Instrukcja obsługi, czyli jak kupiłem żarówkę w Ikei

Tadeusz Płatek
Andrzej Banas / Polskapresse
Kupiłem w IKEI żarówkę, która zmienia kolory. W pudełku znalazłem osiem, uwaga: OSIEM! instrukcji obsługi, z których najdłuższa ma ponad 100 stron. Firma, która uchodzi za ekologiczną (tak się w każdym razie promuje) marnuje tony papieru na druki, których nikt nie czyta, a jeśli już to robi, to na pewno nie od deski do deski.

Te instrukcje są takie długie, bo sporządzono je we wszystkich językach świata. Mogę sobie o tej żarówce poczytać więc po chorwacku albo po węgiersku, z tym że nie znam ani tureckiego, ani fińskiego, byłem, co tu gadać, nieukiem w szkole, znam tylko kilka języków, co dzień zresztą do niczego nieprzydatnych.

Papierowe instrukcje obsługi są bez sensu.

Zawsze się gubią, a gdy od Świętego Józefa trzeba coś w nich przeczytać, to i tak są w necie. Rozumiem jeszcze jakoś te dołączane do składanych ikeowskich mebli, gdzie występuje znany wszystkim ludzik. To w założeniu taki sympatyczny pomocnik, przewodnik po kolejnych etapach składania, które nigdy nie przebiegają dobrze. Na końcu okazuje się, że jakaś deska jest na odwrót, coś, co miało być z lewej strony jest z prawej. To powoduje, że kobiety (jasne, pewnie są wyjątki) nie przystępują do montażu bez przynajmniej jednej butelki wina.

I w tym partykularnym przypadku rzeczywiście rozumiem, że instrukcja jest po coś, bo lepiej polać merlotem papier niż telefon.

W pozostałych jednak przypadkach świstki to jedynie emanacja kretyńskich przepisów plus lenistwo producentów, którym wygodniej wydrukować jeden wzór dla całego świata, wzór, w którym zresztą znajdują się rozdziały, których nikt nigdy nie przeczytał.

Czy kiedykolwiek, ktokolwiek z Państwa zgłębił rozdział „Ważne wskazówki dotyczące bezpieczeństwa”? Albo „ochrona środowiska”? Ja przeczytałem ten ostatni rozdział. Wynika z niego (w każdym przypadku) że jak się cos zepsuje, to nie wolno tego wyrzucać do kosza.

Pamiętajcie więc - jeżeli skiepści się Wam golarka - nie wolno jej wyrzucić, tylko trzeba znaleźć specjalny punk skupu zużytych golarek.

Jeżeli instrukcja obsługi mercedesa 220 cdi z 2006 roku jest krótsza niż instrukcja żarówki, to coś jest naprawdę nie tak.

Ale czy ja tylko żarówkę kupiłem? Nie, nabyłem również deskę do krojenia i ONA TEŻ MIAŁA INSTRUKCJĘ OBSŁUGI! Zrazu chciałem ją przeczytać dla tak zwanej beki, może nawet z ciekawości, cóż takiego można w niej zawrzeć, jakież to zalecenia w niej ujęto, ale nie! Wywaliłem od razu do kosza.

Uznałem, a priori, że jestem w stanie używać deski do krojenia bez instrukcji. Może ryzykuję, może to jest kozackie, nieodpowiedzialne, ale deska to deska - kładzie się na niej coś i kroi nożem, uważając, żeby sobie nie obciąć palca.

Dziękuję za uwagę.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Instrukcja obsługi, czyli jak kupiłem żarówkę w Ikei - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska