Interna wyszła z mody - które medyczne specjalizacje są trendy?

Redakcja
Teraz trendy jest być kardiologiem. Powodzenie ma też ginekologia. Za to internę, radiologię, ratownictwo medyczne czy geriatrię większość lekarzy omija z daleka. Medycy mówią, że to specjalności dla pasjonatów.

Andrzej Bunio, zastępca dyrektora ds. leczniczych szpitala w Kup, jest jedynym specjalistą geriatrą na Opolszczyźnie. Tymczasem Opolanie się starzeją. Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego w 2030 roku liczba mieszkańców regionu może spaść do 860 tysięcy. Zmieni się także struktura wiekowa mieszkańców. W samym Opolu odsetek osób powyżej 65. roku życia wzrośnie do 28,5 procent i wyniesie blisko 28 tysięcy. Kto ich będzie leczył?

- Wiem, że to nie jest intratna specjalność - przyznaje. - Zysku mi nie przyniesie, bo prywatnego gabinetu nie otworzę - uważa doktor Bunio. - Może zabrzmi to górnolotnie, ale jest to bardziej praca dla dobra społecznego. Nawet dostać się na tę specjalizację jest niezwykle trudno. W naszym województwie takiej możliwości nie ma. Podjąłem to wyzwanie, bo w życiu pieniądze to nie wszystko.
Doktor Bunio jako geriatra ma do czynienia wyłącznie z ludźmi starszymi, często poważnie chorymi, niedołężnymi. Specjalizacja ta kojarzy się głównie z tym, co w życiu smutne i nieodwracalne, dlatego lekarzy odstrasza. - Ktoś tym ludziom musi jednak pomóc przeżyć godnie ostatnie lata, wszyscy będziemy kiedyś starzy - dodaje opolski geriatra.

Na Opolszczyźnie oprócz internistów, geriatrów, radiologów, zaczyna też brakować pediatrów, neonatologów, radioterapeutów onkologicznych, specjalistów medycyny paliatywnej, endokrynologów, chirurgów, diabetologów i pulmonologów. Szczególnie dziwi brak chętnych do podejmowania specjalizacji z interny, królowej nauk medycznych, która kiedyś była marzeniem wielu absolwentów akademii.

- W tym roku na 20 miejsc specjalizacyjnych z chorób wewnętrznych zostało wykorzystanych jedynie 6 - ubolewa Mieczysław Wojtaszek, dyrektor Opolskiego Centrum Zdrowia Publicznego, placówki nadzorującej dokształcanie lekarzy na Opolszczyźnie. - Na 10 miejsc z medycyny rodzinnej obsadziliśmy tylko jedno. Na 4 z pulmonologii też jedno. Dostaliśmy zaledwie 3 miejsca na specjalizację z pediatrii, ale i tak było zainteresowanych tylko dwóch lekarzy. Trudno nam ocenić, dlaczego tak się dzieje. My przecież nie wnikamy w czyjeś decyzje.

Specjalizacja musi być perspektywiczna
- Niektórzy lekarze wybierają specjalizację pod kątem tego, jak się w niej znajdą, co będą robić w przyszłości, czy będą mogli prowadzić samodzielną działalność, otworzyć gabinet - mówi dr n. med. Jerzy Jakubiszyn, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu. - Interna obecnie nie jest "chodliwa", pozostaje dla tych, którzy chcą się poświęcić pracy w szpitalu. Przede wszystkim specjalizacja z interny jest bardzo pracochłonna, trwa 6 lat, a po jej ukończeniu trzeba jeszcze specjalizować się dodatkowo. Do wyboru jest nefrologia, gastrologia, endokrynologia czy reumatologia, ale to zajmuje kolejne 4 lata. Łącznie, by być specjalistą internistą, trzeba po 6-letnich studiach poświęcić dodatkowych 10 lat życia.

Tymczasem po ukończeniu akademii medycznej i odbyciu rocznego stażu lekarz może wybrać krótszą drogę: ginekologię, okulistykę czy laryngologię i zostać specjalistą już po 6 latach.

- Pediatria też jest bardzo obszerna, poza tym "wycięto" ją z podstawowej opieki zdrowotnej, powierzając tę dziedzinę lekarzom rodzinnym, dlatego młodzi adepci zawodu coraz mniej mają motywacji, by ją wybierać - uważa dr Jakubiszyn. - Mogą co najwyżej realizować się w szpitalach na oddziałach pediatrycznych, ale tych nie ma aż tak dużo.

Radiolog potrzebny od zaraz
W Opolskim Centrum Onkologii impas został wreszcie przełamany, jeśli chodzi o chirurgów onkologicznych i onkologów klinicznych. Wcześniej chętnych do podjęcia się tych trudnych (i wyczerpujących psychicznie) specjalizacji było jak na lekarstwo.

- Obecnie chirurgów mamy już wystarczającą liczbę, poza tym dwóch lekarzy wybrało onkologię kliniczną - stwierdza Wojciech Redelbach, dyrektor OCO, który sam jest chirurgiem onkologiem. - Wprawdzie specjalizacja z onkologii klinicznej trwa 5 lat, z czego przez 3 lata my tego lekarza nie widzimy, bo najpierw musi on przejść szkolenie w innych szpitalach i klinikach, to jest to inwestycja na przyszłość. Mam bowiem nadzieję, że ci lekarze potem u nas zostaną. Nie ukrywam, że zanim kogoś przyjmiemy, bierzemy to pod uwagę.

Brakuje natomiast w Opolskim Centrum Onkologii fachowców od radioterapii onkologicznej. Opolskie Centrum Zdrowia Publicznego dysponowało na ten rok 3 miejscami, ale nikt się nie zgłosił.
- W przypadku radioterapii sytuacja jest fatalna - podkreśla dr Wojciech Redelbach. - Trzej lekarze są w trakcie specjalizacji, jednak to za mało, od razu przyjąłbym jeszcze dwóch. Mimo ogłoszeń, jakie zamieszczaliśmy w gazetach ogólnopolskich i branżowych, ofert kierowanych wprost do izb lekarskich w całym kraju, odzewu nie ma. Z takim samym problemem, z tego co wiem, borykają się wszystkie ośrodki onkologiczne w Polsce.

20 złotych to za mało
Opolskie Centrum Zdrowia Publicznego otrzymuje dwa razy w roku pewną pulę miejsc specjalizacyjnych, które przydziela mu (podobnie jak wszystkim centrom w kraju) Ministerstwo Zdrowia. W październiku dostało 103 miejsca z różnych dziedzin medycyny. W tym były 53 tzw. miejsca rezydenckie. Lekarze, którzy dostają rezydenturę, przez cały okres trwania danej specjalizacji kształcą się na koszt państwa. Ministerstwo Zdrowia, chcąc zachęcić medyków do wybierania najmniej popularnych specjalności, postanowiło ich skusić większymi pensjami.

- Rezydenci, którzy wybiorą specjalizację deficytową, mają dostawać co miesiąc po 3600 zł brutto przez pierwsze dwa lata, a potem po 3900 - mówi dr Redelbach. - Dotyczy to m.in. onkologów klinicznych, radiologów, radioterapeutów, anatomopatologów. Jeśli specjalizacja nie jest deficytowa, to rezydenci zaczynają od ok. 3400 - 3500 zł. Ale, jak widać, nawet takie zarobki do radioterapii nikogo nie zachęciły.
Zdaniem dyrektora opolskiej onkologii przyczyna tkwi w tym, że radioterapia onkologiczna jest bardzo techniczną specjalizacją. Wymaga dużej wiedzy z fizyki, z obsługi komputerów. Sprzęt do leczenia chorych i odczytywania wyników jest nowoczesny, wyrafinowany, nie każdy sobie z nim poradzi. - Jest tu stosunkowo mały kontakt z pacjentem i wielu lekarzom to nie odpowiada - zaznacza dr Redelbach.

Nie każdy to tempo wytrzyma
Zainteresowanie medycyną ratunkową w tym roku też było mizerne. Na pięć wolnych miejsc zgłosiła się jedna osoba. Choć Ministerstwo Zdrowia również umieściło tę specjalizację na liście deficytowych.

- Dodatkowy zastrzyk finansowy w wysokości 200-300 złotych oznacza, że jest ona coraz bardziej doceniana w Polsce, ale to widocznie nie wystarcza - mówi Marek Dryja, anestezjolog, szef oddziału ratunkowego w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu, który ukończył też specjalizację z medycyny ratunkowej jako jeden z pierwszych w kraju. - Jest to specjalność bardzo trudna, interdyscyplinarna, wymaga wszechstronnej wiedzy medycznej, gdyż lekarz ma do czynienia z pacjentem znajdującym się w stanie zagrożenia życia. Trzeba natychmiast podejmować decyzje, stawiać diagnozę, działać błyskawicznie, bo często liczą się sekundy. Nie każdy to tempo wytrzyma.

Jest to zawód bardzo obciążający psychicznie. Często udaje się kogoś uratować, ale nierzadko lekarz jedzie wraz z ekipą ratunkową do wypadku, zatrucia, a na miejscu okazuje się, że śmierć była szybsza.

- Każdy zgon jest dla nas ciężkim przeżyciem, ale najtrudniej pogodzić się z tym, gdy umierają na naszych oczach młodzi ludzie - przyznaje dr Marek Dryja. - To człowieka bardzo dołuje. Trzeba jednak nauczyć się żyć ze stresem, mieć w sobie dużo samozaparcia, fascynacji tym zawodem, żeby się nie poddać. Ja też miewam chwile depresji, pewne dramatyczne obrazy pozostają w pamięci na długie lata. Choćby widok poszatkowanej nożem dziewczyny czy nastoletnich ofiar wypadku samochodowego. Mnie jednak zawsze na duchu podtrzymuje świadomość, że komuś uratowałem życie. Choć sam nie wiem, na jak długo mi tego samozaparcia wystarczy.

Od grudnia na oddziale ratunkowym w WCM rozpoczęła specjalizację jedna osoba.

Za każdym razem, zanim Ministerstwo Zdrowia dokona podziału miejsc specjalizacyjnych, Opolskie Centrum Zdrowia Publicznego, po zasięgnięciu opinii konsultantów wojewódzkich z poszczególnych dziedzin, wysyła do Warszawy wnioski z własnym zapotrzebowaniem na specjalistów.

- My jednak potem nie mamy wpływu na podział tych miejsc, jedynie pośredniczymy w ich "zagospodarowywaniu" podkreśla Mieczysław Wojtaszek. - Niestety, system kwalifikowania na specjalizację nie bierze pod uwagę zapotrzebowania w danym województwie. Decyduje bowiem liczba punktów uzyskanych w trakcie wcześniejszych egzaminów kwalifikacyjnych. Egzaminy odbywają się w Krakowie, Warszawie, Katowicach i Łodzi. Jeśli np. w gronie startujących na kardiologię czy alergologię lepszy okazuje się lekarz z innego województwa niż z Opolszczyzny, to on w pierwszej kolejności dostaje skierowanie. Bywa też, że ktoś po pół roku przerywa specjalizację, bo się w niej nie sprawdza.

Czasem niespodziewanie wycofuje się placówka, w której lekarz miał się specjalizować. - Ortodoncją było zainteresowanych aż 60 osób, uzyskaliśmy 2 miejsca, a w efekcie zostało nam jedno, bo jedna przychodnia nagle nam odmówiła. I nie mogliśmy w tej sprawie nic zrobić.

Jak wykruszyli się zakaźnicy
Na całe województwo jest tylko 8 specjalistów chorób zakaźnych. Nazywają siebie garstką zapaleńców. To specyficzna dziedzina. Kojarzy się z bakteriami, wirusami, których większość ludzi się boi. Odstrasza też lekarzy.

- Zakaźnik może pracować tylko w państwowej służbie zdrowia, nawet w ZUS-ie nie dorobi - mówi Wiesława Błudzin, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych. - Tymczasem ciągle musi się dokształcać, gdyż stale pojawiają się nowe choroby i trzeba wiedzieć, jak się z nimi zmierzyć. Naszym najnowszym wyzwaniem jest świńska grypa. Trzeba mieć wiedzę o antybiotykach w jednym palcu. Stawianie diagnoz nie jest proste. Jeśli ktoś nie widział nigdy pacjenta zatrutego jadem kiełbasianym, zarażonym bakterią tężca i uczył się tego tylko z książek, to może mieć z tym problemy.

Do wykruszenia zakaźników przyczyniła się polityka Ministerstwa Zdrowia, które przed laty ogłosiło, że choroby zakaźne w Polsce nie stanowią większego zagrożenia. W ślad za tym poszła likwidacja wielu oddziałów szpitalnych o tym profilu, co spowodowało, że zakaźnicy potracili miejsca pracy, więc inni lekarze nie widzieli sensu, by szkolić się w tym kierunku. Na Opolszczyźnie najpierw przestał istnieć oddział zakaźny w Sławięcicach, a potem w Wołczynie i Prudniku. W efekcie pozostały dwa: w Opolu i Nysie, choć ten drugi też już próbowano zamknąć.

- Nas akurat nie ma na liście deficytowych specjalizacji, kiedyś zakaźnikom przysługiwało więcej dni urlopu, więc może by przynajmniej do tego powrócić - proponuje dr Wiesława Błudzin.
Na topie, oprócz kardiologii, alergologii, ginekologii, okulistyki czy anestezjologii jest obecnie dermatologia. Wiąże się to zapewne z coraz większym zapotrzebowaniem na usługi z zakresu dermatologii estetycznej.

- Po raz pierwszy chyba od roku 1986 nasze województwo uzyskało 3 miejsca akredytacyjne na tę specjalność - mówi Mieczysław Wojtaszek. - I wszystkie zostały wykorzystane, bo było duże zainteresowanie. Lekarze tym razem nie muszą nigdzie wyjeżdżać, gdyż będą się szkolić na miejscu, w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu.

Kolejki do specjalistów to - jak widać - nie tylko pochodna niskich kontraktów. Po prostu brakuje lekarzy wielu specjalności. Zarówno tych, które nie cieszą się popularnością jak i tych, gdzie chętni walą drzwiami i oknami, a ograniczają ich limity przyjęć. I tak źle, i tak niedobrze. Zwłaszcza dla pacjentów: dziś na operację stawu biodrowego czy kolanowego czeka się na Opolszczyźnie dwa lata, na operację zaćmy rok, na zabiegi kardiologiczne ponad rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska