Instytut Śląski jest w Opolu od 1957 roku, ale może nie przetrwać najbliższej jesieni

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Wydawało się, że po rewitalizacji budynku Instytut Śląski ma przed sobą perspektywę na lata. Dzisiaj jego przyszłość wypada mierzyć raczej w miesiącach.
Wydawało się, że po rewitalizacji budynku Instytut Śląski ma przed sobą perspektywę na lata. Dzisiaj jego przyszłość wypada mierzyć raczej w miesiącach. Krzysztof Ogiolda
Z roku na rok spada dotacja ministerstwa. A wkrótce czynsz za pomieszczenia w Instytucie Śląskim przestanie płacić urząd marszałkowski. Placówka jest bliska zamknięcia.

Z dziejów instytutu

PIN - Instytut Śląski w Opolu jest spadkobiercą powołanego do życia 15 XII 1933 r. w Katowicach stowarzyszenia naukowego Instytut Śląski.
Placówkę katowicką w 1949 r. zlikwidowano. Instytut Śląski odrodził się w Opolu 9 maja 1957 r.
W 1991 wojewoda opolski w porozumieniu z ministrem - przewodniczącym Komitetu Badań Naukowych i ministrem finansów przekształcił Instytut Śląski Instytut Naukowo-Badawczy w Państwowy Instytut Naukowy - Instytut Śląski w Opolu.

Powodem tego poważnego zagrożenia nie jest brak dorobku. Instytut utrzymuje wysoką (B) kategorię naukową i ma znaczące osiągnięcia, gdy chodzi o różnorodne (historia, polityka, kultura i język, administracja, ekologia, relacje polsko-niemieckie) badania regionu. Całkiem niedawno w instytucie ukazał się monumentalny "Leksykon mitów, symboli i bohaterów Górnego Śląska XIX i XX wieku".

Ale do prowadzenia działalności naukowej - zupełnie jak do prowadzenia wojny w słynnym powiedzeniu Napoleona - potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. A tych ostatnich opolskiej placówce brakuje chronicznie.

Z roku na rok spada ministerialna dotacja statutowa (w 2015 roku wyniosła 471 tys. zł). To o wiele za mało na badania i płace. Nie sposób zróżnicować pensji magistra i profesora, bo obaj dostają najniższą krajową. A administracji i jej zatrudnienia wcale się nie uwzględnia.

- W zamyśle ministerstwa nasi pracownicy powinni zabiegać o granty na badania - mówi dr inż. Katarzyna Widera, dyrektor instytutu. - I robią to całkiem skutecznie. Profesorowie Stanisława Sochacka i Bogusław Wyderka pozyskali łącznie 1 mln złotych na prace nad bardzo wartościowymi słownikami nazw geograficznych i gwar, ale nasza placówka dostała z tych grantów ledwie kilka procent jako koszty pośrednie.

Instytut ratuje się wynajmem pomieszczeń w niemałym budynku (czynsz stanowi 2/3 jego budżetu). Najważniejszym najemcą jest urząd marszałkowski. Ale wkrótce może to być przeszłość.
- Dotychczas słyszeliśmy z ust pana marszałka, że samorząd województwa nie może nas wspierać finansowo bezpośrednio, ale właśnie czynsz jest pośrednią formą pomocy dla instytutu - dodaje dr Widera. - Mieliśmy zapewnienie, że przynajmniej przez dwa lata urząd będzie pomieszczenia wynajmował. Z myślą o jego potrzebach odnowiliśmy korytarze, wymieniliśmy armaturę w łazienkach itd. Tymczasem 22 maja otrzymaliśmy pismo, z którego wynika, że od jesieni urzędnicy wyprowadzą się od nas i przeniosą do przejętego przez samorząd budynku po Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Opolu (przy ulicy Hallera). Wygląda na to, że region umywa ręce w sprawie jedynego instytutu działającego w Opolu.

Władze instytutu podkreślają, że operacja ta może być wyjątkowo kosztowna, bo ten sam samorząd podpisał umowę o rewitalizacji budynku (ocieplenie, wymiana okien itd.) z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Prace zakończyły się w marcu 2014 roku.

- Jesteśmy zobowiązani do prowadzenia działalności naukowej do wiosny 2019 - przypomina Katarzyna Widera. - Jeśli tego nie zrobimy, trzeba będzie zwrócić pieniądze wraz z odsetkami.

Nikt w instytucie nie czeka z założonymi rękami na dopełnienie się smutnego losu. Dyrekcja prowadzi od dawna rozmowy z potencjalnymi najemcami - dużymi i małymi. Część pomieszczeń udało się zapełnić. Ale pół pierwszego, pół czwartego, piąte i szóste piętro są wciąż wolne. Jeśli chętni się znajdą, placówka będzie działać dalej. A jeśli nie? - W styczniu nie będzie z czego sfinansować działalności - nie ukrywa Katarzyna Widera. - Zacznie się procedura likwidacyjna i upadłościowa.

Z pytaniem o przyszłość instytutu nto zwróciła się do marszałka województwa. W odpowiedzi nadesłanej z biura prasowego urzędu marszałkowskiego wynika, że władze regionu uważają instytut za ważną markę w województwie, a prowadzone w ramach jego działalności badania składają się na znaczący dorobek naukowy regionu. Samorząd województwa przypomina, że niejednokrotnie korzystał z wiedzy i wyników badań pracowników instytutu przy podejmowaniu decyzji ważnych dla rozwoju regionu. Podkreśla, iż rewitalizacja budynku za około 2 mln zł była możliwa dzięki Regionalnemu Programowi Operacyjnemu i decyzji zarządu województwa, by dofinansować to zadanie. Ale decyzję o wyprowadzce z budynku podtrzymuje.
- Od lat Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego wynajmował w Instytucie Śląskim pomieszczenia biurowe, choć były to najdroższe, w stosunku do standardu, spośród wszystkich wynajmowanych przez UMWO powierzchni - czytamy w oświadczeniu. - Robiliśmy to tak długo, jak się dało. Ale dziś jesteśmy w sytuacji, kiedy samorząd województwa sam musi szukać oszczędności. W październiku będziemy mieli do swojego użytku cały obiekt po NKJO, którego samorząd województwa jest właścicielem. Postanowiliśmy zatem zrezygnować z wynajmu najdroższych, pomieszczeń - czyli właśnie tych w instytucie. Musieliśmy podjąć taką decyzję, bo jesteśmy odpowiedzialni za gospodarowanie funduszami publicznymi i nie możemy się narażać na zarzuty o niegospodarność.

Pracownicy rozproszeni dotychczas w 11 różnych miejscach, będą pracować pod jednym dachem, co zdaniem urzędu będzie korzystne dla mieszkańców.

Ta układanka ma jeszcze trzeci wierzchołek. Odkąd było wiadomo, iż wygasa kolegium językowe, o budynek po NKJO starała się mniejszość niemiecka z zamiarem stworzenia tu własnego centrum edukacyjnego - gimnazjum, liceum i placówki doradczo-metodycznej dla nauczycieli niemieckiego jako języka mniejszości (obecnie tak sprofilowanych doradców w Opolu nie ma). Marszałek odmówił. Obok znanej już argumentacji ekonomicznej podkreślił, że z analizy przeprowadzonej wraz z kuratorium wynika, że w obecnej sytuacji demograficznej istniejąca baza oświatowa, gdy idzie o szkoły językowe, nauczanie dwujęzyczne i nauczanie mniejszości jest wystarczająca i nie ma potrzeby tworzenia nowej placówki.

- To jest kompletnie niezrozumiałe - uważa lider TSKN Rafał Bartek. - Przecież o centrum edukacyjnym mniejszości w Opolu mówimy od lat przy każdym spotkaniu na temat strategii edukacyjnej MN. Zawsze w obecności przedstawicieli władz regionu i kuratorium. Nigdy dotąd nie usłyszeliśmy, że ono nie jest potrzebne. Więc albo nasi partnerzy nie słuchają, co mówimy, albo słuchają, ale myślą i robią swoje. Nie mogę się dopatrzeć sensu w tym, że najpierw obiekt biurowy na Hallera adaptowano na budynek oświatowy, z biblioteką, aulą, pomocami naukowymi itp. A teraz będzie się go przerabiać z powrotem na biurowiec. W dodatku mocno oddalony od centrum. Wreszcie odnoszę się krytycznie do działalności instytutu w PRL-u, ale wiele nowych publikacji, włącznie z ostatnim leksykonem śląskim, bardzo cenię. Dziwię się, że samorząd tak łatwo położył na nim krzyżyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska