Irena Jarocka: - Marzy mi się, by zrobić w Opolu swoje 40-lecie

fot. Archiwum
- We współczesnym showbiznesie prócz piosenki czy jej wykonania liczy się promocja. Czasem nawet bardziej niż sam utwór. - mówi Jarocka.
- We współczesnym showbiznesie prócz piosenki czy jej wykonania liczy się promocja. Czasem nawet bardziej niż sam utwór. - mówi Jarocka. fot. Archiwum
Rozmowa z Ireną Jarocką, piosenkarką, autorką hitów "Odpływają kawiarenki" i "Gondolierzy znad Wisły".

- Gdy Platforma Obywatelska walczyła o władzę, mówiła, że za jej rządów będzie lepiej i ci, którzy wyjechali za granicę, będą wracać. Pani wróciła. Czyli jest lepiej?
- Oczywiście że jest. O niebo! Ja tę sukcesywną poprawę widziałam już wiele lat temu, gdy co jakiś czas wracałam ze Stanów do Polski. Z odległości kilku tysięcy kilometrów doskonale widać piorunujący wręcz postęp w sposobie i stylu życia, w możliwościach, jakie są teraz w Polsce. Ta poprawa jest jeszcze większa od czasu, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej. Ludzie stali się bardziej otwarci, przedsiębiorczy, bardziej uwierzyli w siebie. Ale wracam do kraju nie dlatego, że się w nim poprawiło. Wracam, bo nigdy nie brałam pod uwagę, że wyjadę stąd na stałe.

- Co stało na przeszkodzie, by wrócić wcześniej?
- To, że mój mąż - profesor informatyki - miał w Stanach dobrą pracę, że się tam realizował. Ale co jakiś czas przyjeżdżałam do Polski, żeby śpiewać. Teraz mąż chce przejść na wcześniejszą emeryturę. Będzie mógł pracować w Polsce i w Stanach. Ja nigdy nie porzuciłam śpiewania. Pora więc, by Polska stała się naszą bazą. Wracam tu tym chętniej, że nadal mam wielką publiczność. Na moje koncerty przychodzą nie tylko ci, którzy kiedyś słuchali "Kawiarenek", ale też spora rzesza młodych ludzi. Między innymi to mnie zdopingowało do powrotu na stałe.

- Bardzo różni się Polska, z której pani wyjeżdżała w 1990 roku, od tej, do której pani dzisiaj wraca? Scena muzyczna bardzo się zmieniła?
- Jest zupełnie inna. We współczesnym showbiznesie prócz piosenki czy jej wykonania liczy się promocja. Czasem nawet bardziej niż sam utwór. Brakuje dziś melodyjnych piosenek z dobrym tekstem i coraz więcej młodych ludzi wraca do muzyki swoich rodziców. Dlatego zapanowała moda na oldies.

- I dlatego młodzi przychodzą na pani koncerty?
- Pewnie tak. Ale przychodzą też dlatego, że wielu z nich na moich piosenkach - słuchanych przez rodziców - się wychowało. Na całym świecie wraca moda na gwiazdy lat 70., 80. Zespoły i wykonawcy wracają na scenę, nagrywają stare przeboje w nowych aranżacjach, tworzą nowe płyty, dają kolejne koncerty.

- Bywa tak, że po koncertach młodzi ludzie podchodzą do pani, proszą o autograf i mówią: moja mama bardzo lubiła te pani "Kawiarenki"? Obraża się pani w takim momencie?
- Ależ skąd. W ogóle mnie to nie dotyka, a rzeczywiście się zdarza. Jakiś czas temu na mój koncert przyszła grupka młodych, kolorowych ludzi: z czubami na głowie, w skórzanych kurtkach nabitych ćwiekami. Podeszli po autograf, a jeden z nich powiedział właśnie, że jego mama tak bardzo mnie lubi i on musiał przyjść na występ. To był piękny komplement.

- Pani Ireno, kim jest Jerzy Gondol...?
- To postać, która powstała w programie Agnieszki Osieckiej i Wojtka Młynarskiego "Listy nienapisane" wtedy, gdy utwór "Gondolierzy znad Wisły" był bardzo popularny. Do tego programu słuchacze pisali prośby o piosenki. Jeden z widzów, parafrazując zręcznie tytuł mojej piosenki, poprosił właśnie o utwór o Jerzym Gondolu... Do dziś często właśnie tak zapowiadam tę piosenkę.

- Jerzy Gondol to dla pani ważna postać. Równo 40 lat temu zdobyła pani za tę piosenkę wyróżnienie na festiwalu w Opolu. Gdyby nie wyjeżdżała pani do USA u szczytu kariery, może płyt i wyróżnień byłoby więcej?
- Wtedy, gdy wyjeżdżałam, bardzo tego żałowałam. Dziś nie żałuję nawet dnia, bo jestem bogatsza o doświadczenie, lepiej rozumiem świat i siebie. Ameryka nauczyła mnie pokory i tolerancji dla drugiego człowieka, a także wiary w siebie. Gdy byłam na topie, nie miałam czasu na życie osobiste, przemyślenia, na dom. Ta przerwa była mi bardzo potrzebna.

- Decyzja o wyjeździe do USA była wyborem między rodziną a karierą. Wiele kobiet dziś też musi takich wyborów dokonywać. Pani postawiła na rodzinę. Warto było?
- Gdy się ma rodzinę, to koniecznie trzeba dla niej znaleźć czas, być z bliskimi. Kiedy intensywnie koncertowałam, żebyśmy mogli wykończyć dom w Polsce, żyłam z wyrzutami sumienia, że mało czasu poświęcam córce. Zajmował się nią wtedy Michał. Pozwolił mi się realizować. Kiedy pojawiła się perspektywa wyjazdu do USA, uznałam, że teraz musi być jego czas. Trudno mi się było tam odnaleźć, długo byłam obrażona na cały świat. Zdarzyło się nawet tak, że uderzyłam pięściami w piersi mojego męża i krzyczałam: po coś mnie do tej Ameryki sprowadził! Na szczęście Michał jest niezwykle cierpliwy. Przetrwaliśmy to, a ja nauczyłam się myśleć pozytywnie. Dziś, po latach, znów nasze role się odwracają. Dziś chcę mocniej zaznaczyć swoją obecność na rynku muzycznym, a Michał chce mi w tym pomóc i wrócić ze mną do kraju.

- To pozytywne myślenie sprawiło, że zaczęła się pani cieszyć z drobiazgów, czyli "Małymi rzeczami", o których pani śpiewa. Co panią cieszy na co dzień?
- A choćby to, że w Warszawie dziś świeci piękne słońce, że przy mnie stoją piękne kwiaty, że mąż przesłał mi mały prezent.

- Jaki?
- Drobiazg - specjalne wkładki do rękawiczek, które ogrzewają dłonie. Saszetki, w których pod wpływem powietrza zachodzą reakcje chemiczne i grzeją przez dziesięć godzin. A ja bardzo nie lubię zimna. No i jak tu się nie cieszyć?

- A nie obawia się pani, że piosenki z płyty "Małe rzeczy" nie będą takimi hitami jak "Gondolierzy..." czy "Kawiarenki..."?
- To są takie same piosenki jak tamte, tylko w nowoczesnej aranżacji. Z tym że we współczesnym świecie inaczej trzeba je lansować. Kiedyś było jedno radio i jeśli w nim grano piosenkę, to stawała się popularna dosyć szybko. Dziś trzeba płyty promować w wielu mediach, intensywniej. Ja mam przekonanie, że piosenki z tej płyty są równie dobre, a może nawet lepsze niż choćby "Kawiarenki". Zbierają pozytywne recenzje i nawet na internetowych forach nie ma o płycie zbyt wielu zgryźliwych komentarzy. Wiem też, że nawet jeśli teraz te utwory nie staną się przebojami, to są na tyle wartościowe, że ludzie będą do nich wracać. Marzy mi się, by któraś z tych piosenek stała się wielkim przebojem, ale jeśli się tak nie stanie, to będę wierzyć, że taki przebój pojawi się na następnym krążku.

- Ktoś, kto przeczyta pani biografię, może odnieść wrażenie, że miała pani bajkowe życie - zrobiła wielką karierę, znalazła wielką miłość, zjeździła świat. Tymczasem w swojej książce "Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej" opowiada pani na przykład o tym, że aby utrzymać się we Francji na stypendium, dorabiała pani sprzątając, opiekując się dziećmi.
- Takie jest życie. Bez tych szarych momentów nie umiałabym docenić tego, co teraz mam. W Paryżu na stypendium rzeczywiście bywało ciężko. Żartobliwie mówię czasem, że psychicznie postarzałam się tam o sześćdziesiąt lat. Zresztą - nie tylko ja przeszłam trudną drogę. Krzysiek Krawczyk na przykład układał dachy w Stanach. Dla nas to była szkoła życia i szkoła pokory, która często bywa przydatna. Dzięki tym doświadczeniom jestem dziś bardziej świadoma i bardziej cieszą mnie na przykład koncerty, których gram mnóstwo.

- Będzie jakiś w Opolu?
- Do końca roku nie, a w przyszłym jeszcze nie wiem. Na pewno bardzo bym chciała wystąpić na kolejnym festiwalu. Marzy mi się, by zrobić w Opolu swoje 40-lecie.

- Na koniec pytanie, którego kobiecie zadawać się nie powinno. Ma pani 62 lata i kompletnie na nie nie wygląda! Moi koledzy z pracy nie chcą w to wierzyć. Tu i ówdzie pojawia się złośliwa plotka o operacjach plastycznych. Poddawała się im pani?
- Ależ skąd! Żadnej. I nie mam zamiaru się ciąć. Ja mam młodość w genach i dbam o siebie - zdrowo się odżywiam, pilnuję się, by nie przytyć, robię maseczki, bywam u kosmetyczki. Poza tym jestem młoda duchem, pozytywnie nastawiona do życia i realizuję swoje pasje. Jeśli ktoś chce plotkować - niech plotkuje. Jestem szczęśliwa, czuję się kochana i to jest tajemnica mojego wyglądu. A kolegom proszę powiedzieć, że rzeczywiście mam tyle lat, na ile wskazuje metryka.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska