Otrzymałem już takie zapewnienie ze strony ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego oraz ministra pracy i polityki społecznej Jerzego Hausnera, który w tej sprawie do mnie zadzwonił już przedwczoraj wieczorem - mówi Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiej kasy chorych. - Jak tylko te pieniądze wpłyną, pokryjemy bankowy debet.
W podobnej sytuacji jak opolska kasa chorych, znalazły się dwie inne - zachodniopomorska i podkarpacka, którym centrala ZUS w Warszawie też odebrała duże kwoty (odpowiednio: 24 i 34 mln zł) po rozliczeniu składek na ubezpieczenie zdrowotne za trzeci kwartał tego roku. Zwrot pieniędzy wszystkim trzem kasom odbędzie się dzięki temu, że uległo zmianie rozporządzenie dotyczące sposobu przekazywania zaliczek z tytułu składek do poszczególnych kas. Minister zdrowia podpisał je w nowej formie 10 grudnia, a ma ono wejść w życie od dzisiaj.
Kryzys finansowy, który mógł doprowadzić opolską kasę do bankructwa, zostanie zażegnany. Ale nadal nie wiadomo, ile osób w województwie jest faktycznie ubezpieczonych i od ilu składki trafiają na konto opolskiej kasy regionalnej. Według rocznika statystycznego jest ich 1 mln 80 tysięcy, według Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych - 940 tysięcy, według ZUS - 640-650 tysięcy, natomiast z list aktywnych, czyli zapisów do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej wynika, że powinno ich być 880 tysięcy.
- Jeżeli dostajemy pieniądze ze składek z ZUS od 640 tysięcy osób, a my płacimy przychodniom za 880 tysięcy ubezpiecznonych, to taki bilans nie może się zamknąć - uważa Marek Staszewski, zastępca dyrektora opolskiej kasy chorych ds. finansowych. - Dopóki jednak ZUS nie dopracuje się sprawnego systemu informatycznego, to tak będzie to wyglądać. Nie możemy jednak czekać z założonymi rękami i sami próbujemy ten system uszczelniać, choć to przecież nie nasza sprawa.
Dopiero teraz okazało się, że w 1999 roku, gdy startowała reforma służby zdrowia, książeczki RUM na Opolszczyźnie dostał każdy, kto się po nią zgłosił, niezależnie od tego czy należał do kasy regionalnej. Przez długi czas korzystali więc z nich też członkowie kasy branżowej. Poza tym do niedawna, aby dostać nowy wkład do książeczki, wystarczyło mieć w legitymacji ubezpieczeniowej aktualną pieczątkę z zakładu pracy. Ale to świadczy tylko o tym, że ktoś pracuje, natomiast wcale nie musi to oznaczać, że zakład wpłaca co miesiąc za danego pracownika składkę. Poza tym korzystały z nich np. osoby zarejestrowane u nas jako bezrobotne, a pracujące na czarno w Niemczech.
- My płaciliśmy placówkom leczniczym - wyjaśnia Marek Staszewski - na podstawie kuponów wyrywanych pacjentom z książeczek, nie mogąc nawet stwierdzić, czy są oni faktycznie ubezpieczeni.
Uszczelnianie systemu kasa wprowadziła pół roku temu, a polega ono na tym, że nowy wkład do książeczki RUM można uzyskać dopiero po okazaniu renty lub emerytury, a w przypadku osoby pracującej - specjalnego druku tzw. RMUA, na którym jej zakład zaznacza, do jakiej kasy odprowadza składkę.
- Wywołuje to straszne awantury w punktach wydawania wkładów - przyznaje zastępca dyrektora kasy ds. finansowych. - Ale w ten sposób działamy na korzyść ubezpieczonych, bo być może w jakiejś części każdy z nas płaci za wszystkich tych, którzy nie są ubezpieczeni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?