacją polemizowali uczestnicy opolskiego sympozjum. Przypominali, że jeszcze niedawno 1 proc. na organizacje pożytku publicznego wpłacało 38 proc. podatników (w tym roku ma ich być 70 proc.).

- Czy to oznacza, że tylko tylu Polaków popiera działania organizacji pożytku publicznego? - pytał retorycznie Marcin Przeciszewski. Ks. prof. Piotr Stanisz z KUL przypomniał, że we Włoszech, gdzie podatnicy od wielu lat mogą przekazywać 0,8 proc. kwoty podatku na wybrany przez siebie Kościół albo na działalność charytatywną państwa, korzysta z tej możliwości zaledwie 40 procent obywateli. Reszta nie wskazuje nikogo.

- Tak naprawdę to na razie zwyczajnie nie wiemy, ilu Polaków zdecyduje się podzielić cząstką swego podatku z Kościołem - przyznaje Marcin Przeciszewski. - Wydaje się, że Kościół będzie mógł liczyć przede wszystkim na odpowiedzialność tych, którzy w niedzielę do świątyń chodzą.

W ubiegłym roku stanowili oni 41 procent. Nie wiadomo też, jaki odpis będzie ostatecznie możliwy. W tych krajach europejskich, gdzie takie odpisy są, wynoszą one zwykle 0,7-0,8 procent. Jedno jest pewne: system dobrowolnych odpisów będzie wymagał od Kościoła mądrych i intensywnych działań marketingowych.

Więcej przejrzystości

Nawet częściowe finansowanie Kościoła bezpośrednio z pieniędzy podatników może się bardzo przyczynić do wzrostu przejrzystości kościelnych finansów na wszystkich poziomach od parafii po diecezje i Kościół w Polsce w ogóle.

Na tej przejrzystości Kościół może tylko zyskać. Na razie wiele parafii i wspólnot wciąż tkwi w peerelowskim nawyku: jak powiem, ile pieniędzy mamy, to mi zaraz dołożą jakiś domiar, a ludzie albo media wezmą mnie na języki.

Tymczasem ujawnienie, ile i na co się wydaje - w ogłoszeniach duszpasterskich, na stronie internetowej parafii - udział rady duszpasterskiej w liczeniu pieniędzy z tacy i w planowaniu parafialnych budżetów najskuteczniej zburzyłby mit o bogactwie Kościoła.

Chrześcijanie choć trochę zaangażowani wiedzą świetnie, że większość parafii ma dziś spore trudności choćby z ogrzaniem i utrzymaniem świątyń, zwłaszcza zabytkowych.

Przejrzystość finansowa od lat funkcjonuje w Kościele niemieckim i jest tam oczywistością. Każda parafia oficjalnie budżet uchwala i ujawnia. U nas też się przebija w coraz większej liczbie parafii, ale do powszechności ciągle daleko.

Ten mechanizm ukrywania jest u nas zakorzeniony tak głęboko, że Kościół w Polsce nie podaje oficjalnie nie tylko, ile pieniędzy otrzymuje od wiernych i z budżetu, ale nie zlicza także tych swoich wydatków, które wspierają, a czasem wyręczają państwo.

- Jesteśmy skazani na szacunki - przyznaje Marcin Przeciszewski. - Ale Kościół współfinansuje zabytki, prowadzi 500 szkół ze znacznie niższą dotacją niż placówki publiczne, 9 tysięcy placówek Caritasu świadczy pomoc na sumę ok. 482 mln zł rocznie. Drugie tyle na działalność charytatywną przeznaczają zgromadzenia zakonne.

Szacuję, że Kościół wykonuje w Polsce zadania społeczne za ok. 3-4 mld zł.
Być może dlatego coraz częściej mówi się w Polsce o wprowadzeniu modelu włoskiego (odpis dobrowolny na Kościoły lub działalność charytatywną państwa 0,8 proc.). Wpłaca go 40 proc. obywateli, ale państwo całe 0,8 proc. podatku od wszystkich dzieli proporcjonalnie między wskazanych przez darczyńców beneficjentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska