IV liga. Sparta Paczków - Start Namysłów 0-2

fot. Sebastian Stemplewski
Zbigniew Pabiniak (z prawej) tuż przed końcem meczu pokonał Michała Matusznego.
Zbigniew Pabiniak (z prawej) tuż przed końcem meczu pokonał Michała Matusznego. fot. Sebastian Stemplewski
Gospodarze przeważali, ale komplet punktów zgarnęli goście. Potrzebują oni tylko punktu, aby wywalczyć awans do III ligi.

Wiedzieliśmy, że do Paczkowa nie jedziemy na spacerek - mówił Krzysztof Gnacy, trener Startu. - Utwierdzało mnie w tym efektowne zwycięstwo Sparty przed tygodniem w Łubnianach. Dlatego wybrałem taktykę wzmocnionej defensywy, połączonej z szybkimi kontrami. W tym ważnym dla nas spotkaniu graliśmy w osłabionym składzie, między innymi bez najlepszego strzelca Rafała Simlata.

Z pierwszej połowy meczu w pamięci widzów pozostały tylko dwie sytuacje. Pierwsza miała miejsce w 34. min. Sędzia podyktował rzut wolny pośredni z linii środkowej boiska. Piłkę ustawił Piotr Szota i nie bacząc na odległość mocno strzelił na bramkę. Piłkę dotknął bramkarz gospodarzy, ale ku jego rozpaczy wylądowała w bramce.

- Źle oceniłem lot piłki, wyszedłem za daleko i stało się - skomentował potknięcie Michał Matuszny. - Długo nie mogłem dojść do siebie po tej wpadce. Na szczęście po przerwie naprawiłem błąd udanymi interwencjami.

W znacznie lepszym nastroju mówił o golu autor.
- Mam ostatnio farta podczas wykonywania rzutów wolnych - stwierdził Szota.
- Przed tygodniem zdobyłem gola po precyzyjnym strzale z wolnego, dziś powtórzyłem swój wyczyn, tym razem w znacznie trudniejszej sytuacji. Cieszę się z celnego trafienia, ale jeszcze bardziej ze zwycięstwa, które umocniło naszą premiowaną awansem pozycję w tabeli. Na gratulacje za trzecią ligę jeszcze za wcześnie, ale już czujemy ich smak.
Druga godna odnotowania sytuacja miała miejsce w 40. min. Będący siedem metrów przed bramką Startu Witold Bułka, nie atakowany przez nikogo, huknął jak z armaty, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Gol byłby zasłużoną nagrodą dla gospodarzy.

Po zmianie stron na boisku obowiązywał podobny scenariusz - Sparta atakowała, goście pilnowali dostępu do swojej bramki, nie zapominając o kontrach.

W dwóch z nich uczestniczył doświadczony Zbigniew Pabiniak. W 65. min jego strzał obronił w dobrym stylu Matuszny. Druga szarża Pabiniaka zakończyła się trafieniem, po którym gościom spadł kamień z serca.

- Trafiliśmy na bardzo trudnego rywala, który zmusił nas do maksymalnego wysiłku - powiedział Pabiniak. - Tym bardziej cenimy trzy punkty, a ja mam dodatkową satysfakcję, że mimo swojego wieku znajduję miejsce w młodej drużynie.
W gorszych humorach byli po meczu gospodarze.

- Zostawiliśmy na boisku dużo sił, a schodziliśmy z niego z pustymi rękami
- narzekał Mateusz Dudek, kapitan Sparty. - Kolejny raz zawodzi skuteczność. Wypracowaliśmy wiele sytuacji, ale za okazje nie dostaje się punktów. Na pocieszenie pozostaje świadomość, że graliśmy z trudnym rywalem, który mierzy w III ligę.

- Spodziewaliśmy się takiej taktyki przeciwnika - stwierdził Marcin Krótkiewicz, trener Sparty. - Atak pozycyjny nie jest naszą silną stroną, jeszcze gorzej było ze skutecznością. Do tego doszedł prezent naszego bramkarza. Jako zespół nie byliśmy gorsi i zasłużyliśmy na punkt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska