Internetowe oszustwa. Możesz stracić fortunę

fot. Archiwum
Murzynek Bambo w Afryce mieszka, rozsyła maile ten nasz koleżka. To nie nowa wersja starego wierszyka, ale szwindel, który ma za zadanie łowić naiwnych i kosić ich na forsę.

Afrykański szwindel - tak policjanci i spece od walki z internetowym spamem, czyli nie chcianą korespondencją elektroniczną, określają proceder polegający na oferowaniu przez obce osoby darowizny w wysokości kilku milionów dolarów. Chęć jej przyjęcia może w konsekwencji spustoszyć portfel, bo to perfidna gra, w która wciągają nas przestępcy.

"Drodzy w Chrystusie. Pozdrowienia w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa" - tak rozpoczynał się e-mail, który trafił niedawno do pana Dariusza z Opola. Dalej był pozornie bezsensowny bełkot, wynikający z faktu, że oryginał listu został napisany po angielsku, a na polski przełożyła go maszyna. A że sztuczna inteligencja to na razie pojęcie czysto abstrakcyjne, wyszła z tego polszczyzna dość kuriozalna.

Oto fragment: "Jestem skontaktować się dowiedzieć się, czy mógłbyś mi pomóc zrealizować moje ostatnie życzenie. Jestem 65 lat, wdowa, bez dzieci, i wiem, że umrę wkrótce. Obecnie jestem zarejestrowana w jeden prywatny szpital o Wybrzeżu Kości Słoniowej, a wkrótce przechodzi poważnych operacji serca i trzymam ten sen, że nie może przetrwać z operacji".

Chodzi o to, że babka z Wybrzeża Kości Słoniowej prosi o pomoc w realizacji ostatniej woli. Jest poważnie chora na serce i panikuje przed operacją, którą mają jej zrobić w afrykańskim szpitalu (wielkie rzeczy - każdy by się bał). Ponieważ spodziewa się najgorszego, zanim da się rozkroić, chciałaby jeszcze prosić dobrych ludzi o przysługę.
Dalej wyjaśnia, że jest wdową po zamordowanym w wyniku wojny domowej z 2002 roku obywatelu Wybrzeża Kości Słoniowej i ma po nim na koncie 2 miliony 200 tys. dolarów.

"Chciałbym abyście pomogli mi darować funduszu dla osób niepełnosprawnych, domy sierot, nosicieli wirusa HIV i kościołów w każdej dziedzinie w kraju" - pisze kobieta i prosi o pilną odpowiedź, przedstawiając się jako Cathrine Emmer Akissi, obywatelka Kanady, wdowa po mieszkańcu Wybrzeża Kości Słoniowej.

Internetowe oszustwa. Możesz stracić fortunę
Kolaż: Tomek

(fot. fot. Archiwum)

Pan Dariusz od razu wiedział, że to ściema, ale stwierdził, że jeśli kobiecie zależy na tym, by to on wydał jej 2 miliony dolców, odpisze zwrotnego maila i to po angielsku, żeby nie sprawiać swojej dobrodziejce kłopotu ze zrozumieniem. W ten sposób chciał ją poddać testowi na wiarygodność, a przy okazji chwilę się zabawić.

- Napisałem, że chętnie przyjmę oferowane pieniądze, ale ponieważ sprawa wymaga zaangażowania przeze mnie prawnika, to proszę najpierw o wysłanie kwoty 5 tysięcy dolarów na pokrycie tych kosztów - opowiada pan Dariusz. Wkrótce opolanin dostał kolejny przetłumaczony przez automat list.

Tajemnicza filantropka ponownie wyznała w nim, że jest ciężko chora, a muzułmańscy krewni jej zmarłego męża wcale się tym nie przejmują. Zostawili ją samą, więc ona chce zadysponować pieniędzmi męża bez ich wiedzy, spełniając jego ostatnią wolę z 2002 roku.

O powierzeniu realizacji testamentu prawnikowi pana Dariusza nie było jednak ani słowa. Była za to odwrotna propozycja: przesłania przez Polaka mailem jego danych osobowych oraz skanu paszportu lub dowodu osobistego.
- Oczywiście na tego maila już nie odpisałem - mówi pan Dariusz. - Od początku wiedziałem, że to szwindel, o którym media nieraz już donosiły, ale może niewystarczająco, skoro w dalszym ciągu takie maile są rozsyłane - zastanawia się.

Groźna gra
Podjęcie takiej korespondencji oznacza podjęcie ryzyka wpadnięcia w psychologiczną pułapkę, zastawianą przez przestępców. Podają się oni za wdowę po bogatym Afrykańczyku, ale też za dzieci obalonych przywódców politycznych z Czarego Lądu lub prześladowane potomstwo biznesmenów. Te fikcyjne postaci zazwyczaj łączy jedno: nie mogą podjąć posiadanej fortuny i proszą o pomoc w wytransferowaniu pieniędzy poza Afrykę lub zainwestowaniu ich w kraju zamieszkania adresata maila, np. w Polsce.

(fot. Kolaż: Tomek)

- To niby nic groźnego, ale naiwna osoba, która uwierzy w takie bajki, może ponieść wymierne straty - mówi Marek Kowalewski, informatyk z Kędzierzyna-Koźla, który specjalizuje się m.in. w zabezpieczaniu skrzynek mailowych przed nie chcianą korespondencją reklamową i spamem słanym przez oszustów.

- Podjęcie korespondencji i przekazanie danych osobowych ma na celu psychiczne uzależnienie adresata od rzekomego darczyńcy. Udaje się to pewnie w jednym na kilka tysięcy przypadków, ale dla przestępców to żaden kłopot, bo rozsyłanie maili jest przecież darmowe - dodaje Kowalewski.

Finałem tej gry są informacje, że przed przelaniem pieniędzy na konto trzeba jeszcze pomóc w opłaceniu adwokata (jak w przypadku korespondencji nadesłanej do pana Dariusza przez kobietę umierającą na Wybrzeżu Kości Słoniowej) albo przesłać darczyńcy od kilkudziesięciu do nawet kilku tysięcy dolarów na inne opłaty czy łapówki niezbędne do załatwienia wszystkich formalności w Afryce.

Nie tylko maile
Pieniądze w nadziei szybkiego zdobycia fortuny można też stracić, nabierając się na wygraną na loterii. Internetowi przestępcy rozsyłają bowiem także informacje o wielomilionowych wygranych, które adresaci mogą podjąć natychmiast w oparciu o załączony skan certyfikatu. Same certyfikaty wyglądają nieraz imponująco i sprawiają wrażenie bardzo wiarygodnych.

- A po podjęciu decyzji o przyjęciu wygranej wystarczy tylko dokonać kilku opłat: za certyfikat, za międzynarodowy przelew, za nabycie prawa do już zdobytej wygranej... - wylicza Marek Kowalewski. - Wspólną cechą wszystkich tych e-maili jest pochodzenie. Rozsyłane są najczęściej z Afryki lub Bliskiego Wschodu, ale naciągaczy nie brakuje też w naszej części Europy.

- Jedyna rada, jaką należy zapamiętać, brzmi: wyrzucaj do kosza wszystkie maile, które pochodzą z nieznanych ci adresów, albo dotyczą przedsięwzięć, w których nie brałeś świadomego udziału - zaleca informatyk. - W przeciwnym wypadku otwieramy przed przestępcami nasze portfele albo udostępniamy wirusom własny komputer wraz ze wszystkimi zawartymi tam danymi. Jedno i drugie może słono kosztować - przestrzega pan Marek.

Świat się wprawdzie zmienia w zawrotnym tempie, ale stara prawda, że nie ma nic za darmo, nadal obowiązuje. Także w odniesieniu do najnowszych zdobyczy techniki. Dlatego nie ma mowy, żeby np. wysyłając darmowy SMS, wziąć udział w losowaniu cennych nagród lub dużych kwot pieniędzy. Zanim przystąpi się do gry, trzeba zwykle dosłać niejeden SMS o wartości od 2,44 do nawet kilkudziesięciu złotych brutto.

Jeśli sami wybieramy loterię, bo np. spodobała nam się reklamująca ją w telewizji aktorka - pół biedy. Wówczas bowiem można zajrzeć do internetu, sprawdzić wiarygodność firmy, poczytać regulamin. W żadnym wypadku nie należy natomiast odpowiadać na propozycje nadesłane na nasz telefon w rodzaju: "Już teraz mamy dla Ciebie 20 000 zł, Twój numer jest pierwszy na liście, tylko wyślij SMS o treści...".

W takich razach naiwnemu graczowi znany jest tylko numer SMS-a i kwota, jaką musi za niego zapłacić. A i ta w ostatecznym rozrachunku bywa wyższa od spodziewanej. Kalkulacja, że co mi tam po 2,44 zł, skoro zaraz mogę wygrać kilkadziesiąt tysięcy, jest tym, na co liczą naciągacze. Warto o tym pamiętać i nie dać się nabijać w butelkę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska