Inparco idzie pod młotek

Tomasz Kapica
Inparco idzie pod młotek  Andrzej Bracha, jeden z byłych pracowników Inparco, przed pustym budynkiem dyrekcji. "Mam nadzieję, że te budynki jeszcze komuś posłużą. Szkoda tego wszystkiego".
Inparco idzie pod młotek Andrzej Bracha, jeden z byłych pracowników Inparco, przed pustym budynkiem dyrekcji. "Mam nadzieję, że te budynki jeszcze komuś posłużą. Szkoda tego wszystkiego".
Smutny koniec Inparco, kędzierzyńskiej firmy, która była znana w świecie. Zarobki nigdy nie były tam wielkie, ale dobrze się tu pracowało - mówi Tadeusz Wigurski, jeden z byłych pracowników. - Nasze świece były cenione na całym świecie. Byliśmy z tego dumni. - Łezka się w oku kręci, gdy pomyślę, co z tą firmą zrobiono. Wielka szkoda, że została zrujnowana - mówi Andrzej Bracha, kolejny z byłych pracowników.

Firma od listopada 2014 roku jest w likwidacji. Syndyk masy upadłościowej próbuje sprzedać to, co z niej zostało. Pod młotek idą działki, budynki produkcyjne o łącznej powierzchni 7,5 tysiąca metrów kwadratowych, budynki administracyjno-socjalne.

Pierwszy przetarg, zaplanowany na luty, został unieważniony. - Zainteresowanie kupnem było, chociaż umiarkowane - zdradza Reinhard Wróbel, syndyk Inparco. Wiadomo, że oferenci proponowali niższe kwoty, niż chciał syndyk. Ogłoszony kolejny przetarg._Powinien zostać rozstrzygnięty 9 kwietnia. Wiele wskazuje na to, że tym razem uda się znaleźć nabywcę na nieruchomości po  Inparco. Nie wiadomo jednak, jaka działalność mogłaby tam być prowadzona w przyszłości.

Budynki, po remoncie, mogą się nadawać na hurtownie, magazyny, działalność produkcyjną. Dojazd jest bezproblemowy, do byłego zakładu prowadzi ulica Powstańców. Mogą tamtędy jeździć ciężarówki, które obsługują także pobliską hurtownię spożywczą, a także skup złomu i metali kolorowych.

 - Mamy nadzieję, że te budynki będą jeszcze kiedyś komuś służyły - mówią byli pracownicy Inparco.

W Inparco produkowano przede wszystkim świece. Historia zakładu sięga połowy minionego stulecia. Przez ponad cztery dekady funkcjonował jako Spółdzielnia Inwalidów im. Karola Świerczewskiego. W latach 90. firma przekształciła się w spółkę. Tę decyzję podjęto z myślą o zagranicznych kontrahentach. Tutejsze wyroby miały swoją markę w wielu krajach. W 2003 roku świeczki z  Kędzierzyna-Koźla upamiętniły obchody rocznicy tzw. Zbrodni Wołyńskiej. Jeden ze zniczy zapalił prezydent Aleksander Kwaśniewski a drugi Leonid Kuczma, ówczesny prezydent Ukrainy. Podczas uroczystości na  Westerplatte kanclerz Angela Merkel i reszta zaproszonych gości także zapalali tutejsze produkty. Świece i znicze z kędzierzyńskiej fabryki znaleźć można było także w sklepach na terenie Szwecji, Niemiec, Danii, Wielkiej Brytanii i na Łotwie.

Z czasem firma zaczęła jednak radzić sobie coraz gorzej. Ograniczano zatrudnienie, z 200 osób do 80, a potem do zaledwie kilkunastu. Kiedy doszło do awarii ogrzewania, uszkodzeniu uległy także maszyny do produkcji świec, które się odkształciły. To był definitywny koniec fabryki świeczek. - To jedna z najważniejszych firm w historii miasta. Smutno się zakończyła jej historia - mówi Tadeusz Wigurski.

 

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska